poniedziałek, 30 września 2013

Jak przejrzałam na oczy

Jakoś mi się dzisiaj na facebooczku napatoczył filmik z głosowania na temat ustawy aborcyjnej. Nigdy nie oglądałam żadnego głosowania i raczej nie interesował mnie ten cyrk, ale dzisiaj myślę sobie: a co tam, zajrzę. No i emocje do tej pory mną takie targają, że aż mi wstyd przed Panem Bogiem, że się taki brak miłości do bliźniego we mnie objawia. Katolik powinien byc oazą spokoju i nie dawac się sprowokowac, wszak zło tylko miłością można zwyciężyc. Ale coś na ten temat muszę napisac, muszę bo jestem Polką, bo Polska to mój kraj i chcę się tu publicznie ukajac za brak zainteresowania, za brak modlitwy za tych zbłądzonych człowieków. Do tej pory oglądałam te wypucowane twarzyczki na plakatach wyborczych i moja wiedza na tym się kończyła, głosowałam na te partie na które przykazali rodzice, nie odróżniając SLD od PSL. Mniej więcej wiedziałam, że prawica jest dobra a lewica zła. Dzisiaj przejrzałam na oczy i ja się pytam KTO DO CH......Y RZĄDZI NASZYM KRAJEM??!! CO TO SĄ ZA LUDZIE?! ludzie którzy mówią "pozwólmy zabijac!" którzy uważają się za Boga decydując o tym kto ma a kto nie ma prawa do życia, którzy nie mają nawet sensownych argumentów i którzy zachowują się jak tłuszcza na igrzyskach w Rzymie,  którzy swoim widzi mi się gotowi są skazac kogoś na śmierc. Ja się pytam czy to jest postęp? Jak tak, to ja dziękuję, wychodzę. Na końcu podam link, polecam obejrzec chociaż pierwsze 15 minut. Nie oglądałam całego bo po 20 minutach dostałam palpitacji serca. Jak naszym państwem mogą rządzic osoby, które przedstawiają tak bezsensowne argumenty. Kobieta ma prawo decydowac? A dlaczego to dziecko nie ma? Ono nic nie zawiniło a kobieta chyba była świadoma że skoro jest kobietą to może zajśc w ciąże. Czy to nie jest logiczne? Chciałam tutaj wypisac więcej argumentów, ale jak się zaczęłam zastanawiac, to tyle ich jest że nie ma sensu się w to bawic, z resztą większośc czytelników bloga jest osobami wierzącymi i do niczego nie trzeba ich przekonywac. Przy tych obradach podano dane że chyba ok 70% obywateli chce zakazu aborcji. Po głosowaniu widac że obecny rząd ma głęboko w dupie zdanie obywateli. Już się nie mogę doczekac końca kadencji (bo chyba jest jakiś koniec prawda? Po iluś tam latach? Wybaczcie mi moją ignorancję, człowiek do pewnych decyzji musi po prostu dojrzec) No. Chyba emocje mi trochę opadły. Wstyd pozostał i pozostanie za tych ludzi ale coś na pewno się w moim życiu zmieniło. Jak zobaczyłam co się tam wyprawia to zrozumiałam, dlaczego w Polsce dzieje się jak się dzieje i że to także moja wina. Trzeba się modlic o poprawę, ja się nie modliłam, a przecież w Piśmie Świętym pisze jak wół żeby się modlic za rządzących, jak się nie modlimy to mamy co mamy. Zachęcam wszystkich do przyłączenia się do mojego zobowiązania modlitwy za ten wielki burdel, bo w taki sposób wierzę że chociaż ociupinkę można pomóc a lepiej ociupinkę niż siedziec i narzekac a nie robic nic jak ja przed obejrzeniem tego filmiku. A tutaj link: http://stopaborcji.pl/index.php/694-glosowanie-nad-projektem-ustawy-zobacz-to-jeszcze-raz?fb_action_ids=690667644294587&fb_action_types=og.likes&fb_source=other_multiline&action_object_map=%7B%22690667644294587%22%3A199412690238778%7D&action_type_map=%7B%22690667644294587%22%3A%22og.likes%22%7D&action_ref_map=%5B%5D 

piątek, 27 września 2013

Wylewanie żalów

Miałam ostatnio dużo tematów do poruszenia na blogu a jak teraz usiadłam do komputera to wszystko zapomniałam:/ Mąż pojechał na dwa dni na południe Szwecji, pierwszy raz zostałam sama w domu i tak sobie myślę o różnych rzeczach, o tym że moje koleżanki zaczynają niedługo studia a mnie to już nie dotyczy. Szkoda mi trochę, chociaż wiem że to była świadoma decyzja i nie mogło byc inaczej a jednak coś mnie w sercu kłuje. Mam wrażenie że z mojego wcześniejszego życia zostałam wykopana a do nowego jeszcze nie weszłam i tak w sumie to czuje się jakbym nie miała swojego miejsca, swojego domu. Tęsknię za Polską, ale nie mogę wrócic bo wystarczy że męża nie ma dwa dni a mi już źle. Nie wiem jak my dawaliśmy radę widując się 4 razy do roku. Na samą myśl, tego co było aż mnie skręca, ale na magisterkę bym poszła, na portugalskim mają taki fajny plan, ale jak pomyślę o pisaniu pracy to też zbiera mi się na wymioty i weź tu dogódź kobiecie:/ Tęskni mi się za przyjaciółkami, wydaje mi się, że wszyscy o mnie zapomnieli, że wybierając wyjazd za granicę przekreśliłam wszystko co miałam. Chciałabym tak zwyczajnie pójśc na piwo, albo połazic po mieście gdzie wszystko jest mi znane, gdzie bez problemu mogę się ze wszystkimi dogadac, chciałaby żeby ktoś mnie czasem odwiedził, wypił ze mną kawę. Jak na razie to jedynymi moimi przyjaciółmi jesteście wy i dziękuję wam za to bo bez blogowego świata jeszcze trochę a zaczęłabym gadac do ścian. Niedługo jedziemy na tydzień do Polski, już się nie mogę doczekac, tak się za wszystkim stęskniłam, za rodziną, za Polską ale to tylko tydzień i masa spraw do załatwienia, dwie rodziny do ogarnięcia. Krzysiek tęskni za swoimi a ja za swoimi i co tu zrobic? A potem znowu Szwecja w której będzie ciemno i zimno cały czas:/ Jedynie wizja szkoły w listopadzie trochę mnie ratuje. Z tego wszystkiego zaczęłam myślec o dziecku i tu też jest problem bo ja się chyba do tego nie nadaję, w ogóle sobie nie wyobrażam, że miałabym urodzic a co gorsza byc potem sam na sam z takim małym bobasem, jak o tym myślę to mdleję ze strachu. Trochę pomagają mi blogi mam, bo jak widzę wszystkie przechodzą to samo i tragedia się nie dzieje, najgorsze jest to, że boję się utraty wolności, wygody... wydaje mi się że z momentem narodzin dziecka kobieta przestaje byc kobietą a zostaje matką, która nie śpi, cały czas się martwi i cały czas jest zmęczona. Nie musicie mi mówic że jestem egoistką, bo to już wiem od dawna. Boże myślenie to też nie jest, w ogóle z Bogiem też mi ostatnio nie po drodze. I tak się wszystko papra. A tak z innej beczki to widziałam dzisiaj reklamę w telewizji która zachęca aby sześciolatki szły do szkoły, ponoc 90% rodziców jest zadowolonych i to żadna tragedia. Skwituję to tak jakby przy reklamie chipsów pani uparcie twierdziła, że są one zdrowe i niezbędne do prawidłowego rozwoju, bogate w witaminy a ludzie o tym nie wiedzą bo żyją w ciemnogrodzie. Tyle.

poniedziałek, 23 września 2013

Bolesna lekcja

Moja pierwsza małżeńska lekcja za mną. Przyjemna nie była, ale wiem, że dużo jeszcze takich przede mną, gdzie poduszka będzie jedynym pocieszycielem. Dotarło do mnie że trochę w mojej miłości przegięłam, tak się starałam być dobrą żoną a jeszcze trochę mój mąż by uciekł gdzie pieprz rośnie. Ta świadomość boli. Strasznie mnie boli myśl, której nie potrafię nazwać. Chciałabym to wszystko jakoś nazwać, wypowiedzieć, ale nie wiem co we mnie tak cierpi, moje ego? Wydawało mi się że robię dobrze, że staram się, angażuje na 100% a to wszystko nie spotkało się ze zrozumieniem, tak jakby ktoś odrzucił mnie całą. Za bardzo chciałabym być doskonała, nie popełniać błędów, chciałabym być żoną z katalogu, modelem idealnym a tu taka porażka. Wróciły myśli, że do niczego się nie nadaję, że jestem tylko balastem. Czuję się tak jak napisała Żona, to ja jestem jednym wielkim problemem. Gdyby się dało wyprostować moje myśli byłoby dużo lepiej, gdybym tak wszystkiego nie rozmyślała, nie doszukiwała się drugiego dna, gdyby czarne było czarne a białe- białe, ale nie bo moja głowa aż kipi od potencjalnych problemów które mogę gdzieś podoklejać, bo mąż powiedział to w taki a nie inny sposób dlatego też... i tu cała masa interpretacji, bo nie kocha, bo się męczy, bo mu się nie podoba itd itp. A co by było gdybym zredukowała moje babskie myślenie o jakieś 70%? Po rozmowie, która raczej by mnie nie obeszła, bez zbędnych ceregieli zmieniłabym to w czym tkwi problem i po bólu. Dlaczego ja wszystko muszę brać do siebie i przeżywać jakbym wymordowała pół świata? Staram się zmienić, staram się nad tym pracować dla naszego wspólnego szczęścia, już nawet wiem jak mam naprawić to co nie gra ale ból cały czas we mnie tkwi, to jego chciałabym się pozbyć najbardziej. Chciałabym w końcu zaakceptować to, że człowiek popełnia błędy. Tylko tyle bym chciała.

środa, 18 września 2013

Nowości

Podzielę się z wami nowościami, nawet mój mąż jeszcze nie wie bo w pracy:) W sumie może to nic ciekawego ale porównując do monotonni moich dni tutaj w których jedyną ciekawością jest nowy odcinek Pamiętników z wakacji to dzisiaj miałam bardzo emocjonujący dzień:) Z tą znajomą Polką (Panią Marią) o której chyba wspominałam byłyśmy dzisiaj w szwedzkim urzędzie pracy, żeby się wypytac jakie ja tutaj mam możliwości. Pani powiedziała, że gdybym była czarna i z Afryki to dostałabym wszystko za darmo plus zasiłek, ale skoro przyjechałam tu z miłości to muszę nauczyc się szwedzkiego i zarejestrowac się w urzędzie pracy i tam mi tą pracę pomogą znaleśc. Potem poszłyśmy do szkoły językowej zapytac się o kurs szwedzkiego. Zaczął się ponoc w sierpniu ale, i tu uwaga, prawdopodobnie się na niego załapię!! W ogóle pani tam była taka miła i nawet coś tam trochę znała hiszpański. Mamy się skontaktowac z inną panią która chyba zajmuje się tym kursem i z nią dogadac wszystko. W ogóle tak się cieszę:) Bo od tego ciągłego siedzenia w domu dostawałam już doła, wszystkie dni takie same, aby snułam się z kąta w kąt a poza tym pani Maria porozmawia z tą panią ze szkoły w sprawie mojego hiszpańskiego, może ktoś potrzebuje korków, albo coś podobnego, oczywiście w ramach obopólnej korzyści, czyli bez kasy, ja bym pocwiczyła, ktoś by pocwiczył i by było super. Poza tym tą panią Marię wszyscy znają i wszędzie gdzie z nią poszłam, wszędzie mnie przedstawiła, panie z supermarketu już się do mnie uśmiechają i w ogóle jakoś się sympatycznie zrobiło:) I pani Maria uczy mnie szwedzkiego, dzisiaj miałyśmy pierwszą lekcję, stwierdziła, że ładnie czytam (ale tylko ten dialog którego słuchałam na płycie) i w ogóle że dużo się już sama nauczyłam, dobrze bo mnie tym zmotywowała. Bardzo był mi potrzebny taki dzień. Po wczorajszym gdzie nic nie miało sensu, gdzie wszystko było źle, dzisiaj znowu odzyskałam wiarę że będzie dobrze. Pójdę do szkoły i może poznam jakąś koleżankę:) Ojej jestem pełna nadzieji, trzymajcie kciuki żeby wszystko jakoś wyszło:)

poniedziałek, 16 września 2013

Na opak

Znowu zebrało mi się na przemyślenia. To o tym to o tamtym. Zaczęło się od moich planów. Gdy wybierałam studia, gdy jeszcze nie znałam mojego obecnego męża, celowałam w Hiszpanię. Według moich tamtejszych zamysłów teraz powinnam właśnie tam siedzieć, z mężem Hiszpanem. Wszak lubię ciepło, nie znoszę zimna, lubię czarnowłosych, nie przepadam za blondynami, kocham język hiszpański, nienawidzę angielskiego, niemieckiego i tym podobnych języków, nie lubię lasu, bo boję się mrówek a tutaj proszę gdzie wylądowałam. W miejscu odwrotnym do oczekiwanego. Wszystko co sobie zamierzyłam wyszło na opak. I o dziwo wyszło dobrze:):) Chociaż nic nie zmieni tego że Szwecja nie leży w moim guście. Wszędzie las, wszędzie mrówki, w domu też las jak mąż wraca cały w igłach a kleszcze biegają po nim jak po autostradzie, cały czas zimno i wszędzie blondyni:D Bałam się że jak przyjadę tutaj to oddalę się od Boga, pewnie niektórzy pamiętają to z wcześniejszych postów, i tu też nie jest tak jak się spodziewałam. Tutaj z każdym dniem przekonuję się ile warte jest to w co wierzę, bo tutaj wiara zaczyna mnie kosztować, bo tutaj zaczęłam na prawdę tęsknic za komunią, nie mam spowiedzi na wyciągnięcie ręki. Tutaj widzę na ile tak na prawdę pragnę Boga gdy aby się wyspowiadać muszę jechać 120 km do polskiego księdza i pytanie jechać czy czekać do października. I tutaj wszystko wychodzi. Moje małżeństwo, które myślałam, że będzie odciągać mnie od Boga cały czas mnie do Niego przybliża. I chyba jest dobrze:) Z innej beczki wczoraj mieliśmy taką cudowną niedzielę, chociaż zaczęło się kiepsko. Krzysiek koniecznie chciał jechać rano na ryby. O 6.00 byliśmy już na łódce z kolegą, więc romantycznie nie było. Miały być sandacze. Kolega a i owszem łapał wszystko szczupaki, okonie nawet tego całego sandacza i nawet raka na wędkę złapał niechcący (przesłodki był:) a my nic. Do tego na środku jeziora złapał nas deszcz. Wróciliśmy później niż było w planach cali mokrzy ale mimo tego było cudownie:) Mam wspaniałego męża i w tym zawiera się cała cudowność niedzieli:)

piątek, 13 września 2013

Bóg w moim życiu

Nie wiem co bym zrobiła bez Boga. Moje życie bez Niego byłoby ruiną. On tak bardzo mi pomaga we wszystkim o co Go poproszę. W Szwecji, odkąd zaczęłam tutaj przyjeżdżać zawsze miałam utrudniony kontakt z Nim, wszystko stawało się ważniejsze. Tego najbardziej bałam się, podejmując decyzję o wyjechaniu za granicę. Gdy się przeprowadziłam, faktycznie szału nie było. Do momentu gdy pewnego ranka uklękłam do modlitwy, pamiętam jak prosiłam Boga żeby dał mi jakiś znak, że ja jestem w tym miejscu w którym On chciał żebym była, że On jest tu ze mną. Zaczęłam czytać czytania z dnia. A tam od razu słowa: "Pan skierował do mnie następujące słowa: Przepasz swoje biodra, wstań i mów wszystko, co ci rozkażę. Nie lękaj się ich, bym cię czasem nie napełnił lękiem przed nimi. A oto Ja czynię cię dzisiaj twierdzą warowną, kolumną żelazną i murem spiżowym przeciw całej ziemi,przeciw królom judzkim i ich przywódcom, ich kapłanom i ludowi tej ziemi. Będą walczyć przeciw tobie, ale nie zdołają cię zwyciężyć, gdyż Ja jestem z tobą - wyrocznia Pana - by cię ochraniać." (Jr 1, 17-19) I wiem, że On każdego dnia jest ze mną. W dzień, w którym mogłam narobić dużo złego, Jego słowo przywracało mnie do pionu. I pierwszy raz dałam radę, nie wytarzałam się w błocie jak zwykle. Ale tylko dzięki Słowu.  Gdy nie potrafiłam sobie poradzić z wypadkiem, gdy sama się nakręcałam, gdy dałam się wciągnąć w dyskusję na forum internetowym, w którym wszyscy oskarżali naszego kolegę, pisali, że zasłużył, że to kara Boża słowa z czytań mnie z tego wyciągnęły. Bo to było złe, bo to, że próbowałam go bronic, pomimo moich szczerych intencji nie czyniło żadnego dobra. Teraz odpuściłam i czuję się spokojna, nie jestem nawet zła na tych internautów. Ale wcześniej powierzyłam tą całą sytuację Bogu. Bo ja tak się zaplątałam w złość, poczucie bezradności, że nie wiedziałam, co mam robić. I tak każdego dnia Pan Bóg jest ze mną a ja staram się być z Nim. I niczego nie muszę się bać.

środa, 11 września 2013

śmierć

Wczoraj zginął nasz znajomy, nie potrafię w to uwierzyć, nie potrafię tego zrozumieć, nie potrafię sobie wyobrazić gdzie on teraz jest, jak to się stało, dlaczego się stało, dlaczego nikt nie mógł temu zapobiec. Nie potrafię zrozumieć zachowania innych. Nie potrafię sobie wyobrazić że jak wrócimy to jego nie będzie, że nie przyjdzie na piwo, że już nigdy nie pomoże nam przy żniwach. A jeszcze niedawno byliśmy razem nad jeziorem, pamiętam jak się z nim wygłupiałam w wodzie i co? Teraz leży w trumnie, martwy. I chciałabym mu pomóc ale czuję się taka bezradna. Najgorsze jest to, że nie wiem czy jest w niebie. Nie wiem czy to nie było samobójstwo, jeśli tak, to nie wiem co Pan Bóg z nim zrobi i ta niewiedza jest taka przytłaczająca. Powtarzam sobie, że Bóg jest miłosierny, że nie zamknie drzwi przed kimś kto sobie zwyczajnie nie poradził, ale z drugiej strony ta myśl, że samobójstwo, to samobójstwo. Nie wiem, nic już nie wiem. I jeszcze te komentarze w internecie, że zasłużył. Jak można pisać takie coś? Jak można cieszyć się z czyjejś śmierci.

wtorek, 10 września 2013

Zakupy

Wczoraj byliśmy z mężem na zakupach (nadal jak używam sformułowania "z mężem" to jakoś nie mogę uwierzyc że to o mnie chodzi i o mojego mężą:D) w każdym razie było fajnie. Pół dnia stresu bo sama musiałam dojechac na miejsce spotkania czyli jakieś 30 km, a ja i samochód to horror, ale jak widac żyję. I w końcu mam zasłony w pokoju!:) Fioletowe, śliczne zasłony. Do tego flakonik z czterema sztucznymi kwiatkami, dwie ramki na zdjęcia i trzy kaktusy w takich małych słodkich zielonych doniczkach. Pokój na prawdę wygląda co raz ładniej, a pamiętam jak się wprowadziliśmy to były tylko gołe ściany, spaliśmy z Krzyśkiem na podłodze przykryci ręcznikami:D A teraz to wręcz królewsko:) W porównaniu do pokoju chłopaków (który ma potencjał, bo jest od południa, ma panele, jest duży i ma kilka fajnych mebelków no ale wiadomo, faceci...) nasz to prawdziwy pałac:D I dobrze mi już tutaj. Bo ten dom z każdym moim pomysłem robi się bardziej mój, pomimo tego, że mąż próbuje przeforsowac wszędzie zielony kolor:) Tak, że myśli przewodniej w tym naszym gniazdku nie ma żadnej, bo przynosimy tutaj zarówno to co podoba się mi jak i to co preferuje mąż, ale i tak jest ślicznie. Poza tym wpadłam na świetny pomysł. Kupiłam wczoraj taki wypaśny zeszyt i robię mężowi niespodziankę. Będę w nim zapisywac każdy dzień naszego małżeństwa i wszystko co owego dnia się wydarzyło a miało związek z nami. Każdą miłą niespodziankę, miłe wydarzenie, jakiś ciekawy fragment naszej rozmowy. Do tego każdego dnia będę zapisywac jakiś fajny cytat o miłości i wszystko ozdobię własnoręcznymi rysunkami. Jak na razie wygląda fajnie. Myślę, że to może byc ciekawa pamiątka. W ogóle jest dobrze. Nie spodziewałam się, że po ślubie tak to wszystko będzie wyglądac, myślałam,  że będzie gorzej, że wylezie ze mnie egoizm i szybko zmęczę się dogadzaniem mężowi a tutaj jest wręcz przeciwnie. Wydaje mi się, że zmieniamy się oboje na lepsze. Za każdym razem gdy wstaję rano razem z nim żeby zrobic mu śniadanie, kanapki i herbatę do termosu i za każdym razem mam myśl, że może dzisiaj sobie odpuszczę, poradzi sobie beze mnie, to jednak wstaję i robię co mam zrobic. Przed ślubem jak byłam w Szwecji też tak robiłam, ale wtedy coś innego mną kierowało, czegoś chciałam w zamian, łatwiej mi było sobie odpuścic pod byle jakim pretekstem, coś siedziało mi w głowie a teraz to coś złego gdzieś wyparowało. Coś innego mnie napędza i motywuje. I to jest takie przyjemne, bo za każdym razem czuję się wygrana. Wiem, że to taka ośla łączka przed tymi latami które na nas czekają, ale cieszę się tym co teraz od Boga dostaję:)

wtorek, 3 września 2013

Chwalę się:)

Złapałam szczupaka!! W niedzielę; 59 cm i ponad kilogram wagi:D (ponoć, bo to Krzysiek mierzył a on lubi troszkę przesadzać, ale nawet jakby miał 30 cm to bym się chwaliła) Moja pierwsza wędkarska zdobycz:) Nie wiem czy zapałam do tego zajęcia jakąś większą miłością, bo chyba mam za miękkie serce. Z jednej strony się cieszyłam a z drugiej ryczałam jak bóbr jak go Krzysiek poszedł zabić. Ale mój mąż najchętniej jeździłby na ryby codziennie więc najlepiej dla naszego małżeństwa byłoby gdybym i ja się tym zaraziła. Na razie się staram:D Dzisiaj poszłam znowu do banku opłacić mieszkanie. Jest tak śliczna pogoda że wracałam dłuższą drogą. W takich momentach mi się tutaj całkiem podoba. Chociaż boję się Szwedów i czuję się bardzo obco, ale jak to uczucie mi na jakiś moment przechodzi to dostrzegam piękno tego kraju. Ludzie tutaj są tacy uporządkowani, tolerancyjni, wyrozumiali (patrząc na nich z daleka). Zbliżam się np do przejścia dla pieszych, ledwo co się przy nim zatrzymałam żeby się rozejrzeć a samochód już stoi i mnie przepuszcza. W Polsce to wszyscy by gazu dodali żeby tylko zdążyć przede mną. Może kiedyś przyzwyczaję się tak samo jak Krzysiek i będzie mi się tutaj na prawdę podobać. Na razie wszystko jest nowe i obce, nie do końca potrafię zrozumieć tutejszych ludzi, coś mi w nich nie pasuje, w dodatku ostatnio dowiedziałam się że Szwedzi mają bardzo złą opinię o Polakach i lepiej się nie przyznawać że jest się z Polski. Oczywiście nigdy by mi przez gardło nie przeszło kłamstwo że jestem np Finką (podobno mamy podobny akcent) Wiem, że to tylko różnica kultur i stereotypy. Ja jak patrzę na Szwedów to też jakoś nie pałam do nich miłością a Polacy to dla mnie naród doskonały. Ale jakby nie było to ja jestem tutaj gościem. I jakbym źle się z tym nie czuła to jednak to jest cena za dobrą pracę i bycie razem z mężem. Na razie rekompensuję to sobie upiększaniem mieszkania. Krzysiek kupił mi papier ozdobny, zaraz zabieram się za obklejanie pudełek po lodach, będą się idealnie nadawać na różnego rodzaju szpargały które teraz walają się po regale. Zamierzam jeszcze zrobić kilka ramek na zdjęcia żeby coś powiesić na tych smętnych ścianach i muszę przyznać że przynajmniej nasz pokój zaczął jakoś wyglądać:) Jeszcze mi tylko firanek brakuje:D