środa, 12 czerwca 2013
Być blisko...
Czasem nachodzą mnie takie myśli, że mam ochotę odpuścić, na chwilę jako owieczka Pana dać się zgubić, chcę sobie poczłapać gdzieś, zostawić wszystko, pożyć na odwrót. Taka jakby potrzeba podołowania się, ponarzekania, wmawiania sobie że nic nie ma sensu, że wszystkie moje wysiłki idą na marne. Dokładnie w tym momencie mam właśnie taką ochotę. Gdy nie chcę walczyć bo to i tak na marne, nie widzę żadnych efektów, a więc po co się starać? Ale wiecie co? Odkąd moje życie się zmieniło, nie potrafię odejść nawet gdy mam taką ochotę. Trzymam się kurczowo mojego Boga choćby nie wiem co się działo i wiem na pewno że nie puszczę. Bo gdy się puszczę, umrę. I to, że potrafię trwać to jedna z najwspanialszych rzeczy jaka mi się przytrafiła. A najfajniesze jest to, że to taka dziwna zmiana, taka jakby nie moja, bo nie ja to zmieniłam. Jeszcze do niedawna mając takie chwile załamałabym się duchowo, odpuściła, wróciłabym potem, ale dopiero po jakimś czasie. A od jakiegoś czasu towarzyszy mi uczucie jak gdyby Pan Bóg mnie trzymał. W sumie właśnie o to Go prosiłam, bo najbardziej bałam się sama siebie. Teraz nawet gdy upadnę, mam ochotę pozbierać się jak najszybciej i przyjść do Niego bo nie wyobrażam sobie by chociaż przez chwilę nie być z Nim. I gwarantuję wam, że to jest taki rodzaj szczęścia którego nie da się zdobyć ani poznać w jakiś inny sposób. To takie uczucie głęboko w środku, uczucie które nie jest efektem wypracowania. Ono się pojawia i się je ma ale czuje się że pochodzi z "góry". A swoją drogą do ślubu zostało 38 dni:) Powoli zaczynają się telefony z potwierdzeniami, jakieś załatwienia a ja dzisiaj miałam pierwszy egzamin. Jutro wyniki i ewentualny ustny. Szanse mam pół na pół. Jedno zadanie wydaje mi się że poszło nieźle, drugie to była strzelanka a trzecie zawierało większą połowę wyrażeń które widziałam pierwszy raz na oczy. Jak nie zdam nie będę musiała przynajmniej poprawiać pracy. Poza tym zaczął się sezon truskawkowy, moja mama dostała zapalenia stawów a ja muszę siedzieć tutaj i nie mogę pomóc. Trochę się wszystko komplikuję ale tak jak kiedyś zacytowałam "Potężnego Ojca w niebie mam" i jakoś większość spraw nie martwi mnie tak jak martwiłyby mnie kiedyś. Pozdrawiam
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
cóż, u mnie te chwile szczęścia są tylko chwilowe.
OdpowiedzUsuńNie potrafię trwać. Chociaż, odkąd tak naprawdę znalazłam Boga miną w sierpniu 3 lata.
Ostatnie 2 to masakra, ale nie potrafię odejść, podnoszę się, chociaż czasami zajmuje mi to kilka miesięcy.
Mam nadzieję, że później pochwalisz się z nami jakimiś zdjęciami :)
Cóż. Piękne świadectwo. Oczekiwanie na Sakrament, chyba fajny czas co? Patrz co pięknego Cie czeka :) pozdrwiam,
OdpowiedzUsuńJasne, że Jego się trzymamy - bo do kogóż mielibyśmy pójść?
OdpowiedzUsuńZ remontowanego mieszkania całuski dla Ciebie zostawiam i szybciutko zmykam.
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy poznałaś M@Ca ale on często zostawiał pod postami taki skrót: TsJ! A to oznacza: Trzymaj się Jezusa! Będzie dobrze, Pan z nami! ;)
OdpowiedzUsuń