Często jak czytam notki na waszych blogach zaczynam się zastanawiac, zastanawiac i zastanawiac i wychodzi mi potem własny post. Często przypomina zupę studenta, czyli wszystko pomieszane, odgrzewane kilkanaście razy i ze składnikami nie zawsze do siebie pasującymi. Ale przynajmniej wiadomo że tematy poruszane przez was są wartościowe, skoro zmuszają do własnych przemyśleń. Oczywiście jako pierwsze na tapecie zawsze pojawia się małżeństwo (wiem, pewnie już się przejadło, ale ja się jeszcze nie nacieszyłam, za 50 lat zmienię na coś innego:D) Ostatnio rodzice wysłali mi film z wesela mojej sąsiadki. Nic dziwnego gdyby nie to, że zamiast oglądac jej wesele włączałam swoje :D Zawsze tylko czołówkę, bo muszę się pochwalic że kamerzysta zrobił ją świetnie. Mam w niej streszczenie najważniejszych momentów i za każdym razem wzruszam się niemiłosiernie. Chyba jakbym nie oglądała to dalej by do mnie nie docierało że już jestem po:D I zrozumiałam że film z wesela kręci się bardziej dla siebie niż dla gości. Bo jak teraz mam swój to inne w ogóle mnie już nie interesują:D
Trochę z innej beczki, nie wyobrażam sobie małżeństwa bez Pana Boga. No po prostu tak ostatnio działa w naszym i osobiście moim życiu że aż nie mogę o tym nie napisac. Rozwiązuje kłopoty finansowe, w zaskakująco dziwny sposób radzi sobie z moim lękiem przed ludźmi ( odkąd przyjechałam do Szwecji sama chodziłam tylko do sklepu, każde inne miejsce napawało mnie dziką paniką, szczególnie przez fakt że nie rozumiem jak ktoś do mnie mówi) stwierdziłam że tak się nie da i pobiegłam do Pana Boga przedłożyc Mu problem. Wczoraj byłam w szkole językowej, w banku, w urzędzie pracy i w czymś w rodzaju spółdzielni mieszkaniowej. Pierwszy raz bez stresu. A co najlepsze rozumiałam wszystko (?!) Dziwne bo dzień wcześniej 10 minut próbowałam kupic znaczek i nie rozumiałam ani słowa. Może stwierdzicie że to głupie ale ja znam siebie na tyle dobrze że taka wyprawa po urzędach bez stresu i z uśmiechem na twarzy nie może byc tylko moją zasługą,( szczególnie że wychodząc ze spółdzielni weszłam do składziku na miotły:D) Poza tym w szkole językowej zostawiłam swoje CV ( to dopiero szalony pomysł) i jestem umówiona na wtorek:) Tak więc Chwała Panu!:)
Jest jeszcze jednak sprawa która mnie ostatnio martwi i tutaj proszę was o radę. Dotyczy mojego brata i mojego chrześniaka. Zdałam sobie sprawę że chrzestna ze mnie okropna i aż mi wstyd ale nie wiem jak to zmienic ze względu na niezbyt ciepłe stosunki z tą rodzinką. No po prostu jak mam tam pojechac to chora się robię w rezultacie widuję chrześniaka tak dwa razy do roku, podrzucam prezent i szybko się zmywam. Wiem, co sobie pomyślicie, ale wiedźcie że myślę to samo. A z drugiej strony tej mojej niechęci jest żal, niemoc i współczucie. Widzę że źle się dzieje, z jednej strony chciałabym pomóc a z drugiej po pierwsze wiem że się nie da a po drugie trudno pomagac gdy połowa serca jest przepełniona pretensjami. Sytuacja jest trudna ale jakby nie było podjęłam się bycia chrzestną:/ I co teraz?
Nie wiem, czy to pamiętasz, ale wówczas mówiłem, że jak najbardziej masz prawo odmówić i że ja na Twoim miejscu bym odmówił.
OdpowiedzUsuńMyślę, że trudno - powinnaś sobie odpuścić i nie mieć żadnych wyrzutów.
Pamiętam jedną dyskusję na temat chrzcin, ale wtedy chodziło o moją drugą chrześniaczkę u siostry ciotecznej której prawie nie znałam i która mieszka daleko. Wtedy wiele osób odradzało mi bycie chrzestną. O dziwo z nią idzie mi znacznie lepiej, bo chociaż daleko i kontakt też kiepski to jest to całkiem inna bajka bo w tym wypadku chcę działac bo rodzice w żaden sposób mnie nie odstraszają a co do brata to jak godziłam się na bycie chrzestną to wydawało mi się że nasze stosunki się poprawiły że jest i że będzie w końcu normalnie ale jak się szybko okazało okrutnie się myliłam i zostałam teraz z wyrzutem moralnym:/
OdpowiedzUsuńRzeczywiście pomyliłem sytuacje. No ale mimo wszystko nic na to nie poradzisz. Może kiedyś te stosunki się naprawią, a wówczas i Ty będziesz mogła w pełni poczuć się matką chrzestną..
UsuńNic nie możesz zrobić na siłę i musisz się z tym pogodzić. Mamy taką sytuację, gdzie rodzice są po rozwodzie i chrzestny stanął w rozkroku. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń