czwartek, 16 czerwca 2016
Ochy i achy
Każdego dnia gdy budzę się w nowym domu pytam siebie jak to możliwe że jest tak idealnie? Dawno chciałam napisac tą notkę, jeszcze jak w pierwszym tygodniu wychodziłam rano na taras na poranną kawę, wtedy jeszcze nie wciągnęłam się w codzienną rutynę i delektowałam się po prostu tym że jest cudownie. Wszystko tutaj jest idealne, wszystkie nasze potrzeby zaspokojone. Aż trudno w to uwierzyc. W Porównaniu do tego dwupokojowego mieszkanka na drugim piętrze tutaj mam istne królestwo. Duży salon, duży hol, kuchnia przedzielona z jadalnią, krzyśkowy gabinek( czyt. graciarnia) sypialnia, pokój Kuby (czyt. zabawkowa graciarnia) WC, pralnia, łazienka, z kuchni i z pralni wyjście na taras, z tarasu wejście do spiżarni, pomieszczenia przy garażu i do garażu. Poza tym zadbany duży ogródek z mnóstwem kwiatów i krzewów. Poprzednia właścicielka chyba kochała rośliny i ogródkowe prace. Mamy miejsce na grządki (Krzysiek już posiał szpinak, rzodkiewkę, marchewkę, koperek, pietruszkę, sałatę, mieliśmy też pomidory i ogórki ale niestety kilka dni z rzędu był ostatnio przymrozek więc nic z nich nie zostało) mamy też krzewy porzeczek, poziomki, czosnek, szczypiorek, rabarbar, śliwkę i jabłonkę, krzak pigwowca, jaśmin a za naszym ogodzeniem jest kawałek trawy a potem leśna gęstwina z dzikimi malinami i jagodami. Poza tym nie muszę się martwic paleniem w piecu (sen z powiek mi to spędzało, bo jak to jak pojedziemy w zimie do Polski?) ogrzewanie jest bowiem z miasta. Łazienka, kolejny bonus dla nas, wanny może i nie ma ale jest ogrodzony podwójny prysznic tak że stawiam wanienkę i Kuba może sobie wylewac wodę do wody, nie to co w tamtym mieszkaniu gdzie do kąpieli musieliśmy się wszyscy rozebrac bo łazienka cała pływała. No i plac zabaw jest bliziutko a w centrum pizzeria z przepyszną pizzą i wszędzie płasko tak że wychodząc z domu wracam w takim samym stanie jak wyszłam a nie utyrana i zziajana myśląca tylko o tym czy już umarłam czy jeszcze nie (poprzednia miejscowośc to tylko góry i doliny nie do pokonania z wózkiem) no a najlepsze jest to że i po jednej stronie i po drugiej są sąsiedzi z dziecmi. Narazie znamy się tylko z jednymi. Bardzo spoko, pomagają nam, rozmawiają a ich dzieci są u nas czestymi goścmi. Jest Maia (6 lat) Mio (2,5) i Max (8) Kuba uwielbia Maię, zapatrzony w nią jak w tęcze. No i języka się uczy i w końcu ma kontakt z innymi dziecmi. Tam gdzie mieszkaliśmy ani jednego dziecka do zabawy. No i ja się uczę bo ta mała to nawija do mnie jak najęta :D I do przedszkola nie muszę Kuby wysyłac bo kontakt z dziecmi już ma. A wisienką na tocie jest biały kot. Zawsze marzyłam żeby go miec ale Krzysiek absolutnie się na kota nie godzi. Więc kot je i śpi u sąsiada a przychodzi do nas. Mega przyjazny, taka przylepa, długowłosy, biały, z niebieskimi oczami. Tylko kleszcze po nim biegają jak po autostradzie. Pozytywy mogłabym wymieniac w nieskończonośc ale muszę kończyc bo Krzysiek jedzie do pracy. A i praca o niebo lepsza bo od poniedziałku do piątku i nikt Krzyśkowi z batem nad głową nie wisi bo on sam sobie robotę organizuje. Jest cudownie!!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Bardzo się cieszę, że jesteś szczęśliwa. Życzę jak najwięcej radości i szczęścia. Pozdrawiam serdecznie. 🌞🌞🌞🌞🌞🌞🌞🌞🌞
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że jesteś szczęśliwa. Życzę jak najwięcej radości i szczęścia. Pozdrawiam serdecznie. 🌞🌞🌞🌞🌞🌞🌞🌞🌞
OdpowiedzUsuńAch, ogródek z warzywami i owocami... mmm... Zazdroszczę, choć też nie narzekam :)
OdpowiedzUsuń