czwartek, 24 lipca 2014

20 lipca- Nasza pierwsza rocznica:)

Notka jak zwykle na szybko, jak zawsze w lipcu ale jak tu nie napisac kilku słów o naszej pierwszej rocznicy! O kurczaczek jak to szybko zleciało, już rok a ja ciągle czuje straszliwy niedosyt, już nie mogę się doczekac dalszych wspólnych lat, jestem tak szczęśliwa że aż boję się tego głośno mówic, bo to przecież niemożliwe żeby na jednego człowieka spadło tyle dobrego. Cały czas mam wrażenie że mój mąż to taki skarb który nie łatwo było odkryc, skarb który tak na prawdę widzę tylko ja i to jest piękne:) Ciekawi mnie każda wspólna chwila która jest przed nami a którą dane będzie nam spędzic razem i ile by tych chwil nie było ja ciągle krzyczę mało, mało, maaaałoooo! A tak bardziej przyziemnie to rocznicę świętowaliśmy w Kazimierzu. Nie planowaliśmy niczego co bardzo mnie zdołowało, ale mąż stanął na wysokości zadania i w 5 minut wyczarował mi randkę marzeń. Poważnie wszystko było tak jak bym sobie wyśniła, no może słonko za bardzo przygrzewało, ale cóż,na to mąż nie miał już wpływu:D Zaczęło się od obiadu w czterogwiazdkowym hotelu. Wiem że brzmi po królewsku, ale akurat trafiliśmy na promocyjne zestawy obiadowe:D W sali byliśmy tylko my (bo wcześnie:D) kelner tylko do naszej dyspozycji, dania jak z programów kulinarnych, pełen wypas i najlepsza pomidorowa jaką jadłam:) Potem spacer po Kazimierzu, niestety przez upał wersja musiała byc skrócona bo ledwo się wlekłam, potem lody a na koniec okazało się że mąż pod pretekstem szukania pamiątkowego kufla zakupił dwa piękne kubki, jeden z napisem "żona" a drugi z napisem "mąż". Jak w sam raz na rocznicę:) Jak to mówimy: było godnie:) Poza tym to takie cudowne świętowac rocznicę z naszym synkiem pod moim serduchem:):)

sobota, 19 lipca 2014

Szybkie info:)

Ale się za wami stęskniłam, ale niestety brak czasu żeby sobie posiedziec przed komputerem. Może teraz nadrobię, bo na wczorajszym usg wyszło że główka dziecka jest nisko i mam więcej leżec. Więcej, a nie bez przerwy ale mąż i teściowa tego nie rozumieją i brak mi tylko straży przy łóżku. Wszystko pewnie przez podróż samochodem do Szkocji. Wiem, że to może za mądre nie było, ale nie żałuję, żałuję tylko tego że to była wycieczka zorganizowana a więc dwie dodatkowe marudy w samochodzie, z czego jedna podnosiła mi ciśnienie do maksimum. Jest co opowiadac, może bardziej jest na co się skarżyc, ale to chyba na osobną notkę. Teraz tylko garśc info. Pierwsza najważniejsza wiadomości to płec dzidziusia. I wielka niespodzianka bo to chłopak!:) Nastawialiśmy się na dziewczynkę ale oczywiście z chłopca też się cieszymy tylko co do chłopca ja mam większe obawy, jakoś nie wiem jak ugryśc ten temat. Do dziewczynki wiedziałabym jak się zabrac, a do chłopca? Będzie trudniej. Tak o tym myślę i myślę od wczoraj i to trochę tak jakbym się drugi raz dowiedziała że jestem w ciąży i dalej to jakoś nie dociera do mnie. Masakra:) Poza tym maleństwo waży już ponad pół kilo. To chyba dużo jak na 23 tydzień, zaczynam się martwic; i trzecia sprawa najbardziej martwiąca to obustronnie widoczne torbiele splotów naczyniówkowych. Niby pani powiedziała że u chłopców to normalne i że powinny się wchłonąc, ale jak to w ogóle brzmi?! Torbiele?! Powinny?! A jak się nie wchłoną? Oj komplikuje się wszystko. I tylko Migdałek rozrabia co raz bardziej i to takie zabawne jak koszulka skacze na brzuchu:)

niedziela, 6 lipca 2014

Wycieczki ciąg dalszy:) czyli Dania i Niemcy:)

Witaj Polsko!:) Przy okazji znowu pozwiedzaliśmy. Bardzo światowe będzie to nasze dzieciątko. Wracając zaliczyliśmy Danię i Niemcy. Dania jak najbardziej godna uwagi a przynajmniej Kopenhaga. Nie mieliśmy za dużo czasu żeby zagłębić się w atrakcje turystyczne tego miasta ale co nieco zobaczyliśmy. Pogoda dopisała, chyba specjalnie dla nas bo wkoło wszędzie padało. Pospacerowaliśmy sobie, mąż ma zdjęcie z syrenką na którym mu zależało a ja ze wszystkim innym co tylko nadawało się do uwiecznienia aparatem. Oczywiście cena za parking powala, pamiątki niestety również do najtańszych nie należą. Ale warto było, jakoś tak pięknie tam było, tak jak lubię, a potem dalej w trasę. Nawet kierowałam z jakieś dwie godzinki autostradą, tata jakby to widział dostałby zawału na miejscu. Niemcy za to kompletnie mnie rozczarowały, albo zwyczajnie mieliśmy pecha. Problemy z zatankowaniem gazu, chociaż praktycznie stacji z gazem było mnóstwo, nie to co w Szwecji, a w Danii to w ogóle nie ma a jednak całą Szwecję i Danię udało nam się przejechać na gazie a Niemcy nie:/ W dodatku Niemcy budzą się do życia chyba dopiero o "dziesiatej gadzinie" jak to usłyszał mój maż od pani gdy chcieliśmy kupić sobie po kebabie. Jednym słowem nic nam tam nie działało ani nie wychodziło. Nawet kartą nie szło zapłacić a za kibelki na stacji życzyli sobie płacenia w euro, których oczywiście nie mieliśmy. Plan więc był taki że w Berlinie strzelamy sobie tylko fotkę z Bramą Brandenburską, ja kupuję magnesik na lodówkę, bo już mam ze Sztokholmu i Kopenhagi i spadamy do domu. Super, tylko dlaczego nikt nam nie powiedział że tam będzie strefa kibica i cała nasza brama była obstawiona kartonami. Zdjęcie co prawda jest, ale mało spektakularne. Magnezu też nie kupiłam bo wszystko pozamykane. Miasto zwiedziliśmy klnąc w samochodzie. No nic. Nasz pech ciągnął się jeszcze do Polski. Myśleliśmy że po przekroczeniu granicy upolujemy w końcu coś pysznego do jedzenia. Ale też pozamykane, musieliśmy zadowolić się kebabem u Turasa. Zawsze marzyłam o tak wykwintnym menu. A dzidzia tym bardziej. Ale za to sfotografowaliśmy Pana Jezusa w Świebodzinie:):) Ależ to była podróż:) A już w czwartek następna, jeszcze bardziej szalona bo samochodem do Szkocji. Ale już rodzinnie, będzie taniej. Tym razem zaliczymy Belgię Holandię i Francję, ale już bez zwiedzania bo grafik napięty. Jeśli lekarz mi pozwoli bo jutro mam wizytę. Dzidzia co raz bardziej się rozkręca i bombelkuje tak że nawet tatuś poczuł:) Jakoś odzwyczaiłam się od komputera i dobrze mi z tym, podczytuje was jak mam okazję ale na komentowanie rzadko zostaje czasu. Ale w sierpniu będzie luźniej. Pozdrawiam was serdecznie i trzymajcie kciuki żeby podróż się udała:)