czwartek, 27 lutego 2014

Groch z kapustą

Często jak czytam notki na waszych blogach zaczynam się zastanawiac, zastanawiac i zastanawiac i wychodzi mi potem własny post. Często przypomina zupę studenta, czyli wszystko pomieszane, odgrzewane kilkanaście razy i ze składnikami nie zawsze do siebie pasującymi. Ale przynajmniej wiadomo że tematy poruszane przez was są wartościowe, skoro zmuszają do własnych przemyśleń. Oczywiście jako pierwsze na tapecie zawsze pojawia się małżeństwo (wiem, pewnie już się przejadło, ale ja się jeszcze nie nacieszyłam, za 50 lat zmienię na coś innego:D) Ostatnio rodzice wysłali mi film z wesela mojej sąsiadki. Nic dziwnego gdyby nie to, że zamiast oglądac jej wesele włączałam swoje :D Zawsze tylko czołówkę, bo muszę się pochwalic że kamerzysta zrobił ją świetnie. Mam w niej streszczenie najważniejszych momentów i za każdym razem wzruszam się niemiłosiernie. Chyba jakbym nie oglądała to dalej by do mnie nie docierało że już jestem po:D I zrozumiałam że film z wesela kręci się bardziej dla siebie niż dla gości. Bo jak teraz mam swój to inne w ogóle mnie już nie interesują:D
Trochę z innej beczki, nie wyobrażam sobie małżeństwa bez Pana Boga. No po prostu tak ostatnio działa w naszym i osobiście moim życiu że aż nie mogę o tym nie napisac. Rozwiązuje kłopoty finansowe, w zaskakująco dziwny sposób radzi sobie z moim lękiem przed ludźmi ( odkąd przyjechałam do Szwecji sama chodziłam tylko do sklepu, każde inne miejsce napawało mnie dziką paniką, szczególnie przez fakt że nie rozumiem jak ktoś do mnie mówi) stwierdziłam że tak się nie da i pobiegłam do Pana Boga przedłożyc Mu problem. Wczoraj byłam w szkole językowej, w banku, w urzędzie pracy i w czymś w rodzaju spółdzielni mieszkaniowej. Pierwszy raz bez stresu. A co najlepsze rozumiałam wszystko (?!) Dziwne bo dzień wcześniej 10 minut próbowałam kupic znaczek i nie rozumiałam ani słowa. Może stwierdzicie że to głupie ale ja znam siebie na tyle dobrze że taka wyprawa po urzędach bez stresu i z uśmiechem na twarzy nie może byc tylko moją zasługą,( szczególnie że wychodząc ze spółdzielni weszłam do składziku na miotły:D) Poza tym w szkole językowej zostawiłam swoje CV ( to dopiero szalony pomysł) i jestem umówiona na wtorek:) Tak więc Chwała Panu!:)
Jest jeszcze jednak sprawa która mnie ostatnio martwi i tutaj proszę was o radę. Dotyczy mojego brata i mojego chrześniaka. Zdałam sobie sprawę że chrzestna ze mnie okropna i aż mi wstyd ale nie wiem jak to zmienic ze względu na niezbyt ciepłe stosunki z tą rodzinką. No po prostu jak mam tam pojechac to chora się robię w rezultacie widuję chrześniaka tak dwa razy do roku, podrzucam prezent i szybko się zmywam. Wiem, co sobie pomyślicie, ale wiedźcie że myślę to samo. A z drugiej strony tej mojej niechęci jest żal, niemoc i współczucie. Widzę że źle się dzieje, z jednej strony chciałabym pomóc a z drugiej po pierwsze wiem że się nie da a po drugie trudno pomagac gdy połowa serca jest przepełniona pretensjami. Sytuacja jest trudna ale jakby nie było podjęłam się bycia chrzestną:/ I co teraz?

poniedziałek, 24 lutego 2014

Łóżko, Ukraina, śrubki i drożdże :)

Chyba czuję wiosnę. Mąż przyniósł mi ostatnio z pracy pierwszego mleczyka:) I mam jakiś taki optymizm i zapał do działania. A tak w ogóle to dużo myśli mi się nazbierało. Już wiem na pewno, że jestem stuprocentową domowniczką. Nigdy tak się nie cieszyłam jak z powrotu do naszego mieszkanka bo tej całej delegacji. Tylko kotów mi szkoda... I może mieszkanko brzydkawe, słabo umeblowane w porównaniu do tamtego domu ale nagle takie głupie drobiazgi zaczęły mnie cieszyc. Że cebula wypuściła szczypiorek, że na parapetach przybyły nowe kwiatki i że to wszystko takie nasze:) I łóżko... Mając przez tydzień do dyspozycji wielkie łoże śmiem twierdzic, że zbyt duże łóżko szkodzi małżeństwu:D A jak jeszcze to łoże ma dwie kołdry i dwa materace pośrodku których jest dziura to już całkiem... Bo na takim małym łóżku to wręcz trzeba się przytulac żeby nie spaśc, z jedną kołdrą trzeba się przytulac bo zimno a tam? Czasem zapominałam że ktoś koło mnie śpi... Zdecydowanie nigdy nie będziemy miec takiego łóżka w którym chęc przytulenia się zakrawa do rangi podróży dookoła świata.
Kolejna sprawa, tym razem z całkiem innej beczki. Ukraina. Temat ostatnio mocno na czasie ale nie będę pisac o sprawach politycznych. Bardziej zwaliła mnie z nóg zawiśc ludzka, po tym jak oznajmiono że polskie szpitale przyjmą ukraińskich rannych a pod spodem komentarze typu że lepiej by było gdyby Polska zajęła się swoimi chorymi. Albo znowu krytykowanie że Polska się miesza w konflikt gdy cała Europa siedzi cicho, albo że akcja z zapalaniem światła jest głupia. Po prostu jakoś tego nie rozumiem. Wiem, że świat i ludzie nie będą dobrzy tylko dlatego że ja sobie tego życzę tylko jakoś mi się tak przykro zrobiło, tak sama nie wiem dokładnie jak. I tak sobie musiałam o tym napisac. I w sumie to tyle bo dużo mam dzisiaj do zrobienia. Np. czyszczenie zardzewiałych śrubek. Nikomu nie polecam zostawic mokrej skrzynki z narzędziami gdyby się jednak komuś zdarzyło polecam namoczyc na tydzień w occie a potem szorowac cifem :/ A poza tym to ma ktoś instrukcję dla topornych na zrobienie pączków? Obiecałam że na tłusty czwartek będą a nigdy nie robiłam. Szczególnie słowo "drożdże" brzmi jak z horroru...

środa, 19 lutego 2014

Obczyzna na obczyźnie

Właśnie wróciłam ze spacerku po szwedzkim lesie. No może nie tak właśnie bo już zdążyłam zrobic sobie kawę, i poużerac się z komputerem, bo cos nie chce ze mną współpracowac ostatnio. A tak w ogóle to jesteśmy na delegacji, jeśli można to tak nazwac. Na tydzień musieliśmy się przeprowadzic do Krzyśka szefa, bo on z całą rodzinką pojechał na narty. I tak mamy kotów dopilnowac, w piecu napalic i ogólnie przypilnowac co by chałupa z dymem nie poszła albo w gruz się nie rozsypała. Nie za bardzo lubię takie wypady bo wiadomo dom nie nasz, jak coś się zepsuje to będzie na nas. Już się nawet zepsuło. Ale mam nadzieję że mój Luby to naprawi jak wróci z pracy. I tak przez pierwszy dzień siedziałam jak na bombie, byle niczego nie dotknąc, nie porysowac, nie zepsuc i co by tylko koty nie zdechły. Teraz już się trochę wyluzowałam. I w sumie tylko tutaj mogę się nacieszyc mieszkaniem z kotami bo Krzysiek jest zdecydowanym przeciwnikiem tych zwierząt w domu. I pewnie po tym tygodniu będzie jeszcze bardziej bo jeden z kociaków wybitnie sobie upodobał budzenie mojego męża w nocy. Najpierw w nocy ulokował mu się na plecach ( widok śpiącego męża a na nim kota- coś niesamowitego) a kolejnej nocy napluł mu do ucha, ponoc:D Ja tam jestem zachwycona i najchętniej ukradłabym te koty ale co zrobic, mąż odesłałby mnie z nimi jeszcze szybciej niż bym zdążyła pomyślec. Przekonałam się też, że w głowach obcokrajowców Polska to kraj na poziomie Afryki. Najpierw gdy na weselu koleżanki pojawili się Szwajcarzy. Ubrani byli w rościągnięte sfetry i w ogóle jakoś tak w ogóle nie elegancko. Jak się okazało podobno myśleli że Polska jest bardzo biednym krajem i nie chcieli żebyśmy poczuli się urazeni tym że oni będą wyglądac lepiej od nas. Niby miło, aczkolwiek wystarczy sobie wygooglowac jak wygląda polskie wesele tak jak właśnie zrobił szef Krzyśka z żoną. No nic, sprawa druga. Szef tłumaczy Krzyśkowi jak rozpalic w piecu. Tłumaczył tak dokładnie że w końcu Krzysiek powiedział że w Polsce też mamy takie piece, na co szef zdziwiony bo myślał że my używamy gazu tylko. To było może zabawne, ale jak syn szefa zaczął tłumaczyc mi jak obsłużyc pilot do telewizora zdaniami typu: musisz nacisnąc ten czerwony guzik... to już zrobiło mi się trochę przykro. No i opowieści mojej świadkowej po wizycie w Hiszpanii. Tam to dopiero ignorancja panuje. W przekonaniu Hiszpanów my tu w Polsce nie mamy keczupu, Mcdonaldsa, kurczaków, nie mamy dostępu do morza a i ktoś zapytał się jak my się poruszamy po mieście. No cóż...
A wracając do spaceru to właśnie to lubię w Szwecji ( chyba tylko to) ich podejście do natury. Las. Piękny, szwedzki las a przez niego piękna ścieżeczka, ławeczki, śmietniki a co najlepsze oświetlona lampami ale wszystko tak dyskretnie że nie zwraca się na to uwagi. Nie mam pojęcia jak daleko te ścieżki się ciągną bo nie zapuszczałam się sama zbyt daleko ze względu na niepewną pogodę, ale jestem pod mega wrażeniem. Ale może opis szwedzkiej mentalności zostawię sobie na następny post. A tak poza tym to w Polsce też już tak ptaszki cwierkają? Aż chce się życ:)

P.S Post napisany został 18.02. a wstawiam go dzisiaj bo mój komputer wybitnie już nie chce współpracowac :/

poniedziałek, 10 lutego 2014

Dobrze czy nie?

Miałam dzisiaj napisac notkę  tym jaka to jestem szczęśliwa. Ano jestem i nie jestem. Zależy z której strony popatrzec. Wczoraj mieliśmy taką fajną niedzielę. Wróciliśmy z kościoła, do pustego mieszkania, tylko ja i mąż:) Zrobiłam obiad, który o dziwo wyszedł lepiej niż się spodziewałam. A usłyszec z ust męża że takie mięsko mogę robic częściej to coś bezcennego bo dla niego obiad z mięsem to kara. W dodatku w sobotę usłyszałam, że zrobiłam lepsze łazanki od mojej mamy a na widok piwa w lodówce mąż stwierdził że taka żona to skarb :D Wiem chwalę się, chwalę, ale przynajmniej tyle mojego. Bo chyba tylko mąż jest zadowolony z tego że nie pracuję, gdybym nie widziała tego zadowolenia na jego twarzy to chyba bym się zapłakała bo albo jestem już przewrażliwiona albo na każdym kroku dostrzegam przytyk ze strony osób trzecich że nie pracuję. Z jednej strony dobrze mi w domu a z drugiej czuję się taka nie w pełni wartościowa. I jestem pewna już na 100% że Szwecja i Szwedzi mi się nie podobają. A szczególnie to drugie. Jakoś nie mogę ich wyczuć i nie mogę się w Szwecji odnaleśc, mam nadzieję że w końcu wrócimy do Polski. Mogłabym mieszkac w największej dziurze byle by nie z rodzicami, ani jednymi, ani drugimi. Są kochani, ale dwie rodziny w jednym domu to za dużo. Tylko to mi się w Szwecji podoba, że jesteśmy tu we dwójkę i nikt nie wie co się u nas dzieje oprócz tego czego sami nie powiemy. I mogę sobie gotowac trzy ziemniaki w 5 litrach wody i nikt mi nie powie że źle. Mogę nałożyć mężowi na talerz tyle ile uznam za stosowne i nikt mu nie będzie dokładał twierdząc że za mało nałożyłam ( w wieku 28 lat chyba sam może sobie dołożyc jeśli będzie głodny prawda?) I mogę sobie prac kolorowe w proszku do białego i na odwrót:D  Zero złotych rad, zero spinania się, cudownie jednym słowem. Pan Bóg chyba zamknął całe szczęście w małżeństwie:) 
Dobry humor popsuł mi jednak widok portfela z dokumentami, który dzisiaj zobaczyłam na ławie w pokoju. Mąż zapomniał a pracuje teraz bardzo daleko i cały dzień będę się teraz martwic:/ 

piątek, 7 lutego 2014

Powroty

Witaj Szwecjo! W środę przed północą wróciliśmy do naszego mieszkanka po długim urlopie. Uczucia mam jak zwykle mieszane. Z jednej strony było mi smutno że jedziemy bo jednak uważam że nasze miejsce jest w Polsce i chciałabym tam układac sobie życie ale z drugiej już stęskniłam się za takim "naszym" życiem. Gdzie wszystko jest tam gdzie sama położyłam, gdzie wszystko robię tak jak mi się podoba (męża tutaj nie uwzględniam bo teraz to już przecież ja i on to jednośc :)) I co najlepsze: nikt mnie nie obserwuje, nie komentuje, nie ocenia. W dodatku współlokatorów jeszcze nie ma i znowu mamy całe mieszkanie tylko dla siebie:) Jakby ktoś dysponował czasem to może odmówic za mnie jakąś zdrowaśkę bo jakoś w następnym tygodniu idę szukac pracy i jak sobie o tym pomyślę to mnie skręca z nerwów. Bo niby kto zatrudni osobę, która nie rozumie co się do niej mówi? W dodatku w Polsce musiałam zapisac się do lekarza. Oczywiście pierwsze co, to poszłam do ośrodka a tam mi pani mówi że może mnie zapisac na kwiecień (!!!) Ja się pytam co to jest? Mówią o wczesnym zapobieganiu, o tym że trzeba robic badania a chory do kwietnia to by się zdążył dziesięc razy przekręcic! Nie było wyjścia poszłam prywatnie i 170 zł lekką ręką wydane :/ + 92 zł wydane w laboratorium :/ Wyniki odebarałam, nie wszystko jest w porządku a ja jak widac już siedzę w Szwecji. Eh fajnie by było cofnąc się do podstawówki. Jaki świat był wtedy kolorowy, jakie wszystko było magiczne. A przed podstawówką to już całkiem, wtedy nawet plastikowa malutka karetka i czerwona wstążka służyły do odgrywania historii niczym z największych światowym melodramatów. Tak mi się ciepło na sercu robi jak to sobie wszystko wspominam. A teraz? Patyk to patyk, wstążka to wstążka, dzień składa się na wypełnianiu obowiązków i nawet czas wolny nie jest już taki niezwykły. Cóż takie życie...