Wszystko źle, tylko wiosna ładna. A poza tym? Nie mam pracy, nie istnieję w Szwecji, nie wiem jak to zmienic, znikąd pomocy, z kasą krucho a rachunków co raz więcej i jeszcze jakby tego było mało problemy ze zdrowiem. Jeszcze tylko wojny brak i to jak wszyscy wiedzą nie żart :/ I w tym wszystkim pretensje do męża dopełniają czarę goryczy. Pewnie tylko dzisiaj, tylko teraz, bo jak to mąż stwierdził ciepłe kluchy ze mnie i złośc mija mi równie szybko jak się pojawia. Ale jak mam się nie złościc? Myślałam, że w końcu w mojej sprawie coś tu drgnie a tu nic, od urzędu do urzędu, wszędzie odsyłają mnie na inny termin a czas ucieka. Do tego nic nie rozumiem, nie wiem w końcu co i jak mam zrobic, mąż pracuje i nie musi się tym martwic bo u niego firma wszystko załatwia, a ja jak siedzę w domu to i śniadanka i obiadki więc po co coś zmieniac, tylko kasa by się przydała. Wszystko to jakieś zaklęte koło. Nie mogę nic załatwic bo słabo mówię po szwedzku a nie zacznę rozumiec lepiej jak nie będę przebywac z ludźmi, jak chcę to zmienic to muszę załatwic coś w urzędach, ale nie mogę załatwic bo nie rozumiem i tak w koło Macieju. Dzisiaj dajmy na to w ogóle faceta nie rozumiałam, domyślałam się nie z tego co mówił tylko z sytuacji, mówiłam to swoimi słowami i pytałam się czy o to mu chodziło. Ze trzy razy powtarzałam żeby powoli i prostymi słowami a on zamiast powiedziec "trzeba napisac formularz" to zdanie wielokrotnie złożone układał że ani jednego słowa nie mogłam wyłapac. I czy w takiej sytuacji mogę coś załatwic? Poświecę oczami poudaję głupiego i do domu. I czas leci. Może do świąt się uda, ale co z tego jak po świętach nie wracam a właśnie wtedy szanse na prace miałabym największe. Zamiast tego czeka mnie tomografia głowy bo lekarz musi wykluczyc jakiegoś guzka. Dobrze że w to nie wierzę bo bym się jeszcze teraz martwiła jakimiś operacjami. Ale badanie zrobic trzeba bo nie przepisze mi leków a jak mi nie przepisze leków to i o pełnej rodzince mogę zapomniec i nic tylko zapłakac się na śmierc. Dzisiaj przeszło mi przez myśl żeby zostac w Polsce, pójśc na magisterkę i miec wywalone na wszystko bo liczyc mogę tylko na siebie.
A i żeby przynajmniej jeden pozytyw z tego postu wypłynął to zamieszczam link i bardzo proszę wszystkich żeby zagłosowali. Nic nie kosztuje, zajmuje tylko chwilkę więc do roboty.
https://todlamniewazne.pl/inicjatywa,841.html
Już wsiadam na prom i płynę Cię pocieszać:)
OdpowiedzUsuńKurcze, tak to już jest, że człowiek wchodząc w małżeństwo spodziewa się trochę, że będzie miał zawsze zrozumienie i wsparcie tej drugiej osoby, ale tak nie zawsze jest. Mój mąż też nie do końca mnie wspierał jak starałam się wydać książkę, raczej traktował to chyba z przymrużeniem oka jaką taką fanaberię, to samo z tym, że wolałam zostać jeszcze trochę z dzieckiem w domu a nie iść tak szybko do pracy. Ale człowiek jest tylko człowiekiem, facet i kobieta patrzą na świat inaczej i nic tu nie dadzą wzajemne pretensje. ALE zawsze mamy też wsparcie od Boga:) On nas rozumie. Tylko czasem coś zaplanował inaczej:)
Mi się udało z moimi planami, choć musiałam troche na to poczekać, wierzę, że Tobie też się ułoży:*
Oj płyń płyń, sama wizyta już by była pocieszeniem. Jak dzieciaczki podrosną to mam nadzieję że słowa zamienią się w czyn. Masz rację że jak się wchodzi w małżeństwo to ma się wizję jak z reklamy i to w sumie dobrze bo bez tej wizji już dawno człowiek by się poddał bo niby po co się starac. Tylko my do tej pory na prawdę nie mieliśmy problemów, nie kłóciliśmy się, ani nic a tutaj nagle jakby ktoś z karabinu problemami strzelał. I to nie są duże problemy a jednak wystarczą żeby mnie zdusic. A co będzie dalej? Czasem aż sama jestem w szoku że mogę miec takie myśli, ale jakoś na szczęście to wszystko mija i sama nie wiem jak to siedzieje że chęc mordu zamienia się we współczucie.
UsuńDziękuję za ciepłe słowa, dużo się od Ciebie uczę:)
No pewnie, że dobrze:) Bo jakąś motywację trzeba mieć, a te piękne wizje to nawet mi się do zrealizowania wydają, ale pewnie wielu lat pracy i "docierania się" to wymaga;) Ach, całe życie pracy przed nami, przynajmniej nie będziemy się nudzić:)
UsuńNo ja mam nadzieję że i Wy nas kiedyś odwiedzicie;*
Ja to o tym cały czas myślę, tylko jak na złośc cały czas pływamy dziennymi promami i zawsze na łeb na szyję, na ostatnią chwilę i ledwo żywi, ale ja to jakoś rozkminię:)
UsuńMargolciu, po prostu tak się tym nie przejmuj - zawsze jest tak, że te trochę więcej kasy by się przydało, ale przecież najważniejsze, że może ledwie na styk, ale jednak starcza! A więc nie musisz się tak martwić, że jeszcze nie znasz na tyle języka, by móc wszystko załatwić. Nie załatwisz dziś, to załatwisz za miesiąc. Ale przecież przyjdzie taki czas, gdy już będziesz w miarę rozumiała, co do Ciebie mówią.
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi o link, to może wstaw go jako link - napisz tekst, np. "kliknij tutaj", następnie zaznacz, a z menu wybierz "Link" i dopiero tam wklej ten adres. Wówczas jak ktoś kliknie na to "kliknij tutaj", to otworzy się to okno do głosowania.
OdpowiedzUsuńOjojoj jakie to skomplikowane, ale może popróbuję jak znajdę dłuższą chwilę, dzięki za instrukcje:) A co do problemów to z każdą wizytą listonosza jest ich co raz więcej, ale mimo tej notki jakiś taki wewnętrzny spokój odzyskałam, może o tym napiszę niedługo żeby ten pesymistyczny post długo nie wisiał.:)
UsuńMargolciu, to Lotka Cię podpuszcza, bo wstawienie linku w komentarzu, to już wyższa szkoła jazdy - trzeba znać html-a, by to zrobić. Ale wstawienie linka w notce, to na prawdę łatwa sprawa. A o tyle to ważne, że obawiam się, że jak link nie działa, to nikt z niego nie skorzysta (choć z drugiej strony choć na moim blogu działa, to i tak nie sądzę, by ktoś z tego korzystał).
UsuńAby Twój klik w komentarzu był aktywny, wpisz go tak:
OdpowiedzUsuńTEKST
Co do Twoich rozmyślań. Nie jesteś w łatwej sytuacji, to prawda. Nie obcując z ludźmi, ciężko poznać jeżyk. Jak obcować, kiedy nie ma pracy? Zdrowiem się nie martw, będzie dobrze, zrób badania i zobaczysz, ze jest OK. Pozdrawiam serdecznie.