sobota, 12 stycznia 2013

Trudno

Wysłałam narzeczonego na kurs. I od wczoraj czuję się koszmarnie. Nie wiem dlaczego, wydaje mi się że mogę to porównać do takiego bólu jaki czuje mama gdy jej dziecku robią zastrzyki. Wiem, że porównanie głupie trochę, ale właśnie o to chodzi. Wiem, że teraz mu się nie podoba, wiem, że pewnie się tam męczy ale wiem też że to dla jego mojego i naszego włącznie dobra. I tak miałam się cały weekend uczyć a nie mogę przestać o nim myśleć, tęsknie trzy razy bardziej niż normalnie, jakby co najmniej na wojnę pojechał. Może faktycznie pojechał ale na wojnę duchową:/ Boję się tego Bożego planu, bo wiem że jakiś ma, wiem, że jest dobry a jednak... ale muszę wierzyć na przekór temu wszystkiemu, bo co to za wiara gdy jest wybiórcza, gdy bierzemy z niej tylko to co nam pasuje.

niedziela, 6 stycznia 2013

Ta ostatnia niedziela...

Święta, święta i po świętach:( Jak minęły? O dziwo dobrze, plany przedświąteczne zrealizowane w jakiś 80%. Świętowaliśmy z narzeczonym dużo, to u mnie to u niego w domu. Był problem z chrzcinami bo niestety po raz czwarty przekonałam się o wybitnej wredności pewnej osoby. Ale szkoda o tym tutaj pisać. Mam już chrześniaka więc jest dobrze:) Sylwester też się trochę nie udał bo się rozchorowałam i calutki Nowy Rok przeleżałam w łóżku. Rzadko zostawiam u was komentarze bo jakoś nie mam weny, muszę się uporządkować trochę bo jest kiepsko z tym. Dzisiaj cały dzień otrzymuję maile, smsy, wiadomości o tym co mam zrobić w tym tygodniu, tu jakieś tłumaczenie, tam już wysłane zadania, tam coś tam innego, normalnie chyba wyłącze zaraz komputer i będę udawać że śpię i nie mam o niczym pojęcia. Wiedzą jak zdołować człowieka. A było tak pięknie. Tyle czasu totalnej beztroski. Ale cóż, takie życie. W tym tygodniu zamierzam znowu poddusić robala spowiedzią i przybliżeniem się trochę do Pana Boga. Bo ta wredota boi się światła i radości. A tak zmieniając temat to życzę wam wszystkim WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO W NOWYM ROKU!!!