Ostatni egzamin pisemny za mną. Jeszcze tylko ustny w czwartek, jeśli zdałam, ale nauki już na niego nie ma, najwyżej pogadać trochę do ściany po hiszpańsku. Dziwne uczucie, gdy przyszłam na stancję, do pustego mieszkania i mogłam bez wyrzutów sumienia położyć się spać, a teraz mogę sobie bez wyrzutów sumienia napisać notkę, mogę pomalować paznokcie i obejrzeć seriale na necie. Naprawdę dziwnie... Zaczęłam jednak od porządkowania moich notatek z całego roku i z jeszcze wcześniejszych. Nie powiem dużo tego, mój kierunek nie skąpi w materiały. Pokój wygląda jak pobojowisko bo dopiero posegregowałam wszystko na "kupki" i wiecie co? Okropnie smutno mi się zrobiło, że to już koniec. Wiem, że przez te trzy lata wieszałam psy na tej uczelni, płakałam po kilka razy, miałam ochotę uciekać stamtąd czym prędzej, modliłam się żeby tylko to skończyć a teraz jak przyszło co do czego to jeszcze śmiem twierdzić że to był jeden z fajniejszych etapów w moim życiu. Jak to się wszystko zmienia w życiu. To były udane 3 lata, dużo się w moim życiu zadziało, mogę powiedzieć że wszystko. Poznałam mojego przyszłego męża, umocniłam moją wiarę, poznałam wspaniałych ludzi. Moja grupa była naprawdę zgrana, dzieliliśmy się wszystkimi notatkami, nie było popularnego wyścigu szczurów, razem pisaliśmy kolokwia on-line, razem chodziliśmy na piwo. Naprawdę będę tęsknić za tymi ludźmi:( A ze spraw bieżących, ostatnie dwa tygodnie były niezmiernie intensywne, sesja plus organizacja plus pisanie pracy plus pomoc rodzicom przy truskawkach to ciut za dużo. Ale ogólnie wyszło nie najgorzej z czego nie ukrywam jestem troszeczkę dumna. Sesja jeszcze nie wiadomo jak się skończy bo na mojej kochanej uczelni nigdy niczego nie można być pewnym, ale ja sama bym ją sobie zaliczyła, praca została definitywnie ukończona, promotorka właśnie ją sprawdza, weselicho z grubsza ogarnięte, w między czasie odbierałam telefony, dzwoniłam, umawiałam się, przekładałam, załatwiałam scholę po raz trzeci (jakiegoś pecha do niej mam) zamawiałam wiązankę, jutro jadę na przymiarkę sukni, uaktualniałam i podliczałam listę gości a w sobotę zapewne kupię obrączki, o dziwo chyba też sama bo narzeczony nie zdąży zjechać. Przez dwa dni rwałam truskawki i opaliłam sobie nos i policzek :/ No i to by było na tyle z mojego podsumowania:) Ze względu na napięty grafik nie zawsze komentuję wasze notki ale czytam wszystko :D Pozdrawiam
P.S polecam jedną piosenkę która zawsze będzie dla mnie piosenką mojego kierunku, pomimo że to wersja brazylijska:) http://www.youtube.com/watch?v=EllilNmvQZc
To gratuluję już ostatnich egzaminów! Zakończyłaś pewien rozdział w życiu, a teraz zaczniesz nowy. Tak to jest, coś się kończy, by mogło się zacząć coś nowego.
OdpowiedzUsuńDla mnie dziwnie było, gdy w lutym się dowiedziałam, że nie dadzą mi zaliczenia, nie będę już studiować. Dziwnie jest, że od ponad 5 miesięcy nie studiuję, nie pracuję i nie wiem, co dalej. No ale... my się tym nie powinniśmy martwić, co z nami będzie. Bóg ma nas w opiece i On planuje nasze życie.
Cieszę się czytając Twoja notkę. Pozytywnie :) i ślub coraz bliżej,bliżej.
OdpowiedzUsuńPamiętam ten napięty grafik i stres jak sama przygotowywałam wszystko do mojego wesela...
OdpowiedzUsuńGratuluję egzaminów, ciekawa jestem jak Ci poszła praca, daj znać :)
Pamiętam jak miałaś wątpliwości, było ich tak dużo. Pamiętam jak pocieszałam Cię w trudnych chwilach, nie brakowało Ci ich przez te trzy lata. I popatrz, mówiłam, że będzie dobrze? Może wtedy nie wierzyłaś. Życie też będziesz miała udane, zobaczysz. Oby nie szczędziło Ci ono szczęśliwych chwil. Całuski na dobre dni.
OdpowiedzUsuń