niedziela, 20 grudnia 2015

Przerwa w transmisji

Zbliża się chyba przerwa w blogowaniu. Jakoś przestałam w tym widziec sens, ani to komuś potrzebne ani mi samej już radości nie sprawia. Może to chwilowe, a może na stałe. Jakoś mi tak źle w środku. Bo ileż można pisac i czytac pieśni pochwalnych na temat dziecka? Czy różnię się czymś od innych matek? Każda kocha swoje dziecko i każda chce dla niego jak najlepiej, może czasem trudno jej jedynie odnaleśc równowagę między potrzebami swoimi a potrzebami dziecka. Każdego dnia uczę się większej pokory chociaż kiepsko mi idzie, może dlatego też lepiej będzie odpocząc od blogowania. Muszę przyznac że jestem szczęśliwa jako matka i cieszę się z wyborów jakie dokonałam. Pomimo tego że nie wszystko poszło zgodnie z planem to w ogólnym rozrachunku nie ma co narzekac. Teraz muszę nauczyc się dostrzegac te dobre strony w innych. Muszę odnaleśc moją wewnętrzną równowagę między posiadaniem własnego zdania a patrzeniem z empatią na drugiego człowieka. Często myślę nad tym dlaczego największe konflikty rodzą się właśnie między matkami. Może dlatego właśnie że dróg jest wiele a miłośc tak wielka? Każda z nas jest przekonana że wybiera dla swojego dziecka to co najlepsze a odrzuca to co jest złe, więc gdy ktoś inny robi na odwrót to... jakoś tak trudno o porozumienie. Jeśli patrzę tak dogłębnie na to co czuję to okazuje się też, że czasem mam wielką potrzebę aby ktoś mnie docenił, żeby komuś przydały się moje rady. I w tym miejscu zaczynam rozumiec wszystkie teściowe (może oprócz mojej :D [żart]) Kto tak nie ma? Wejście w macierzyństwo było dla mnie czymś tak spektakularnym jak odkrycie Ameryki, jak wynalezienie hmmm żarówki? Jak można się tym nie dzielic? To moje własne poletko na którym każdego dnia dokonuje się mój prywatny cud i mam ochotę o tym mówic, pisac tak jakby nikt inny wcześniej nie urodził i nie wychował dziecka. I to też mnie przytłacza, bo na co to komu? Każdy odbiera to podobnie, każdy chciałby opatentowac swój sposób, każdego przecież to tak samo cieszy. Więc zabieram się za układanie tego wszystkiego w mojej głowie. Mam jeszcze sporo czasu na to, przy piątym dziecku wszystkie te uczucia które mną teraz targają spowszednieją niczym reklamy w telewizji.
Gdybym nie znalazła chwili przed świętami:
Życzę wszystkim czytelnikom tego bloga:
Wesołych, spokojnych Świąt Bożego Narodzenia
spędzonych w gronie najbliższych kochających osób,
Każdego z was ściskam mocno!!!

środa, 25 listopada 2015

Szwedzkie wychowanie

Nawiązując do poprzedniej notki chciałabym opisac tutaj jak w ogóle Szwedzi podchodzą do wychowywania dzieci i do zdrowia. Nie będzie to pełny obraz, nie będzie to nawet połowiczny obraz bo opiera się on tylko na tym co ja widzę i na tym jak JA to interpretuję. Nie wszystko mi się podoba, ale uważam że dużo można by było od Szwedów skopiowac. Zacznijmy od początku. Pierwszy lepszy dzień w otwartym przedszkolu. Wchodzę z Kubą w chuście. Chusty chyba nikt tutaj nie używa. Na początku budziło to lekkie zdziwienie i zainteresowanie. Dziwi mnie to trochę bo górzyste tereny są idealne do chustonoszenia, nie trzeba nadrabiac kilometrów:D Rozbieram Kubę i puszczam na podłogę. Sama siadam na kanapie. Przychodzi pani która tam pracuje, wita się z Kubą, przynosi mu pudło z zabawkami. Zazwyczaj jestem pierwsza, potem przychodzą kolejne mamuśki. Półroczny Alex (no teraz już chyba nieco starszy) mama kładzie go na podłodze sama siada na kanapie z koleżanką (mamą Alice, w tym samym wieku co Kuba) Alex turla się po całej podłodze, po wszystkich częściach przedszkola. Starsze dzieci kraczają przez niego z wielką ostrożnością. Gdy Alex doturla się do jakiejś zabawki łapie ją, podnosi, komicznie to wygląda gdy trzyma nad głową wielki wóz strażacki, potem poturla się pod stół, między krzesła. Alice w wieku 10 miesięcy wchodzi na zjeżdżalnie i z niej zjeżdża, mama krzyczy tylko do niej żeby położyła się na brzuchu. Przychodzi też kobieta z Somalii ze starszą córką i malutką, zaraz po urodzeniu. Ona to się w ogóle nie przejmuje. Maleństwo leży albo zapapulone w nosidełku (w sumie w Afryce gorąco) albo na macie na podłodze. Gdy płacze, dostaje cyca. I jeszcze jedna mamuśka w ciąży z trójką dzieci. Podczas zabawy najmłodsze wpada za kanapę i ma z tego świetny ubaw. Kobiecina z brzuchem pod sam nos, odsuwa tą kanapę i dziecia wyciąga, potem czyta całej gromadzie bajki, obsiadły ją jak kurczęta kwokę, siadają jej na tym brzuchu, kokoszą się, wiercą. Jest pora lunchu, dziei lądują w fotelikach, dostają wafla albo kanapkę i jedzą same. Rzadko kiedy karmi się je łyżeczką, Chyba że mają jogurt albo słoiczek do jedzenia. Czasem jest pieczone ciasto, czasem są kruche ciasteczka, czasem jabłuszko. Mamy piją sobie kawę i również jedzą. Starsze dzieci dostają ekologiczne mleko do picia. We wtorki są spotkania bardziej dla rodziców z malutkimi dziecmi, do roku czasu. Raz byłam na takim spotkaniu w bibliotece. Co mnie pozytywnie zaskoczyło? Podejście do karmienia piersią. Do pół roku karmienie piersią jest naturalne, jak chodzenie do toalety.
Tutaj Szwedzi nie roztrząsają się tak nad dziecmi, nie pilnują każdego ich kroku, stawiają na minimalizm. Stwarzają dziecku bezpieczne otoczenie i niech sobie radzi. Nabije sobie guza? Trudno, czasem te dzieci wyglądają jak po przemocy domowej. To co mi się nie podoba to to że bardzo wcześnie oddaje się je do przedszkola albo do żłobka. Nie wiem jak tam jest, i nie zamierzam sprawdzac w najbliższym czasie. Jak wyglądają kontrole? Po drugiej stronie przedszkola jest tak jakby ośrodek zdrowia dla dzieci. Chodzi się tam na bilanse i szczepienia. My z Kubą idziemy jutro. Nikt nie robił mi problemów z powodu nieszczepienia. Książeczka zdrowia to karteczka wielkości notesu, szara i brzydka. Gdy pielęgniarka zobaczyła naszą wielgachną polską to nie mogła się napatrzec. I kolejna różnica: Gdy kuba łapał katar zostałam z nim w domu. Tutaj nikt się nie przejmuje takimi błahostkami. dzieci się smarkają, kaszlą ale w domu nie siedzą. Jak widac z poprzedniej notki tutaj trzeba byc nie wiadomo jak chorym żeby coś z tym zrobili. W ośrodku co chwila pojawiają się na telewizorku reklamy mówiące o tym że nie wolno leczyc przeziębienia antybiotykiem. W ostatni piątek miesiąca organizowany jest dla dzieci grill w lesie. Jeszcze nie byłam ale oglądałam zdjęcia. Dzieci w kombinezonach puszczone na ziemię, w liście bez żadnego stresu. W Polsce nie jedna babcia na zawał by umarła. Ale to całkiem inna rzeczywistośc. Wydaje mi się że lepsza dla dzieci. Takie podejście bez siania paniki na każdym kroku jest dużo lepsze. Normalnośc jest normalna, nie szuka się wszędzie patologii i możliwych powikłań. Będą powikłania? To się zaradzi. W Polsce często spotykam się z przesadną ostrożnością. "A co jeśli?" "Bo może stac się to i tamto..." No pewnie że może ale takim tokiem rozumowania to trzeba z domu nie wychodzic. Czasem strach niszczy nam życie i naszym dzieciom też. Mi coraz bardziej szwedzkie podejście się podoba ale ważne by robic wszystko w zgodzie z własnymi przekonaniami:) A Wy co sądzicie?

poniedziałek, 23 listopada 2015

Pierwsze poważne przeziębienie

Wspominałam coś ostatnio że pod górkę? Że pech? No mówiłam sobie wtedy "Dobrze że przynajmniej Kuba zdrowy" Otóż i w tej materii nas nie ominęło. Mamy za sobą pierwsze poważne przeziębienie. Poważne bo pierwszy raz Kuba miał gorączkę ponad 40 stopni. Trudny to był czas ale dzieli się on na dwa etapy. Pierwszy gdy miałam ochotę pozabijac szwedzkich lekarzy za brak pomocy. Byliśmy w ośrodku dwa razy, mówiłam, że dziecko ma wysoką gorączkę, cały czas płącze, nie je, nie pije, boli go przy przełykaniu, że nie ma żadnej poprawy. Kuba całe dnie był półprzytomny, spał i jęczał, jęczał i spał. A co w ośrodku powiedzieli? Że to normalne, żeby przyjśc jak dziecko będzie miało drgawki, będzie sztywne od gorączki, przestanie siusiac. Gdy za drugim razem nic mu nie przepisali, poszłam do apteki sama, pytam się czy mają coś na przeziębienie dla rocznego dziecka, coś od gardła, od kataru. Z bólem znalazła mi nasivin. Na gardło nie ma nic. No i panadolin. Tutaj to lek na wszystko. Myślałam że z bezsilności i wściekłości rozszarpię na strzępy. Ale cóż mogłam zrobic. Tego samego dnia wieczorem, gorączka zmierzona w uchu: najpierw 40,1, potem, 41,5, potem 41, 6. Oczywiście już po podaniu leku, robiłam okłady no i zaraz spadła ale ten stres długo zapamiętam. W Polsce gdybym poszła z takim dzieckiem do ośrodka to od razy wylądowałabym w szpitalu z silnym antybiotykiem. A z apteki wyszłabym z dwoma siatami leków. Tak, ale to był pierwszy etap. Teraz mamy drugi etap w którym... jestem wdzięczna tym lekarzom. Oni jednak wiedzieli co robią. Przebadali Kubę w ośrodku dwa razy i faktycznie lepsze dla niego było przechorowanie tej choroby. Jeszcze dwa dni temu dziecko było pół żywe a dzisiaj po chorobie nie ma praktycznie śladu. Nawet katar prawie minął. Nawet wydaje mi się że jest z nim jakoś tak lepiej niż przed chorobą. Może i antybiotyk szybko by pomógł al to jak z łataniem dziur w Polsce. Zaklei się byle czym no i faktycznie szybko i prosto dziury się pozbyli, ale zaraz potem cała droga to jedna wielka dziura. Wbrew pozorom jestem wdzięczna bo wszystkim nam wyszło to na dobre. Kuba nabierze odporności, ja już nie będę tak panikowac. Jestem teraz dużo silniejsza a i nasz związek przeszedł malutką próbę. I muszę powiedziec że obroniliśmy się. Świetnie współpracowaliśmy pomimo zmęczenia, stresu, nerwów, strachu. Na mojego męża zawsze mogę liczyc:) Także tutaj na plus w ogólnym rozrachunku:)

sobota, 14 listopada 2015

Smutno mi...

Czasem jest tak że mam ochotę położyc się, zasnąc i obudzic za rok. Problemy lubią chodzic całymi stadami. A ja mam dośc. Zaczyna się niewinnie a potem jest coraz gorzej i gorzej i aż strach budzic się bo nie wiadomo co złego przyniesie kolejny dzień. I ta niepewnośc. Tak w wielkim skrócie, zepsuł nam się drugi raz samochód, tym razem konkretnie. Naprawa tutaj 15 tys. koron. Trzeba będzie się go pozbyc, ale jakoś tak serce boli bo kupiony za ślubne pieniądze. W robocie męża duże problemy, na moje oko trzeba szybko szukac czegoś innego. Złośliwośc ludzka nie zna granic. Jesteśmy że tak powiem w czarnej pupie:(

piątek, 6 listopada 2015

Zrobiłam sobie kanapkę...

Zrobiłam sobie kanapkę. Myślę sobie: samo zdrowie. Chlebek, awokado, ser żółty, pomidor, czarne oliwki. I tak sobie wcinam, ale coś mnie tknęło. Czytam etykietę sera: chlorek wapnia, azotan potasu... Ten pierwszy niby uważany za nieszkodliwy ale w dużych ilościach podrażnia błony śluzowe za to ten drugi: "Sprzyja powstawaniu nowotworów, częste spożywanie może miec niekorzystny wpływ dla zdrowia, może powodowac bóle głowy, zabroniony lub niewskazany dla niemowląt i dzieci" No dobra, to może czarne oliwki są spoko? O nie... cóż tam znajdziemy oprócz oliwek? Glukonian żelazawy. "Częste spozywanie może miec niekorzystny wpływ dla zdowia i uwaga po przedawkowaniu może prowadzic nawet do śmierci niemowląt" Używa się tego do barwienia czarnych oliwek. Kurcze a ja głupia naiwna myślałam że czarne oliwki są czarne z natury. Nawet nie chcę wiedziec czym był traktowany ten nieszczęsny pomidor i równie nieszczęsne awokado. O imitacji chleba już nawet nie wspomnę. Ja się pytam jak życ? Staramy się z mężem unikac całej tej chemii ale to jest po prostu niemożliwe, a nawet jak jest to trzeba po pierwsze nieźle się napocic, a po drugie wydac dużo więcej pieniędzy. Gdzie się podziało normalne, zdrowe wartościowe jedzenie?! Mleko nie jest mlekiem a konserwą mleczną, wędlina nie jest wędliną tylko czymś co jeśli bym zobaczyła podczas produkcji zapewne wywołałoby u mnie odruch wymiotny. Warzywa są niczym napompowane pestycydami, nawozami balony które aż błyszczą od tych wszystkich oprysków. Wszystko jest przetworzone milion razy, nafaszerowane chemią, pozbawione wartości i ludzie się dziwią że chorzy non stop. Ale chyba warto chociaż próbowac z tym walczyc bo przecież tutaj chodzi o nasze zdrowie. Ostatnio usłyszałam że bez sensu robię nie dając Kubie słodyczy, parówek i innego takiego jedzenia. Bo teraz jeszcze mi się udaje ale jak będzie starszy to już go przed tym nie uchronię. No tak. W końcu i tak umrę to po co życ? Od razu położę się do trumny i poczekam... Wiem że nie uchronię Kuby przed całym złem tego świata ale jeśli mogę z czegos co szkodzi zrezygnowac to chyba głupia bym była gdybym tego nie zrobiła. Wierzę że nasze ciało świetnie funkcjonuje gdy mu sie nie przeszkadza a takie chemiczne jedzenie właśnie przeszkadza i nie wiadomo czy taka paróweczka nie okaże się za którymś razem przysłowiowym gwoździem do trumny. Dla jasności dodam że nie uważam że to coś złego gdy od jakiegoś czasu dziecko zje coś niezbyt zdrowego. Jesteśmy w końcu tylko ludźmi ale nie można z tego robic normy zasłaniając się tym że i tak wszystko jest z chemią. My walczymy, może i pozycja przegrana ale nie zamierzam poddac sie walkowerem.

niedziela, 25 października 2015

Postępy:)

Moje dziecię dorasta. Do tej pory myślałam że to taki słodki, nic nierozumiejący bobasek, do którego można sobie gadac i gadac jak do ściany za przeproszeniem. Że ton głosu się liczy, czy z miłością się mówi ale że sensu biedaczyna żadnego nie uchwyci. Aż tu nagle przeżyłam szok. Pokazałam mu jak ma schodzic z łóżka. Że tyłem a nie przodem. I... zrozumiał!!! Grabusi się, grabusi, kładzie się na brzuchu, wykręca się do tyłu i zsuwa na ziemię.:):) Normalnie dumna jestem jak paw. Pokazałam że jak chce się napic sam z butelki to musi ją przechylic. Tutaj jeszcze czasem się zapomina ale to też zrozumiał!! Ja to nie wiem zatrzymałam się na pewnym etapie i jakoś w ciężkim szoku jestem że moje dziecko już dawno z niego wyrosło a ja tak jakoś nie wiem co z tym zrobic żeby go wspierac a nie podcinac skrzydła. Chciałabym jakoś z głową wejśc na tą nową drogę rozumiejącego dziecka. Na razie stawiam na optymistyczne podchodzenie do życia, chociaż i Kuba zaczął sobie na więcej pozwalac i czasem trudno go poskromic. Wczoraj w kościele już nie było jak kiedyś, gdy sadzaliśmy go na podłodze z zabawkami. Wczoraj gdy tak zrobiliśmy to ledwo złapałam go przed ołtarzem, oczywiście popędził tam z majestatycznym "Aaaaaaaaaa!!!" zagapic się byle czym nie pozwolił, chciał wszystko to co niedostępne, najchętniej wypiłby wodę z chrzcielnicy, podarł śpiewniki, powywracał stojaki z głośnikami, a na koniec poczłapał by do księdza i bawiłby się sutanną. A jeszcze próbował się bawic w akuku chowając się za ławki i wyskakując z głośnym śmiechem. Super, szczególnie że przy sobotniej mszy w kościele jest garstka ludzi, jest cichutko i kameralnie a tam co? "Aaaaaaaaa!" W krytycznym momencie trzeba się było ewakułowac bo jednak ktoś może chciałby się na tej mszy skupic. My oprócz szczerych chęci i komunii nie za wiele skorzystaliśmy, ale co zrobic:(
Chodzimy też na spacerki, ostatnio w chuście. Wygląda to tak jakby ulicą toczyła się wielka bryła. Tylko dwie łepetynki wystają. Jesień w Szwecji jest piękna:)
Tak mi się nasunęło ostatnio na myśl że dzieci czasem bają bardzo zabawne ksywki :D Znacie jakieś? U nas jest ich baaardzo dużo począwszy że wołamy na Kubę: Kubuś, Kubusiaczek, Kubusiątko po Jakubiesława. Jest też: Perełeczka, Dyśdadełko, Puciesław, Borsuk, Pciopcia, Kopka, Bogdan, Boguś, Heniek, Czesiątko, Jeszcze coś by się znalazło bo moje słowotwórstwo w przypływie czułości jest nieogarnięte:) Chęcie dowiem się jak jest u was?

czwartek, 22 października 2015

Jest godzina 23.47 a kuba nie spi(!!!!) Musze sie czyms zająć bo mnie trafi, brak mi dzis cierpliwosci na maksa a jeszcze jutro o 7.15 przychodzą wymieniać okna. Super. Na dworze łeb urywa, kuba zasmarkany a przez pol dnia bedziemy miec dziury w scianach, cuuuudownie, sen to jest moja pięta achillesowa niestety a u kuby z tym krucho...

środa, 21 października 2015

Pozamykać przedszkola i żłobki!! + edit :D i PS

Słucham, słucham i coś się we mnie gotuje. O co chodzi? O przedszkola i żłobki. Powinni je pozamykac! Albo przynajmniej wprowadzic ograniczenia wiekowe, co najmniej od 5 lat. W niektórych przypadkach niech będzie że od 4 ale nie wcześniej! I żeby nie było, nie winię tutaj rodziców (przynajmniej nie wszystkich) ale państwo, bo prowadzi taką politykę że w wielu przypadkach rodzic nie ma wyboru i musi zostawiac płaczące dziecko w przedszkolu. Jak dla mnie to chore, złe, krzywdzące i w ogóle przeciw naturze. Tak małe dziecko musi byc przy matce i nic mnie nie przekona abym zmieniła zdanie. Przykład nr 1: dziewczynka niecałe 2,5 roku chyba chodzi do przedszkola, najpierw chciała a teraz nie chce, lepiej: chłopczyk (1,5 roku (!!!)) szukają dla niego niani, bo o zgrozo dziecko w żłobku płacze. No ciekawe dlaczego?! I na moje oko, rodzice nie są w tak desperackiej sytuacji że matka MUSI iśc do pracy.Przykład nr 2: dziewczynka tak bardzo nie chce chodzic do przedszkola że za każdym razem aż zachodzi się od płaczu, ale mamusia twierdzi że ona matką polką nie będzie i córa chodzic musi. A co najlepsze dziadkowie są gotowi się nią zając. Ale co tam dziadkowie, przedszkole lepsze, to nic że dziecko pół dnia siedzi i płacze na kolanach opiekunki. Ja się pytam, gdzie ktoś ma serce?! Jak się zdecydowało na dziecko to trzeba wziąśc za nie odpowiedzialnośc a nie zrzucac ją po kolei na wszystkich! Szczególnie gdy sytuacja finansowa nie jest tragiczna. Co to się porobiło na tym świecie, wszystko jest ważniejsze niż rzeczy naprawdę ważne jak rodzina, miłośc. Jedyne co trzeba to MIEC, i to dużo. Troszkę nie wystarczy.Trzeba miec wszystko. Postęp postępem, nie zawsze od niego można uciec, ale przynajmniej trzeba się starac. To chcę przekazac mojemu dziecku, nie chcę żeby Kuba był zwykłym zjadaczem chleba, który nie wierzy że można coś zmienic, chcę żeby wiedział że świat jest dla niego, i że na prawdę liczy się tylko to co ma w sercu. Bo nawet w tym wielkim bajzlu można wywalczyc dla siebie coś innego, tylko trzeba miec odwagę by wybierac swoją drogę a nie iśc tam gdzie stado. Bo ludzie są jak stado, tylko robiąc tak jak wszystcy jesteś ok, gdy wybierasz inną drogę jesteś dziwolągiem. Jeśli robisz tak jak wszyscy i Twoje dziecko jest chore 10 razy w roku to nic się nie dzieje. To normalne. Ale jeśli robisz inaczej i Twoje dziecko zachoruje raz to od razu okrzykną że to twoja wina. Ot taki paradoks. Nie zgadzam się na takie życie i już!
P.S Już nie będę zmieniac całej notki, w każdym razie przepraszam za oceniający i krytyczny ton, pisałam w nerwach i tak wyszło trochę nie bardzo, w dyskusji pod notką jest to wszystko nieco bardziej wyjaśnione

niedziela, 4 października 2015

Porządek

Zdałam sobie sprawę, że nie potrafię pisac na inny temat niż moje najcudowniejsze, najukochańsze i naidealniejsze dziecko :D :D chyba czas zmienic idee tego bloga bo jakoś wizualnie nie pasuje on do tematów tylko okołodziecięcych. Tak coś czuję że odnalazłam swoje miejsce w życiu, rodzina to jest moje powołanie w którym się realizuję. Jeszcze tylko trochę nieuporządkowane, proporcje trochę zachwianę ale dopiero 10 miesięcy Kubusiątko jest z nami, jeszcze potrzebuję trochę czasu żeby przejśc ze świata w którym dziecię jest w centrum do świata w którym centrum jest nieco szersze. Nawet czytając tego bloga można zobaczyc jak bardzo etapowe jest moje życie. Najpierw był Bóg, jak wiadomo to Bóg jest początkiem wszystkiego. Potem był narzeczony, potem mąż, początki naszej rodziny i nauka ralacji zarówno między nami jak i między nami i Bogiem a potem pojawił się Kuba pojawił się tylko i wyłącznie za sprawą Pana Boga. To On dał nam tak cudowny dar jakim jest dziecko i każdego dnia dziękuję za to. Tylko tyle potrafię. Bo Bóg który jest początkiem wszystkiego w moim życiu zszedł na sam jego koniec:( A rodzina bez Niego jest jak malutki statek na wielkim oceanie nigdy nie wiadomo kiedy przyjdzie burza sztorm i stateczek tonie. Dbam o relację z dzieckiem, dbam o relację z mężem, dbam o wypełnianie codziennych obowiązków a gdzie w tym wszystkim Ten od którego to wszystko mam? Muszę się zatrzymac, muszę wszystko uporządkowac, ja jako kobieta, żona i matka muszę zadbac o ten prawdziwy porządek w naszym domu, nie o posprzątane zabawki ale o miejsce dla Kogoś kto ten nasz dom trzyma w kupie. Trudne to, bo gdy za daleko się odejdzie powrót jest dużo trudniejszy, łatwiej zabłądzic, łatwo się zniechęcic. Nie wiem jak to będzie, próbuję już od dłuższego czasu ale oprócz chęci nic innego się nie dzieje:(

niedziela, 27 września 2015

Jestem zachwycona moim dzieciem. Bo takiego dziecia jak ja mam to nie ma nikt :D Jakie to sprytne, jakie kochane, jakie śmieszne, jakie bystre!! Codziennie mnie zaskakuje. Ostatnia sytuacja dała mi trochę do myślenia. Siedzimy z Kubą na podłodze, obok ławy, rozmawiamy przez skype z moją teściówką a Kuby babcią. Kuba się totosi, usadowił dupencję tuż obok ławy, tyłem do niej i czymś się tam bawi, wiercąc się co chwilę na co teściowa:
- Uderzy się uderzy!
- No to się uderzy, nic mu się nie stanie (dodam tylko że, nie "uderzy się" tylko delikatnie stuknie)
- Siedzicie obydwoje i wam się nawet ręki nie chce tam położyc żeby się dziecko nie uderzyło!

Ręki nie położyliśmy, nigdy nie kładziemy. Kuba sobie siedzi, stuknie się raz, stuknie się drugi raz, obczai co to z tyłu mu przeszkadza w zabawie i się weźmie odsunie jak zdzierżyc nie może. Ot cała filozofia.

Albo kroję sobie coś na stole, patrzę dziecie się wspina, po krześle, sięga po deskę do krojenia, taką malutką. Aż sapi z podniecenia. Odsunęłam nóż, jest!! Upolował! Ściągnął ze stołu, na krzesło, z krzesła na podłogę. Ostrożnie, obiekt upolowany można się nim dogłębniej zając. Patrzy, patrzy, grabusi się, siada majestatycznie i zajmuje się łupem :)

Nie dałabym rady opisac tutaj wszystkich jego wyczynów. Jest tak pocieszny jak próbuje zdziałac coś nowego że nie sposób się nie uśmiechnąc. Uwielbiam jego kontaktowośc, jak zwraca na siebię uwagę i odpowiada uśmiechem na uśmiech. Niesamowite jest to wszystko. Chciałabym zatrzymac te chwile a one tak szybko uciekają...

Koniec tematu okołodziecięcego

Kilka słów w sprawie uchodźców bo temat na czasie. Powiem tylko jak jest w Szwecji, kraju który ściąga uchodźców z Syrii i Somalii. My mieszkamy w malutkim miasteczku. Pojechac na nowo powstałe osiedle to za przeproszeniem  w oczach ciemnieje. Szczerze, myślimy poważnie o tym żeby zacząc się zbroic. Bo to jest niebezpieczne. Nie ma się co oszukiwac. W naszym miasteczku jeszcze jest spokój ale w większych miastach są miejsca gdzie policja boi się wejśc, gdzie w biały dzień potrafią cię skopac jeśli podejrzewają że jesteś katolikiem, Ci biedni uchodźcy gwałcą białe kobiety ale ucisza się sprawę by szwedzi się nie buntowali i dalej wierzyli że to dobrzy biedni ludzie są. Oni tutaj dostają wszystko za darmo, ale nie chcą ani pracowac, ani asymilowac się z tą kulturą. Tworzą swoje państwo w państwie, którego niedługo nikt nie ruszy. A żeby było bardziej dosadnie wczoraj jakiś murzyn pokazał mojemu mężowi fuck you. Tak po prostu. Dobrze że był z Kubusiem bo by mu chyba przyfasolił i musielibyśmy się wyprowadzic, bo ja z Kubą już na ulicę bym nie wyszła...

wtorek, 22 września 2015

Gdzie ten wierzchołek?

Raz pod górkę a raz z górki. Mądre. Prawdziwe. Na czasie. U nas lekko pod górkę, wszystko jakby na przeciw. Kuba ciągle ma katar, odkąd znajomi z Polski przwlekli tu jakąś gangrenę nie możemy jej się nijak pozbyc. Najpierw był ponad tydzień kataru, 3 dni przerwy i znowu już ponad tydzień kataru plus odrywający się kaszel. Gorączki brak i innych objawów, ale do szkoły dla bezpieczeństwa nie chodzimy. Wiadomo co to za zarazek? A ostatnio babka z Somalii przyszła z dzieckiem czterodniowym (!!!) Poza tym marzy mi się urlop i kilka dni odpoczynku. Co by było weselej zepsuł nam się samochód i nie wiemy jak ogarnąc zjazd do Polski. Co prawda mamy wykupione pełne ubezpieczenie ale ogarnięcie tego wszystkiego nie jest proste bo po pierwsze mamy już kupione bilety na prom (które jak na złośc do tanich nie należały), po drugie grafik jak zwykle napięty jak gumka od majtek, po trzecie podróż z dzieciem, które już nie śpi w samochodzie jak aniołeczek niesie ze sobą dodatkowe utrudnienia. Wszystko już pozamawiane, tylko tydzień czasu do dyspozycji a tu bach, taki feler. Do tego tutejszy urząd podatkowy tak nam wyliczył podatek że nawet strach tutaj pisac ile mamy do zapłaty. Próbujemy jeszcze walczyc, ale jak dla mnie sprawa przegrana. Jak tak wyliczyli to raczej zdania nie zmienią. Dobrze że dziecko na cycu bo my jak nic będziemy wcinac przez miesiąc chleb z margaryną (żartuję oczywiście :D) Oj czarno to wszystko wygląda. Kuba mało je, Krzysiek jakiś niezdrów, ja złapałam przeziębienie już 3 raz w ciągu 1,5 miesiąca. Oj sypiemy się :/ Ciekawe czy wysoka jeszcze ta góra, bo na razie wierzchołka nie widzę :/

poniedziałek, 7 września 2015

Szkoła miłości

Kuba szaleje:) Kurcze, kiedyś kiedy jakieś dziecko robiło za dużo hałasu denerwowałam się strasznie, kiedy bałaganiło, uważałam że jest źle wychowane, rozpieszczane. Co się ze mną zrobiło? Zabawki walają się po całym mieszkaniu, sama otwieram Kubie szafkę z garnkami, które on sobie z zapałem wywleka i bawi się w najlepsze robiąc przy tym niemiłosierny jargot, każdy najmniejszy postęp jest zauważony i omal nie pieję z zachwytu gdy zobaczę że Kuba zrobił coś nowego. Zauważyłam też że gdy jestem zajęta i Kuba bawi się sam, jest bardzo ostrożny, zdobywa nowe szczyty z rozwagą, próbuje, uczy się, byleby mu nie przeszkadzać, gdy stanę obok, by pomóc, by przypilnować, Kuba traci całą rozwagę, przestaje się pilnować i wszystko jest już na huuuuraaaa! Wiadomo czasem muszę reagować, a czasem stoję z sercem na ramieniu i nie wiem czy już biec i ratować czy dać mu szansę by sam o siebie zadbał. Może za bardzo bagatelizuję czyhające niebezpieczeństwa, zdaję sobie z tego sprawę i pewnie dopóki się nie przejadę to będę dalej tak robic, ale czasem nie mam serca czegoś Kubie zabraniać, dzisiaj byliśmy na kocyku na trawce, w pewnym momencie Kuba zobaczył motyla i bez wahania ruszył w jego stronę, a ja tylko patrzyłam, to nic że trawa lekko mokra, to nic że kleszcze, potem wpakował sobie całego mlecza do buzi, wyglądał jak chomik, na szczęście wydłubałam i skonfiskowałam, nie mam serca zabierać mu jego cennych zdobyczy typu liście, stokrotki... Również dzisiaj robię sobie coś w kuchni a Kuba mocuje się z przykrywką od takiego dużego plastikowego pudła. Nagle słyszę tylko "Ajajaj ajajaj!" Patrzę a Kuba leży na wznak a na nim pokrywka. Dodam że nie płakał, i dodam też że takich odgłosów Kuba nigdy nie wydaje. Milion rzeczy się może stać ale nie chcę stać nad Kubą jak goryl i krzyczeć ciągle "Nie wolno! Nie dotykaj!" Nie chcę bić po rączkach żeby się oduczył, wydaje mi się że czasem lepiej pozwlic by dziecko samo się nauczyło. I tutaj pojawia się problem drugiego dziecka, z jednej strony już mnie korci żeby się postarać a z drugiej nie wyobrażam sobie podzielić moją uwagę na dwoje, nie wyobrażam sobie że mogłabym Kubie coś z siebie zabrać, teraz jestem cała jego a gdyby pojawił się drugi bobasek? Przecież Kuba będzie zazdrosny, przecież będzie cierpiał, przecież nie będę mogła poświecić mu już tyle czasu i uwagi. Robi się ze mnie matka kwoka. I znowu w tym miejscu nachodzą mnie takie myśli skąd to wszystko się bierze. Nie ma chyba silniejszego uczucia na świecie niż miłość matki do dziecka a przecież to uczucie bierze się często nie wiadomo skąd. Ktoś nie lubi dzieci, a nagle swoje kocha bardziej niż siebie samego. Ale gdyby nie ten instynkt, ta matczyna natura to to wszystko nie miałoby sensu. Dajemy dziecku wszystko, jest takie malutkie, dbamy o nie z całych sił a ono dorasta i po pierwsze nie pamięta okresu niemowlęctwa a po drugie idzie w swoją stronę i o szanownej rodzicielce przypomina sobie w najlepszym wypadku kilka razy w tygodniua w najgorszym nie przypomina sobie w ogóle. I jak to tak? Tyle miłości, można by powieziec na darmo? Macierzyństwo to wielka szkoła doskonałej, bo bezinteresownej miłości, kochamy kogoś kogo tak na prawdę tracimy. Serce mnie boli gdy o tym myślę, gdy leżę sobie a obok przy cycu śpiący Kuba i wiem że z każdym dniem tracę go coraz bardziej. Jeszcze chyba nie dorosłam do tego. Bedę toksyczną mamuśką, dzwoniącą do swojego dorosłego syna 5 razy na dzień i kontrolująca każdy jego krok. Boniu! Ja nie chcę żeby mój Kubuś dorastał!!

środa, 12 sierpnia 2015

Wychować siebie?

Kuba siedzi, raczkuje, próbuje wstawac i ma nowe ząbki. Okupione co prawda gorączką i płaczem ale co zrobic, życie boli o czym mój synek przekonuje się dośc często, nie przeszkadza mu to jednak w odkrywaniu świata. Urlop w Polsce nie był urlopem bo wróciliśmy bardziej umordowani niż pojechaliśmy. Czasu nie było na nic, roboty jeszcze więcej, cały czas coś do załatwienia, odpoczęliśmy w sumie dopiero tutaj, no ale Kuba nacieszył się dziadkami, kuzynami, kolegami i koleżankami. Tutaj w Szwecji zaczęliśmy chodzic do takiej otwartej szkoły. Zacne miejsce, gdzie spotykają się rodzice ze swoimi pociechami. Dużo zabawek, dużo nowych osób, w dodatku blisko (gdy idziemy w chuście, z wózkiem dwa razy dalej, niestety) Kuba wniebowzięty:) Poza tym zdałam sobie ostatnio sprawę że wychowanie można sobie w buty włożyc. Dziecko jest tylko odzwierciedleniem naszego życia. Jeśli my mamy wszystko poukładane, jeśli umiemy dobrze życ to i dziecko będzie szczęśliwe. Bo nie ma niegrzecznych dzieci, są tylko błędy i niewiedza rodziców. Gdyby rodzice byliby w 100% idealni to i dziecko byłoby idealne. No ale wiadomo nie ma czegoś takiego. Dlatego stwierdziłam że zamiast wychowywac Kubę, zacznę wychowywac siebie. Ot takie to proste się okazało :D

niedziela, 5 lipca 2015

Matka matce

Zbierałam się do napisania tej notki już ze dwa tygodnie, jakoś zawsze nie po drodze. A chciałam napisac jak coś mi się przestawiło w tej mojej małej główce. Oczywiście na lepsze:) Czasem wystarczy aby ktoś był. Pojawił się i nagle zmienił moje postrzeganie świata a 180 stopni. Nagle Kuba przestał byc marudą a stał się cudownym, najukochańszym dzieckiem. Ja czuję się silniejsza, bardziej zadowolona i z siebie i z mojego macierzyństwa i z moich wyborów. Patrzę na Kubę i widzę jak cudownie się rozwija, jak z nami współpracuje, jak cudnie się do nas uśmiecha, jaki jest ciekawy świata. Wcześniej coś mnie przyblokowało, może samotnośc, może monotonnośc, może wszystko na raz. Jak dużo daje kontakt matki z matką, bez oceniania, bez licytowania się które dziecko rozwija się lepiej, bez krytykowania. Czułam się akceptowana, czułam, podczas tej wizyty że nadal jestem wolna w swoich wyborach to dało mi więcej pewności siebie. Czyste ładowanie akumulatorów a nie cicha wojna podjazdowa, gdzie nic wprost się nie mówi ale w powietrzu wisi wzajemna niechęc do metod wychowawczych drugiej strony. Nie mówię że ja taka nie jestem. Chciałabym nie byc, chciałabym umiec akceptowac wybory innych ale czasem jest trudno. A jak wspaniale by było gdybyśmy my kobiety właśnie tak się wspierały, jak lepiej mogłaby wyglądac nasza macierzyńska droga. Ale żeby tak było każda z nas musi uprzątnąc swój ogródek. Bo tylko osoba pewna siebie, pogodzona z własnymi poglądami pozostawia innym przestrzeń do życia własnym życiem. W moim ogródku rośnie jeszcze dużo chwastów. Pewnie nigdy do końca ich nie wyrwę. Jutro rano jedziemy do Polski, nie chciałabym nastawiac się jak na wojnę, chociaż wiem że ciepłe kluchy ze mnie i nie będę potrafiła po prostu życ własnym życiem, chciałabym pomóc a nie zaszkodzic innym mamom a granica jest baaardzo cienka. Tak jak z upominaniem grzesznika, niby czuje się moralny obowiązek ale czasem takie upomnienie przyniesie więcej szkody niż pożytku. Kurcze chciałabym miec tyle pokoju w sercu żeby to on działał i żeby było zawsze tak miło, dobrze i bezpiecznie jak przez ten tydzień odwiedzin.

wtorek, 2 czerwca 2015

Rozszerzanie diety

Jest lepiej:) Przynajmniej psychicznie bo fizycznie jakoś kiepsko, chwilowy spadek formy? Zaczęłam Kubusiowi rozszerzac dietę. Opornie nam to idzie. Ugotowałam mu zupkę, uradowana zanurzam łyżeczkę w jego słodkiej buziuni i co? Oczy jak 5 złotych, mlaska, mlaska i... wypluwa skłonny zwymiotowac, nie da rady nie przełknie. No nic, nie zmuszam. Na drugi dzień sama marchew i ziemniak, podejście nr dwa. Odruch wymiotny taki sam. A jeśli chciałabym próbowac mimo to, to Kubuś gotów się rozpłakac. Oczywiście nie próbuję. Ale jak to tak, czy ja głupia naiwna myślałam że z datą 24 maja moje dziecie spałaszuje pół miseczki zupki i zagryzie kotletem? Oj chyba trochę tak:D Niestety trzeba było zmienic taktykę. Zaczęłam dzielic się moim jedzeniem, bo ewidentnie Kuba był zainteresowany. I tak daję mu do zabawy jabłko, bez skórki oczywiście. Ciumka go jak cyca i co wyciumka to jego:) było też mango i rabarbar, i ogórek też bardzo się podobał a dzisiaj ugotowana marchewka jak mu się uciumka za dużo to biedak nie bardzo wie co z tym zrobic ale nie jest już tym faktem zbulwersowany a ja oczywiście pilnuję żeby się nie zakrztusił. Taki sposób chyba jest dla nas odpowiedni a i banan był jeszcze ale nie wiem czy mu nie szkodzi więc na razie odstawiamy. No i pobudek w nocy już raczej nie ma. To znaczy są na karmienia a jak coś wskazuje na to że Kuba chce się rozbudzic to już się nie cackam i budzę Krzyśka, dwa razy go bujnie i Mały śpi jak suseł. No i chyba z nowinek to by było na tyle:)

wtorek, 19 maja 2015

Rozkoszne bagienko

Trochę ciężki czas się dla mnie zaczął. Poporodowa sielanka się skończyła a zaczęła walka z wewnętrznymi demonami. To prawda że dziecko obdziera nas ze wszystkich skorup i wywleka na wierzch wszystkie nasze problemy. I tak z marnym skutkiem staram się zmienic siebie dla niego. Momentami jest ciężko. Upadam, tarzam się w błocie własnych słabości, podnoszę się umorusana i czuję że z tego błota to tylko białka oczu mi wystają, chwila radości że stoję a tu nagle bach i znowu leżę, żeby było śmieszniej bryzgam tym błotem na wszystkich dookoła. Czasem mam wrażenie że to bagienko nie ma końca. Ale co zrobic, staram się łapac dobre chwile i iśc do przodu z poczuciem że jestem i tak niewyobrażalnie słaba. porównuję się do innych i marnie, baaardzo marnie na tym wychodzę. Aby do urlopu, tęsknie za polskim ciepłem, za polską wiosną, potem za polskim latem, za beztroską. Teraz Krzysiek tak dużo pracuje. Praktycznie nie ma go w domu. Ale jest dziadek. Pomoc niezastąpiona. Taka niańka jest warta każdej ceny. Nie wtrąca się, nie krytykuje, nie ocenia. Każą bawic to bawi, nie każą to nie bawi, nie interesują go nasze metody wychowawcze, nie pyta dlaczego tak a nie inaczej a pomocą jest ogromną. Szkoda że tylko do połowy czerwca. A Kubuś wydaje się znudzony swoim jestestwem. Cóż biedna matka pokazała już wszystko, ułańska fantazja ma swoje granice, chusta na spacerkach znowu w dupcię zaczęła gryśc, pełzac jakoś tak trudno, leniuszkowi się nie chce i tak sobie jęczy całymi dniami a w nocy co by było śmieszniej budzi się w iście weselnym nastroju skory do dwugodzinnej zabawy:/A teraz kończę bo mój pan i władca właśnie się się obudził.

środa, 22 kwietnia 2015

Kubuś uczy mnie żyć bardziej:)

Moje dziecko uczy mnie życ :D Zanim Kubuś pojawił się na świecie w ogóle sobie nie radziłam, bałam się wychodzic z domu, bałam się poznawac nowych ludzi, nie potrafiłam zorganizowac sobie czasu. A teraz? Robię dziesięc rzeczy na raz. Gotuję obiad na czterech palnikach, zmywam, jem i jeszcze zabawiam Kubusia. W końcu także moje dziecię przeprosiło się z chustą i zaczeliśmy wychodzic na spacery. Widok mojego słodziaka wzbudza podziw i zachwyt w oczach innych szwedzkich obywateli dlatego często mnie zagadują a ja... rozmawiam z nimi:):) Poznaliśmy w końcu sąsiadów z naprzeciwka, umeblowaliśmy mieszkanie, żyjemy jak normalna rodzina:) Dobrze mi, chociaż ciężko momentami ale w końcu tak wygląda życie:)

niedziela, 12 kwietnia 2015

Misz masz

Kubuś śpi, mąż sadzi kaktusy a ja coś może tutaj naskrobię. Tak mnie ostatnio naszło na przemyślenia i stwierdzam że wcale nie żałuję że wynieśliśmy się do Szwecji. Przykro mi że w Polsce jest tak jak jest. Wprawdzie polepsza się ale niestety z naszą mentalnością Polaków opornie to idzie. Czemu tak jest że Polak jak sam nie może to i komuś nie da, dlaczego naszym celem przewodnim jest dokopanie innym, dorobienie się cudzym kosztem, i inne tego typu zachowania? Dlaczego jak idę do urzędu to czuję się tak jakbym szła na wojnę? Bo wiadomo że będę musiała tłumaczyc się jak winny przed sądem, przedkładac tony zbędnych dokumentów żeby i tak na koniec dowiedziec się że jakiegoś tam świastka brakuje, albo że w ogóle się nie da, nie wiadomo dlaczego. Dlaczego idąc do ośrodka bardziej boję się o swoje zdrowie niż mam pewnośc że o moje zdrowie tam zadbają? Spotkanie z lekarzem wygląda jak spotkanie Boga z uniżonym grzesznikiem. I dlaczego państwo zmusza mnie do wykonywania zabiegów medycznych na moim dziecku skoro na głupich kroplach do nosa jest ulotka o możliwych skutkach niepożądanych więc przyjmujesz je na własne ryzyko. Mówię oczywiście o szczepieniach. Kij mnie obchodzi zdanie innych na ten temat, każdy ma prawo do własnego zdania i niech tak zostanie, ale nikt nie będzie mnie zmuszał do czegoś takiego. W sumie szczepienia to temat na osobną notkę ale nie zamierzam o tym pisac, kto jest za szczepieniami niech sobie szczepi a kto jest przeciw niech nie szczepi. Czy to tak trudno pojąc? Dlatego siedzę sobie w szwecji dopkuki tutejszy rząd nie zacznie włazic z buciorami do mojego życia i go skutecznie utrudniac. Jak na razie mentalnośc Szwedów jest na wyższym poziomie bo ludzie tutaj się szanują. Wykonują swoją pracę nie psiocząc pod nosem. Wiem że to pewnie dlatego że zarabiają więcej, tak by się mogło wydawac ale tutaj nie o to chodzi. Tutaj tak po prostu jest że równo traktuje się każdego. Nikt nikomu życia nie utrudnia i chwała za to. Tyle w temacie. A poza tym z innej beczki ogłaszam wszem i wobec że rozpieściłam moje dziecko i wcale się tego nie wstydzę. Uwielbiam spac z Kubusiem i bardziej tego potrzebuję niż on sam. Druga sprawa: wolę bawic się z moim dzieckiem i poświęcac mu czas niż miec usmażone kotlety i wyszorowany kibelek. Dzieciństwo mojego dziecka jest jedno i nic mi go nie wróci a kibelek kiedyś się tam doczyści. Nie muszę tresowac dziecka tylko po to żebym miała perfekcyjnie posprzątany dom. Przepraszam za słowo tresuję. Nie do końca chciałam go użyc ale nie przychodzi mi do głowy żaden zamiennik. Brzmi to trochę tak jakbym krytykowała inne style wychowania. Absolutnie tak nie jest. Każda matka chce dla swojego dziecka jak najlepiej i jeśli dana mama lepiej się czuje z usmażoną górą kotletów to i jej dziecko będzie wtedy szczęśliwsze. Grunt żebyśmy umiały się wzajemnie szanowac a nie wytykac błędy. Kończę bo Kubuś się obudził:)

poniedziałek, 23 marca 2015

Ksiądz?

Jest godzina 00.51. Siedzę sobie właśnie z Migdalątkiem w drugim pokoju bo odmówił współpracy i spać zaprzestał i wiecie co? Już dawno miałam to napisać bo cuda się dzieją niesłychane. Mój synek uśmiecha się i gada z Panem Jezusem. Mamy na ścianie obraz Pana Jezusa- twarz jak z całunu. Ile razy nie wejdę do pokoju to Kubuś się do tego obrazu śmieje a jak płacze to przestaje i zaczyna się skarżyć. Na krzyż nad drzwiami też się patrzy a jego ulubiony obrazek w domu teściów to taki co przedstawia bazylikę w Licheniu. Kurczę, jak nic ksiądz będzie. Albo nawet papież:):)

czwartek, 19 marca 2015

Krótko, zwięźle i na temat

Bardzo mi przykro, ale ostatnio nie mam czasu żeby tutaj zaglądac. Ani tutaj ani do was, ale mam nadzieję że nie zapomnicie o mnie. Cały czas myślę co u was ciekawego. U nas dzień za dniem jakoś lecą. Każdy do każdego podobny. Czasem jest pięknie a czasem tragicznie. Chyba jak to w życiu... Kubuś waży już jakieś 8,5 kg. Chyba że waga nam się popsuła i źle wskazuje. Ubranka w rozmiarze 74 powoli stają się za małe. Nieźle jak na prawie 4 miesięczne dziecko. Niestety charakterne nasze dzieciątko się zrobiło. Paniczowi nie odpowiadają spacery przez co siedzimy cały czas w bloku i jedynymi osobami które nas odwiedzają są świadkowie Jehowy :/ Kiedyś koleżanka położna powiedziała że jeśli matka ma ochotę wyrzucic własne dziecko przez okno to jest to normalne. Nienormalne jest gdy to robi. Muszę teraz przyznac, z bólem serca ale muszę, że coś w tym jest. Ale uśmiech po przebudzeniu sprawia że zapominam o tym co złe. Taki przywilej pierwszego dziecka że wszystko jest nowe i nie do końca udaje się ogarnąc temat tak jak byśmy tego chcieli. Przynajmniej tak się próbuję pocieszyc. Przy drugim dziecku powinno pójśc przynajmniej trochę łatwiej. Pozdrawiam i mam nadzieję że w końcu znajdę więcej czasu na blogowanie.

poniedziałek, 23 lutego 2015

W Szwecji

W końcu znalazłam chwilę żeby coś tutaj naskrobac. Żyjemy:) Mamy się całkiem dobrze, mieszkamy sobie już w Szwecji tylko we dwójkę. Oj było nam to potrzebne. W końcu nabrałam pewności siebie w opiekowaniu się Kubą. W Polsce cały czas czułam się obserwowana, oceniana, to strasznie mnie blokowało. Teraz zostaję sama z małym i dajemy radę. Wszystkie małżeństwa powinny mieszkac same:) Jest czasem ciężko, nie mówię że nie, Nikt tutaj za mnie nie ugotuje, nie ponosi przez chwilę Kuby gdy marudzi a mi już ręce opadają ale jak mnie znacie wolę skupic się na pozytywach. Poza tym męża to ja mam doskonałego. We wszystkim pomoże, wszystko rozumie. Wracając do karmienia piersią to w ramach sprostowania: nie uważam że to jest tylko łatwe i przyjemne bo dla mnie też wiązało się to z kilkoma trudnymi momentami. Nikt mnie nie zastąpi w tym, mogę sobie pomarzyc żeby gdzieś wybrac się bez dziecka, Mój cyc musi byc dyspozycyjny 24 godziny na dobę, teraz pojawiły się jakieś problemy z kupkami, sama już nie wiem czego mam nie jeśc. Obecnie jestem na diecie bez mleka, glutenu, jajek i czekolady. Jest ciężko gdy Krzysiek wcina ciastka albo nutellę a ja ryż :( ale i tak lepsze to niż butelka i już. Wiem też że niektóre mamy mają dużo poważniejsze problemy niż te moje ale w moim otoczeniu słyszę tylko teksty o za chudym mleku i o tym że dziecko się nie najada, dlatego uważam że większośc kobiet sama sobie komplikuje życie. A tak poza tym to Migdalątko ma już prawie 8 kg, wydaje najprzeróżniejsze dźwięki co jest przekomiczne:) próbuje się przekręcac na brzuszek. Na bok już daje radę a potem to aż z siebie wychodzi żeby się przekręcic na brzuch. Coś mu się też przestawiło i nie zasypia przy cycu na leżąco. Muszę go bujac na kolanach, ale cóż takie życie. No i jutro będzie miał już 3 miesiące!!! :) Zaczął też wsadzac sobie do buzi całe piąstki i ślinic się:) Jest dobrze:)

czwartek, 29 stycznia 2015

Jest dobrze:)

Żyjemy, mamy się całkiem dobrze, tylko czasu na pisanie nie ma, a i do napisania byłoby tyle że nie wiadomo od czego zacząć i na czym skończyć. Może na początek garść informacji. Kubuś ma już 2 miesiące i 4 dni:) waży 6940:) i ma wszystkie wymiary czteromiesięcznego dziecka:) A ja biedna jego matka czasami nie wyrabiam jak go trzeba dłużej ponosić, jak na razie jest Krzysiek i to on pełni funkcję tragarza ale już w następny czwartek wyjeżdżamy do Szwecji i sielanka się skończy. Dobrze nam było tak dzielić się obowiązkami po połowie. Razem zmienialiśmy pieluchy, razem przebieraliśmy, ja karmiłam Krzysiek nosił, a teraz nagle wszystko zostanie na mojej głowie. Na jedno źle a na drugie dobrze bo przynajmniej nikt nie będzie się wtrącał i zaglądał przez ramię. Poza tym jestem zafascynowana macierzyństwem i tym co ono wyprawia z człowiekiem. Kiedyś nie rozumiałam po co ludzie robią tyle zdjęć swoim dzieciom, wszystkie przecież były identyczne. Żadne nigdy mnie nie rozczuliło, nie rozumiałam tego matczynego zachwytu a teraz? Wszystko rozumiem doskonale. W każdej sekundzie moje dziecko mnie zachwyca, rozczula i rozmiękcza całkowicie, zdjęcia mogłabym mu robić na okrągło bo przecież każda minka jest inna. I teoretycznie wiem że inni myślą o tym dokładnie to samo co ja wcześniej a jednak dałam się uwieść temu Maleństwu do żywej głębi:) Poza tym jestem pszeszczęśliwa że wybrałam właśnie taką drogę w wychowywaniu Kubusia jaką wybrałam, czyli karmienie piersią, spanie z dzieckiem i ogólnie w miarę naturalne podejście. Tak sobie myślę że ludzie sami sobie utrudniają życie. Na siłę chce się ulepszyć matkę naturę a w ogólnym rozrachunku wychodzi gorzej niż było. I potem się słyszy jak to się trzeba namęczyć wychowując dziecko, jak to źle na początku i trudno, ile zmartwień i trosk, ile nie przespanych nocy. Oczywiście istnieją przypadki kiedy jest ciężko bo dziecko dziecku nie równe i niektóre są chorowite nie z winy rodziców, wymagają więcej i ogólnie nie da się żyć tak jakby się wymarzyło, ale jak napisałam wcześniej, większość rodziców sama rzuca sobie kłody pod nogi. Biegają z tymi butelkami, wyparzają, mieszają, zmieniają mieszanki bo co raz któraś uczula, w nocy trzeba to bełtać, wstawać, czekać aż dziecko skonsumuję przyszykowaną "daweczkę". A wszystko dlatego że im ciotka albo matka powiedziały że mleko mają bezwartościowe, że się nie najada, że za rzadkie mleko i trzeba zagęszczać. A pierś? Jaki to genialny wynalazek:) Lekarstwo w tym na wszystko, zawsze na miejscu, zawsze gotowe. W nocy sobie śpię a mój jedyny wysiłek polega na trafieniu z jedzonkiem w buzię Kubusia przy obopólnej współpracy. Żyć nie umierać. Zaczęłam też w końcu wierzyć swojemu instynktowi bo on w przeciwieństwie do "złotych rad" nigdy mnie nie zawiódł i tak sobie szczęśliwie żyjemy i czuję że jest dobrze:)

sobota, 10 stycznia 2015

Nowiny i pytania

Trochę mnie tu nie było, ale pojechaliśmy do rodziców męża a tam nie korzystam z internetu. Co u nas? Radzimy sobie:) Kubuś zdaniem mojej mamy jest zdrowy jak ryba, moim zdaniem ma pewne niepokojące objawy, zdaniem teściowej na pewno coś mu dolega bo nie chce sobie leżeć spokojnie tylko płacze. Czy tylko mi wydaje się że dzieci czasem płaczą? Ja nie spotkałam się z egzemplarzem niepłaczącym ale młoda jestem, może za mało widziałam. Ciężko ta na obcym gruncie być dobrą, pewną siebie matką. Trudno obronić swoje zdanie gdy ze wszystkich stron krzyczą coś innego, gdy wszyscy wiedza lepiej. Nie mówię że jestem nieomylna bo jestem, w końcu to moje pierwsze dziecko. Może wy mi poradzicie?
1) Czy jeśli Kubuś przebudza się przez sen (ale nie w nocy), albo rano płacze przez sekundę a potem puszcza bąka to to jest normalne?
2) Czy kolki to skutek alergii? (Bo ponoć mam wywalić połowę rzeczy z pokoju i nie jeść mleka, jajek, czekolady, jabłek, malin, truskawek, cytrusów, cielęciny, drożdży...) dodam że Kubuś nie płacze godzinami, marudzi popołudniami i trzeba go intensywniej zabawiać, czasem rozpłacze się tak że aż się zachodzi ale ten stan potrafi mu minąć dosłownie w sekundę.
3) Jak często miesięczne dziecko może ulewać?
Jeśli ktoś coś na ten temat wie i chce się podzielić swoim zdaniem to będę wdzięczna. Poza tym Kubuś waży już 6100 i jest przesłodziaśny. Chrzciny zaplanowaliśmy na 25 stycznia. Jak znajduję chwilę to czytam co u was ale na komentarze obecnie trudno znaleść mi czas, pamiętajcie jednak że jestem:)