Przed kursem
Byłam święcie przekonana że wszystko jest w jak najlepszym porządku, niedzielna, przestana msza, czasem udało mi się głębiej skupić, czasem nie. Rano i wieczorem paciorek. Rano na wpółprzytomna nawet nie wiedziałam co mówię wieczorem myśl "hmmm pasuje dziesiąteczek sobie strzelić" no i tak sobie klepałam myśląc o tym co będę robić dnia następnego. Nie byłam zadowolona z jakości mojej modlitwy ale cóż zrobić. Odbębnione? Odbębnione. Starałam się ale nie wychodziło. Nie czułam tego. Nadstawiałam uczynkami. Starałam się nie grzeszyć, nie łamać przykazań, układałam sobie życie po swojemu myśląc że wiodę dość religijne życie. Nie było tak że Boga wcale nie było. Mówiłam do niego, tęskniłam za czymś lepszym. Od jakiegoś czasu zdarzało mi się prosić o to abym mogła Go poznać. Ale tak w głębi serca nie wierzyłam że mogę czegoś takiego dostąpić. Może ksiądz, zakonnica, ktoś "prawie święty" tak, ale nie ja, bo ja nie umiałam się modlić. Bóg był ale wysoko, wiedziałam że czuwa, że jest, ale że jest troszkę w sensie abstrakcyjnym.
Po kursie.
Wyjeżdżałam w takim samym stanie w jakim przyjechałam. Nie czułam zupełnie nic. Wszystko się zmieniło w niedzielę w autobusie kiedy jechałam z koleżanką (która też była ze mną na kursie) coś zjeść. Zaczęło się od niepohamowanego śmiechu:D I nagle zrozumiałam że moja relacja z Panem Bogiem totalnie się zmieniła. Myśląc o Nim nie myślałam jak o abstrakcji lecz jak o kimś najprawdziwszym na świecie. I myśl, że tylko On jest najważniejszy i najdoskonalszy. Nigdy wcześniej nie czułam takiego spokoju i miłości do Boga. Stał się najdealniejszy i to było cudowne uczucie gdy nagle esencją dnia stała się modlitwa, nie mogłam się jej doczekać i nie polegała ona na klepaniu pustych słów. To pierwszy raz była rozmowa serca. Kiedy potrafiłam uwielbiać a nie tylko przedstawiać listę próśb. I wszystko inne nie było ważne. No i Eucharystia jako spotkanie z Nim. Tęskniłam za nią, chciałam być bliżej i bliżej. Mówię wam, stan nie do opisania. Nie mogę o tym nie mówić. Sama na własne oczy i przez własne serce widziałam Bożą potęgę, nie tylko czułam ale i widziałam, widziałam! Otrzymałam wszystko to o co prosiłam. Pierwsze słowa jakie do mnie dotarły na tym kursie to " Tych kocham którzy mnie kochają, znajdzie mnie ten kto mnie szuka" Wszystko się zmieniło. Ale smutne jest to, że nikt mnie nie rozumie. I smutno mi kiedy widzę że ktoś nie wierzy, bo to trochę tak jakby ktoś mi bliski szedł w stronę przepaści ja ją widzę a ten ktoś nie. I ja nic nie mogę zrobić. Mogę mówić, mogę się modlić ale jeśli ktoś sam nie zechce wpuścić Pana Boga do serca to On bez naszej woli nic nie zrobi. Mogę wam zagwarantować, że jak ktoś prosi to otrzyma:) Resztę napiszę innym razem bo w jednej notce to się nie zmieści.
Nie znam się na takich przemianach, po prostu ciężko mi w to uwierzyć, dlatego nie zabieram na ten temat głosu. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńRozumiem:)
OdpowiedzUsuńCokolwiek czujesz, to jednak uprzedzam, uważaj aby nic nie zawładnęło Twoim umysłem. Mam o Tobie wyrobione, dobre zdanie, jesteś niezwykle mądra osobą, dlatego ta przemiana jest dla mnie zaskoczeniem. Studiujesz, rozumujesz jak należy i nagle zjawia się jakaś nie widzialna istota, która zakrada się do Twojego samodzielnego myślenia? Jestem wierząca, ale nigdy nie czułam niczego podobnego. Jak zechcesz, to ten mój komentarz usuń, bo ja nadal będę się dziwić, że można nie panować nad umysłem i pozwolić sobą kierować.Może dlatego, ze mam silną osobowość skorpiona? Całuski.
OdpowiedzUsuńCzyli Twoje zdanie na mój temat uległo zmianie dlatego, że mam lepszą relację z Panem Bogiem? Ja od początku mniej więcej taka byłam, moje poglądy życiowe nie zmieniły się dopiero na kursie, na kursie się w nich utwierdziłam, zaczęłam czuć bardziej, "odetkałam się trochę" i mam większą potrzebę pisania i mówienia o tym, nie znałaś mnie od tej strony bo nie poruszałam tematów religijnych na blogu, ta niewidzialna istota była zawsze tylko teraz poznałam ją lepiej co jest jak najbardziej pozytywnym zdarzeniem w moim życiu. Nadal też myślę samodzielnie, nikt mi nie mówi co mam robić, świadomie chcę żyć zgodnie z Bożymi przykazaniami i jak najbliżej Boga bo wiem, jestem przekonana w 100% a nawet bardziej że tylko to ma sens i prowadzi do czegoś dobrego. Nikt mi tego do głowy młotkiem nie wbijał, prosiłam o lepszą relację, to otrzymałam. Bo jaki sens ma wiara bez wiary? Wierzyć ale w Kogo? Jeśli sami jesteśmy dla siebie bogami to kim jest On? Czasem warto się zastanowić w co się tak naprawdę wierzy. Nie zamierzam usuwać Twoich komentarzy bo wiesz że zawsze cenię sobie Twoje zdanie:) I mam nadzieje że nic się w naszych blogowych relacjach nie zmieni, każdy ma przecież własne poglądy życiowe i czasem fajnie o nich porozmawiać prawda?
OdpowiedzUsuńAleż nie mogą się zmienić nasze relacje, bo ja życzę Ci jak najlepiej. Twoja odpowiedź trochę mnie uspokoiła, bo bałam się, że trafiłaś na wykłady jakiejś sekty. Jeżeli jest tak jak piszesz, to bardzo dobrze. Jeżeli tylko Twoja wiara którą, pamiętam, zawsze miałaś się pogłębiła, to nic przecież złego w tym nie ma. Wierzyć, to czynić dobro, bo przykazania boskie przestrzegać, to znaczy czynić dobro. Widzisz, ja się trochę o Ciebie bałam, stąd moje wołanie, być może niepotrzebne. Pamiętaj, że masz we mnie życzliwą osobę i chyba już znamy się dość długo aby sobie ufać. ja przez chwilę bałam się za bardzo. Wybacz, ze zwątpiłam, a zawsze uważałam Cię za rozsądną istotkę. Nadal tak uważam po przeczytaniu tego, co piszesz. Pozdrawiam najserdeczniej.
OdpowiedzUsuńOjej to takie miłe z Twojej strony, że się martwiłaś:) W ogóle ani nie byłam ani nie jestem na Ciebie w żaden sposób zła ani nic podobnego, może ja obrazuję to co mnie spotkało w zły sposób bo nie tylko Tobie na myśl przyszła sekta. Ale gwarantuję że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Bardzo trafnie to określiłaś że najważniejsze to czynić dobro:) Mam tyle do napisania jeszcze na ten temat że może uda mi się to i owo wyjaśnić lepiej. W każdym razie dziękuję za troskę:) Nigdy nie wątpiłam w to że chcesz dla mnie dobrze, dziękuję kochana:*
OdpowiedzUsuńJeżeli o mnie chodzi, to napiszę, że jest to sprawa skomplikowana. Ale cieszę się, że ukoiłaś swoją duszę. I czujesz się z tym szczęśliwa:)
OdpowiedzUsuń