poniedziałek, 3 listopada 2014
teściowa kontra synowa
W końcu odświeżyłam troszeczkę tego bloga, niech będzie trochę weselszy:) A tak swoją drogą, żeby nie pisać ciągle o moich ciążowych dolegliwościach, dużych szczęściach i małych smutkach poruszę dziś temat teściowych i synowych ale nie z tej strony z której mogłoby się wydawać. Powinnam przecież napisać jakie to złe są właśnie teściowe i jak mieszają w małżeńskim pożyciu. Wiadomo, jestem zdania że szczęście młodej rodziny jest na pierwszym miejscu i żeby mogło ono zakwitnąć relacje z jednymi i drugimi rodzicami powinny być uporządkowane. Ale ostatnimi czasy doszłam do wniosku że i synowe to często są niezłe ziółka i masa rodzinnych konfliktów powstaje właśnie przez nie a nie przez nadgorliwość teściowych. Do tych wniosków skłoniły mnie sytuacje które miały miejsce zarówno w mojej jak i męża rodzinie. Wiadomo nie ma rodziny gdzie jakaś czarna owca by się nie trafiła, ale piszę to bo czasem to aż w głowie się nie mieści jak bardzo ludzie potrafią być złośliwi, co gorsza nie będąc tego świadomym. I mamy wielką obrazę majestatu bo: coś zostało powiedziane nie takim tonem; bo się nie zapytano jak tam u dzieciaczka, bo nie powiedziano czegoś co zdaniem osoby obrażającej się powinno zostać powiedziane; bo kawy nikt nie podał i trzeba było sobie zrobić samemu; bo oni wcale się nie interesują; bo córka teściowej układa sobie życie inaczej niż by wypadało dlatego też to teściowa jest winna. Mogłabym pisać i pisać i wymieniać konkretne przykłady od których włos się na głowie jeży ale nie chodzi o to co kto i ile nagrzeszył. Sprawa jest prosta, gdyby ludzie zajęli się swoimi sprawami, swoim życiem a nie cudzym, przestali wymagać od kogoś czegoś czego sami nie robią i co najważniejsze kierowali się zwykłą miłością do bliźniego to żadnych konfliktów by nie było. Ale jak ktoś z góry jest negatywnie nastawiony i szuka dziury w całym to czego się spodziewać. I aż przykro patrzeć jak ktoś się tak zacietrzewia w tej swojej złośliwości, jakby sensem życia było tylko zrobienie na złość a wystarczyło by porozmawiać, wyjaśnić, zrozumieć że ludzie są różni i nie każdy będzie postępował tak jak my byśmy sobie tego życzyli. Można naprawdę żyć sobie w zgodzie, z zachowaniem wolności i przestrzeni obu stron ale trzeba CHCIEĆ. Na początku pewnie każda synowa jest na etapie rysowania granic, puszenia się i nadmiernej walki o swoje zdanie i dla mnie to normalne. Sama to przerabiałam, ale kurcze to nie może trwać wiecznie, nie kosztem rozbijania rodziny, kłócenia się, nie odzywania. Przecież moja teściowa to matka mojego męża, my obie jesteśmy dla niego równie ważne, co to za żona która nie potrafi tego zrozumieć. Wiadomo facet musi mieć jaja i jak teściowa za bardzo się wtrąca to to jest jego zadanie żeby to ukrócić ale to działa w dwie strony, facet z jajami powinien też potrafić usadzić swoją żonę jeśli ta za bardzo się indorzy i wtedy jest spokój i harmonia. Na początku sami pewnie wiecie jak dużo mnie w teściowej denerwowało, pewnie następny wyrzut tego typu emocji pojawi się wraz z dzieckiem ale kurcze to też jest do przegadania, wszystkie konflikty można rozwiązać przy odrobinie dobrych chęci, wyrozumiałości. Czy nie lepiej jest gdy rodzina jest razem? Gdy dzieci widzą swoich krewnych, dziadków, ciotki, uczą się relacji rodzinnych? Nawet jeśli coś zgrzyta to przecież jak we wszystkim małe problemy mieszczą się tak na prawdę w większym dobru. Chciałabym żeby niektórzy sobie to uświadomili ale co zrobić, za pięknie by było i może za nudno na tym świecie :D
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Nic dodać, nic ująć - dokładnie tak!
OdpowiedzUsuńPięknie o tym napisałaś.
OdpowiedzUsuń