Oj coś rzadko tutaj zaglądam ostatnio:( Ale jak tylko dorwę się do komputera to oczywiście wasze blogi odwiedzam:) Tak mi się ostatnio klika przemyśleń nasunęło. Wszystkiego pewnie nie opiszę bo kto by chciał to czytać? Nie pamiętam czy pisałam tutaj o moich obawach odnośnie wyjazdu za granicę, że do kościoła daleko, że wspólnoty nie ma, że z wiarą będzie gorzej... i wiecie co wam powiem? Po ponad miesiącu spędzonym w Polsce okazuje się że problemy to my mamy tutaj a nie tam. Okazuje się że w Szwecji te 50 km do kościoła to mały pryszcz. Tutaj mamy 2 km i często musimy się nieźle napocić żeby w niedzielę pójść na mszę. Normalnie jakby ktoś nam kłody pod nogi rzucał. Tam po prostu nastawiamy budzik, wsiadamy do samochodu i jedziemy a tutaj? Albo jakieś głupie komentarze, bo ludzie jak się okazuje nie nawykli, że ktoś zamiast spać woli pójść do kościoła, albo niespodziewana wizyta gości, którzy nie rozumieją że chcemy pójść na mszę (ostatnią wieczorną) w niedzielę i nie zgadzają się przyjechać godzinkę później. Ich ta godzina by nie zbawiła a nas tak. I oczywiście standard: narzekanie na kościół. Wszystko powtarzane jak przez papugę: celibat, kolęda... etc. Już mi się nawet odpowiadać nie chce bo szkoda zachodu jak ktoś taki zacietrzewiony jest. Najśmieszniejszy jest tekst: "Ja to do kościoła nie chodzę, bo księża to..." Osobiście wysłałabym kogoś takiego do podstawówki na doszkolenie z zasad logiki, ale mniejsza większość. W sumie każdy jest ignorantem w jakiejś dziedzinie życia. Podsumowując, ten długi pobyt w Polsce jest dla nas wielkim sprawdzianem, z wiary, z relacji międzyludzkich, z naszej małżeńskiej relacji, z tego jacy jesteśmy. Niestety nie wszystkie testy zaliczone. Bo co z tego że nie grzeszymy gdy nie ma okazji do grzechu? Ważne jest to, jak zachowujemy się gdy tych okazji jest 100 na minutę. Osobiście czuję że tutaj poległam, może da się to naprawić, pewnie jeszcze nie teraz ale może kiedyś?
A tak z całkiem innej beczki to kupiliśmy samochód!! Kia Sorento, benzyna/gaz, 2005/6 rok , srebrno-siwa:) na razie się sprawdza:) A i mieliśmy kilka wizyt po których jak nic siwe włosy i mi i Krzyśkowi się pojawiły. Ale chyba lepiej będzie jak to przemilczę chwilowo. Pozdrawiam was wszystkich bardzo mocno, mam nadzieję że nie zapomnieliście o mnie:)
Ja nie zapomniałam, co chwilę zaglądałam do Ciebie Margolciu i zastanawiałam się co u Was:)
OdpowiedzUsuńW 1958 roku również byliśmy zdziwieni. Po przyjeździe do Polski zauważyliśmy, że ludzie nie chodzą do kościoła, a my sobie tę Polskę wymarzyliśmy w snach i taka pobożną. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńJak to było? - a "... ty jesteś, jak zdrowie. Ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie, kto cię stracił i tęskni po tobie..." - tyle, że to u Ciebie paradoksalnie odnosi się do kościoła. Ci, którzy nie stracili, jakoś sobie nie cenią :(
OdpowiedzUsuńGratulacje zakupu! ;)
OdpowiedzUsuń