poniedziałek, 25 listopada 2013
Był sobie pech...
Dzisiaj będzie o czymś takim co nazywa się pech. Ale na samym początku pochwalę się moim kolejnym wędkarskim sukcesem: Szczupak, 2,2 kg,72 cm :):) w sobotę mąż wrócił wcześniej i się wybraliśmy na jeziorko, on oczywiście złapał dwa jeszcze większe, jeden nawet miał 3,6 kg :) Zachęceni tak udanymi połowami postanowiliśmy wybrac się również w niedzielę po południu. Późno wróciliśmy z kościoła więc śpieszyło nam się bo o 16 już jest ciemno a chcieliśmy trochę popływac. Niestety wraz z wyjściem z domu nasz wyjazd przybrał imię pech. Czasem dopada nas taki czas kiedy wydaje nam się, że wszystko dookoła czeka tylko żeby nas zabic, przewrócic, albo zrobic bardzo niemiłego psikusa. Niedzielne popołudnie było najlepszym tego przykładem. Gdy wyjechaliśmy z pod bloku przypomniało nam się, że nie wzieliśmy paliwa. Trzeba było się wrócic. Gdy już wzieliśmy paliwo i znowu wyjechaliśmy to w tym samym miejscu co wtedy przypomniało nam się że nie wzieliśmy torby z woblerami. Znowu trzeba było się wrócic. W międzyczasie mało co nie wpakowaliśmy się pod inny samochód. W końcu udało nam się dotrzec na miejsce. Niezrażeni drobnymi komplikacjami wypakowujemy sprzęt na łódkę. Już prawie wszystko zniesione, Krzysiek wyciąga ostatnie rzeczy z bagażnika, po czym zamyka klapę i idąc w stronę łódki rzuca od niechcenia: "Słonko mam nadzieję że masz kluczyki?" Ja się odwracam, a tam tylko smycz wystaje z zamkniętego już bagażnika. Oboje w tym momencie przeszliśmy zawał i śmierc kliniczną. Kluczyki zatrzaśnięte w samochodzie, my 25 km od domu a do tego żadne z nas nie wzięło telefonu. Oczywiście ja je położyłam w bagażniku, ale dlatego że mojemu kochanemu mężowi zebrało się na żarty. W każdym razie od razu żartów nam się odechciało. Chyba potraficie wyobrazic sobie dramat sytuacji? :D Na szczęście mój mąż nie jest w ciemię bity a i nasza kochana Honda jest niezastąpiona (i na szczęście ma swoje lata) Najpierw próbował wyszarpnąc. Prawie się udało. Wyszły wszystkie klucze oczywiście oprócz tego do samochodu. Druga operacja została przeprowadzona za pomocą szczypcy wędkarskich. Odginając nożem klapę, próbował szparką ten nieszczęsny kluczyk wyciągnąc. W końcu się udało, ale wystarczyłoby żebym położyła te głupie klucze gdziekolwiek indziej w tym głupim bagażniku a zaiwanialibyśmy jak małe samochodziki na piechotę szukac jakiejś podwózki. Nie było nam też dane osłodzic sobie tych traumatycznych przeżyc udanymi łowami. Na jeziorze była fala a do tego było tak zimno, że szybko zdecydowaliśmy się wrócic. Tak też zakończyliśmy nasze wędkarskie wyczyny tego dnia:/ Piątek 13 przy takim czymś to może schowac się do kąta i ssac kciuk:/
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Taki trochę zabawny ten pech ;D
OdpowiedzUsuńFajne wspomnienia, będziecie mieli, co wspominać. :D
Ja za to od miesiąca mam klucz od domu w zamku i nie mogę go wyjąć. Szczęśliwie wchodzić mogę przez bramę garażową.
OdpowiedzUsuńTo się nazywa "zemsta szczupaka". Takie przygody wzbogacają życie, będzie cie mieli o czym opowiadać rodzinie. Ale taaaaka ryyyyba!!! Gratuluję wagi szczupaka. Mój mąż zrobiłby z niego pyszne kotlety, albo kiełbaski. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń