poniedziałek, 21 października 2013
I po urlopie...
No i urlop w Polsce zleciał jak jeden dzień. Nie powiem, fajnie było. Dużo lepiej niż jak Krzysiek przyjeżdżał przed ślubem. Wszystko zaplanowane, spisane na kartce, prawie obyło się bez dobrze nam znanej nerwówki. Współpracowaliśmy i to najważniejsze. Udało się wszystko załatwic i w urzędach i przy zakupach. Troszkę mało czasu dla rodziny ale nie dało się inaczej tego rozwiązac. Oczywiście trzeba było się zderzyc z oburzeniem pewnych osób ale i tutaj jakoś lepiej oboje to znieśliśmy. Uczymy się życ jako samodzielna jednostka a nie jak córeczka i syneczek, co jak wiadomo nie każdemu może się podobac:) Nabrałam nowych sił, nowego zapału do działania i energia i optymizm mnie rozpierają:) Przypomniało mi się, jakie miałam wątpliwości przed ślubem, że może to nie ten, że chyba się pomyliłam a teraz? Wiem już na pewno, że trafiłam w dziesiątkę. Mój mąż to najwspanialszy mąż na świecie i z nikim innym nie byłoby mi tak dobrze. To był ten i musiał byc ten i koniec:) Czuję że jestem w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie i czuję, że to jest dobre. I dziękuję Bogu za moją codziennośc, za każdy moment bo wiem, że to ma sens. A nasz małżeński cel to byc takim małżeństwem żeby wszystkim kapcie pospadały:D Poza tym co raz częściej myślę o dzidziusiu:D Wszystkie znajome wkoło zaciążyły albo juz urodziły a my jak zwykle na ostatku:D Ale spokojnie na razie ta myśl sobie leżakuje i dojrzewa co bardzo mi się podoba. Bo przynajmniej wiem, że decyzja będzie świadoma, przemyślana a ja w miarę przygotowana psychicznie do podzielenia się moim brzuchem z nową istotką. Chciałabym także to jakoś omodlic bo jak wiadomo początki są najważniejsze:) Na razie czekamy, chociaż temat powiększenia rodziny co raz częściej staje się obecny, wiemy już też, że pojawi się konflikt w wyborze imienia. Odkąd się poznaliśmy znaliśmy imiona dla dziewczynek no a przy chłopczyku będzie bój:D Z innej beczki: wczoraj byłam pierwszy raz na polskiej mszy. W dodatku przygotowywaliśmy poczęstunek. Oczywiście ciasta nie upiekłam, poprosiłam teściową i przywiozłam ciasto z Polski. Fajnie było. Bardzo fajny ksiądz, jak dla mnie przyszło dużo ludzi. Miło. Ogólne podsumowanie: Jest dobrze i będzie nadal co by się nie działo:)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
I ten wniosek końcowy najważniejszy :)
OdpowiedzUsuńJakże przyjemnie czyta się takie posty :)
OdpowiedzUsuńUściski!
No i super! Cieszymy się razem z Wami! :D
OdpowiedzUsuńCieszę się, że jesteś szczęśliwa. Życzę Ci, aby każdy dzień spędzony z mężem dawał Ci satysfakcję i dużo radości.
OdpowiedzUsuń