poniedziałek, 23 czerwca 2014

W wielkim skrócie/ wycieczkowo:)

W końcu z mężem. Już tydzień razem. Jest cudownie, od razu wszystkie problemy znikają, od razu jest bezpiecznie i dobrze, tak dobrze że nie ma słów żeby to opisać. I tak bym tylko chciała kochać jeszcze lepiej, idealniej, tak w sam raz, ale cały czas mam niedosyt, jakbym bała się że ktoś mi to moje szczęście zabierze. Żałuję każdej sekundy w której nie pomyślałam o tym że jestem szczęśliwa, że mam wspaniałego męża, którego staram się nie zagłaskać na śmierć z tej miłości. Ale jak tego nie zrobić kiedy magazynowałam uczucia przez dwa miesiące?:) Poza tym w sobotę byliśmy na cudownej wycieczce w Sztokholmie. Jakoś tak do tej pory się nie składało. Tylko praca, dom, ewentualnie rybki. Chyba wizja zmiany która nas czeka w listopadzie dodała nam zapału aby wykorzystać ten ostatni czas tylko we dwójkę. I takim to sposobem prawie cały dzień zwiedzaliśmy miasto. Pomimo wczesnego wyjazdu (godz. 5.00) do godziny 15.00 zdołaliśmy zobaczyć tylko niewielką część mieszczących się tam atrakcji. Zaczęliśmy od niewinnego spaceru bo nie za bardzo wiedzieliśmy gdzie jesteśmy i jak zabrać się do rzeczy. Wylądowaliśmy w sklepie z pamiątkami, gdzie mąż zakupił sobie róg obfitości :D w którym teraz pije piwo:D Dorwaliśmy też mapę i wstępnie ustaliliśmy gdzie chcemy zatuptać. Na szczęście Pan Bóg pobłogosławił naszej podróży bo wszystko układało się idealnie. Jadąc do Sztokholmu pogoda była paskudna, zachmurzone i padało a przed miastem pojawiło się piękne słońce. Tylko zimno było niestety. Wcześniej Sztokholm kojarzył mi się tak jakoś ponuro, wcale nie myślałam, że może być tam tak pięknie. A jest. Jakby miasto położone było na wodzie. Wszędzie statki, wysepki, mosty, i duuużo wody. Sam spacer był już niemałą atrakcją. I łabędzie z małymi łabądkami. Na początku poczłapaliśmy na jakąś małą wysepkę na której był malutki zameczek. Stamtąd popłynęliśmy na drugą wyspę. I to był strzał w dziesiątkę, bo gdybym miała zająść tam pieszo a potem wrócić to nogi wyszłyby mi ustami. Potem zdecydowaliśmy się odwiedzić djurgarden, coś w rodzaju zoo, połączonego z parkiem i skansenem. Fajne, ale aby obejść całe potrzeba chyba całego dnia. Najsłodsza była chyba wydra śpiąca sobie smacznie brzuchem do góry przy samej szybie. Koniecznie musimy tam wrócić z podrośniętą nieco Kruszynką, bo miejsce jest wprost stworzone dla rodzin z dziećmi. Wracaliśmy już pieszo, mając na celu dojście do starówki. Akurat starówka to w Lublinie jest ładniejsza, chyba że widzieliśmy jakąś brzydszą stronę. Ale udało nam się trafić na zmianę warty:) Potem kolejny sklep z pamiątkami bo zobaczyłam fajne ciuszki. I takim to sposobem mąż namówił mnie na różową bluzę typu "Kocham Szwecję" (w wolnym tłumaczeniu:D) Z moim sknerostwem sama w życiu bym jej nie kupiła ale mąż zawsze mnie namówi na coś z czego potem jestem na prawdę zadowolona. Po starówce w końcu udaliśmy się w stronę parkingu. I do domu, po drodze jeszcze pizza i msza święta, co by nie jechać następnego dnia znowu 60 km w jedną stronę. Wszystko udało się idealnie. Jedyny minus to niestety ceny. W przeliczeniu na polskie sam parking kosztował nas 150 zł, hod dog wielkości mojego palca wskazującego: 10 zł, przepłynięcie łódką trwające minutę: 25 zł. Ale jak już żegnać się z wolnością to przynajmniej z pompą. A to jeszcze nie koniec. Zapowiadają nam się intensywne wakacje. Przez to też mam bardzo ograniczony dostęp do internetu, więc nie jestem na bieżąco z tym co się u was dzieje. Ale jak tylko dorwę się do komputera z internetem to od razu zaglądam. Tymczasem pozdrawiam, życzę udanych wakacji i pochwalę się jeszcze że chyba coś mi się zaczyna w brzuchu ruszać, ale jeszcze nie mogę ocenić czy to dzidzia czy po prostu obiad mi się przelewa :D takie to dziwne wszystko:)

niedziela, 8 czerwca 2014

"Rady" dla kobiet w ciąży

Czego kobieta w ciąży nie powinna robić? Co raz słyszę nowe rady, zakazy, nakazy a i już zaczynają się dyskusje na temat dzieci. Dobrze że jakaś bardziej cierpliwa się zrobiłam niż kiedyś i tylko sobie słucham a w duchu i tak wiem swoje. Oto kilka zasłyszanych ciekawostek którymi życzliwe osoby mnie raczą co pewien czas:
1) Kobieta w ciąży nie powinna iść do dentysty ( to pewnie nikogo nie dziwi, na szczęście za nim ktoś pokusił się na interwencję ja już byłam po wizycie i wszystkie ząbki są połatane i prawie jak nowe. A poza tym co ciekawe w ciąży nawet leczenie kanałowe miałabym za darmo, nie wiedziałam:))
2) Jak już pisałam w niektórych komentarzach, kobieta w ciąży nie powinna jeść truskawek. Tu też interwencja spóźniona bo zanim się o tym dowiedziałam zjadłam ich tyle że teraz nie ma sensu przestawać
3) Kobieta w ciąży nie powinna nic robić w kucki, szczególnie rwać truskawek. O to zapytam się dopiero jutro lekarza, jak na razie to była i jest moja ulubiona pozycja do pracy.
4) Wczoraj zmuszona byłam słuchać rad na temat niemowlaków: że nie można ich brać na ręce bez żadnej podkładki. Trzeba położyć na czymś (kocyku, poduszce etc) i dopiero podnosić. Bo dziecko to strasznie delikatne.
5) Dziecko potrzebuje dużo ciepła bo samo nie potrafi się ogrzać (aż boję się pomyśleć jakby wyglądał niemowlak po wizycie tej osoby: trzy kaftaniki, sweterek, skarpetki, rękawiczki, czapeczka i polarowy kocyk na wierzch. I najlepiej położyć przy kaloryferze)
6) Kobieta w ciąży nie może jeździć na rowerze
Jeszcze coś było, ale nie mogę sobie przypomnieć. Co ciekawsze jak jeszcze usłyszę będę tutaj zamieszczać. Najbardziej obawiam się tych wszechwiedzących, najmądrzejszych pań które wpakują się na odwiedziny od razu po porodzie żeby koniecznie uświadomić mnie co i jak mam robić z własnym dzieckiem. To więcej niż pewne. I nie mam tu na myśli teściowej.

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Egoizm

Wróciłam do życia!! Prawie, jeszcze mam lekkie zastoje ale mój żołądek ewidentnie podjął współpracę! Hip hip hura!! Pierwszy raz od dłuższego czasu burczy mi w brzuchu zamiast mdlić. Nawet nie wiedziałam że uczucie głodu jest takim cudownym uczuciem. I jem... jem... jem... Ale nie o tym chciałam pisać. Ostatnio w internetach aż huczy od tematu lekarzy którzy chcą działać w zgodzie z sumieniem. I szczerze? Co raz bardziej przeraża mnie świat w jakim żyję, ignorancja, hipokryzja. Co jeden komentarz to lepszy. Że lekarze zamiast leczyć będą kazali odmawiać różaniec, że powinni ich za to zwolnić, że nie mają prawa bo ich zadaniem jest dobro pacjenta i ratowanie życia. No właśnie... no właśnie... nawet jakąś petycję w tej sprawie wystosowano żeby prawo do wykonywania zawodu odebrać... No ja nie wiem czy tu się śmiać z głupoty czy raczej płakać. Chyba raczej płakać i to gorzkimi łzami bo jednak los Polski w rękach Polaków, którzy jak widać podstawowych kwestii pojąć nie mogą. Jak czytam takie coś to mam ochotę wyjechać do jakiejś Kambodży i nie przyznawać się skąd jestem. I nie chodzi tylko o tą jedną sprawę, ale o wszystko co się dzieje, o tą niesprawiedliwość, o zło które wpiera się na siłę, zgodnie z prawem. O prawdę, której nie można bronić, o tolerancję, ale tylko w jedną stronę. Co z tym światem się dzieje? Jak to zmienić? Iść pod prąd? Staram się. Ale dobro przychodzi z trudem, zło jest dużo łatwiejsze. Po tym można odróżnić jedno od drugiego. Po tym można poznać czy robimy w życiu coś dobrego, gdy to nas kosztuje, bo tylko egoizm jest prosty i przyjemny, tyle że z egoizmu to my możemy tylko umrzeć i nic więcej...