wtorek, 28 października 2014
Misz masz
Chyba znowu wyczerpały mi się akumulatorki, pewnie tylko dzisiaj, pewnie minie mi szybciej niż myślę. A może i nie. Z jednej strony myślę sobie że i tak jestem z siebie dumna, a co! Jestem. Bo jakiś czas temu zachowywałabym się całkiem inaczej, płakała, żaliła się bez końca jaka ja to jestem biedna, Krzysiek już chodziłby siwy jak gołąbek bo dawna ja dałaby mu nieźle popalić. Ale zadziwiające jak człowiek może się zmienić, wydorośleć. O wiele bardziej lubię siebie taką jaką jestem teraz. Tą wersję silniejszą chociaż nadal nadmiernie przewrażliwioną momentami. Oj tak, kiedyś niecierpiałam tego jaka jestem, jeśli ktoś czytał moje poprzednie blogi to biło to z nich strasznie. Teraz cieszę się wszystkimi momentami w których pokonuję tą moją dawną naturę. Czuję że wygrywam siebie, czuję że się rozwijam. A jak czasem wraca to co było? To wraca ale w wersji świadomej, raczej ugładzonej i kontrolowanej. Na pewno zmieniła mnie ciąża, co prawda dołączyła do gromadki wydarzeń w które nadal nie wierzę, bo nadal nie otrząsnęłam się z posiadania męża a co mówić przez 9 miesięcy ogarnąć coś tak niesamowitego jak wspólne dziecko w moim brzuchu:) Kiedyś pisałam że czuję się zbyt szczęśliwa, że czekam aż coś się zepsuje, wydawało mi się że nastąpi kontrast białe-czarne. Ale to zupełnie nie tak. Z jednej strony już nie jest tak różowo a z drugiej jest nawet bardziej. Każda trudność która nas spotyka jest tak na prawdę osadzona w jakimś szczęściu. Tak że nie pamięta się tego co złe bo nad tym wszystko góruje to co dobre. A dzisiaj usiadłam do pisania tego postu z zamiarem wyżalenia się bo czuję się już zmęczona. Cukrzycą, czekaniem, brakiem Krzyśka, do tego od piątku boli mnie nerka. Moje ciało się rozsypuje jednym słowem i już tak bardzo bym chciała przynajmniej normalnie się najeść. Pojedyńczo wszystko było do zniesienia ale w wersji skumulowanej to po prostu wyższy level który nie do końca wiem jak przejść. Tu mnie boli, tu próbuję wymyśleć coś sensownego do jedzenia ale jak na złość zaczyna boleć zawsze w porze obiadowej, mdli mnie, stresuję się w rezultacie cukier ostatnio wysoki po byle czym i tak się wszystko zapętla. I jak patrzę na mój brzuch to mdleję z przerażenia jak on kuźwa się tamtędy zmieści... Ale... i tu niespodzianka... w tych moich małych wielkich problemach widzę przeokropny sens. I weź tu człowieku bądź mądry...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Wydoroślałaś to prawda, ale na zawsze pozostaniesz wrażliwym Skorpionem, niestety. Dziecko w cukrzycy może urodzić się ciut większe, ale nie martw się, znajdzie wyjście i powie "cześć mama". Będzie dobrze, pamiętaj. Całuski dla Ciebie, a malucha pogłaskaj.
OdpowiedzUsuńoj ja nie skorpion a byk :) a co do dzieciaczka to na ostatnim usg przybierał książkowo, ani za dużo ani za mało, teraz się jakoś rozbestwił chyba :D
OdpowiedzUsuńSpokojnie, usg przekłamuje ok.20 proc. Niunia w 35 tyg. ważyła 2,8 co mnie przeraziło, a finalnie ok.3 kg
OdpowiedzUsuńteraz nie miałam usg, tylko brzuch jakiś taki duży...
UsuńA co ma wielkość brzucha do dziecka? Moja znajoma brzucha "w ogóle" nie miała, a dziecko 4,5 kg, ja brzuch miałam i co? 3 kg ;) To mogą być wody albo ścięgna słabsze i wtedy brzuch "wywala" ;)
Usuń