wtorek, 19 maja 2015

Rozkoszne bagienko

Trochę ciężki czas się dla mnie zaczął. Poporodowa sielanka się skończyła a zaczęła walka z wewnętrznymi demonami. To prawda że dziecko obdziera nas ze wszystkich skorup i wywleka na wierzch wszystkie nasze problemy. I tak z marnym skutkiem staram się zmienic siebie dla niego. Momentami jest ciężko. Upadam, tarzam się w błocie własnych słabości, podnoszę się umorusana i czuję że z tego błota to tylko białka oczu mi wystają, chwila radości że stoję a tu nagle bach i znowu leżę, żeby było śmieszniej bryzgam tym błotem na wszystkich dookoła. Czasem mam wrażenie że to bagienko nie ma końca. Ale co zrobic, staram się łapac dobre chwile i iśc do przodu z poczuciem że jestem i tak niewyobrażalnie słaba. porównuję się do innych i marnie, baaardzo marnie na tym wychodzę. Aby do urlopu, tęsknie za polskim ciepłem, za polską wiosną, potem za polskim latem, za beztroską. Teraz Krzysiek tak dużo pracuje. Praktycznie nie ma go w domu. Ale jest dziadek. Pomoc niezastąpiona. Taka niańka jest warta każdej ceny. Nie wtrąca się, nie krytykuje, nie ocenia. Każą bawic to bawi, nie każą to nie bawi, nie interesują go nasze metody wychowawcze, nie pyta dlaczego tak a nie inaczej a pomocą jest ogromną. Szkoda że tylko do połowy czerwca. A Kubuś wydaje się znudzony swoim jestestwem. Cóż biedna matka pokazała już wszystko, ułańska fantazja ma swoje granice, chusta na spacerkach znowu w dupcię zaczęła gryśc, pełzac jakoś tak trudno, leniuszkowi się nie chce i tak sobie jęczy całymi dniami a w nocy co by było śmieszniej budzi się w iście weselnym nastroju skory do dwugodzinnej zabawy:/A teraz kończę bo mój pan i władca właśnie się się obudził.