środa, 13 lutego 2013

Takie tam...

Piszę pracę. Przynajmniej próbuję, mam 3,5 strony a siedzę już jakieś 4 dni. Byłoby prościej gdybym nie musiała tłumaczyć teorii z polskiego na portugalski. Ale cóż, jak widać wszystko jest lepsze niż Językowy obraz Boga, szczególnie blogowanie. Ze względu na niezbyt optymistyczną poprzednią notkę zamierzam teraz zwrócić uwagę na bardziej pozytywne aspekty mojego związku.
Niby wcale nie jesteśmy ze sobą długo a tyle pięknych chwil razem spędziliśmy. Tak to jakoś szybko zleciało. Tak dziwnie się zaczęło. Czasem wydaje mi się, że pasujemy do siebie jak puzzle. Gdybym wtedy nie zaryzykowała, gdybym posłuchała innych, tak jak oni zwróciła uwagę tylko na pozory nigdy nie odkryłabym że w środku siedzi mój prawie ideał. Mówię prawie bo wiadomo że ideały nie istnieją. I to uczucie, że jestem naprawdę kochana, bez względu na moje wszystkie popaprania, głupoty które wyczyniam. Ja sama ze sobą tak długo i tego wszystkiego bym nie wytrzymała. Dla niego chcę siebie zmieniać, żeby nigdy nie był ani zły, ani smutny. Nie wiem co on ma w sobie takiego, że jest jak jest, że pomimo tego wszystkiego co mam w głowie, że chociaż czasem się boję, że moje uczucie się zawiesza, że jest jakieś takie nienamacalne, nie takie jak pokazują na filmach, z tymi motylkami i całym innym ekwipunkiem miłości to on jest jak część mnie. Bez tej części, która wydaje się taka zwykła momentami nie potrafiłabym żyć. Z nikim innym nie byłoby mi tak dobrze, tego jestem pewna. Nawet jakbym miała Don Juana z moich snów w którym nawet włosy na głowie byłyby ułożone po mojej myśli to nie byłby on tym jedynym. Nawet gdybym płonęła na jego widok a motylki rozrywałyby mi brzuch on nie byłby tym jedynym. I nawet jeśli to nie jest miłość, jeśli nie spełniam całej listy wymogów to tak naprawdę nic mnie to nie obchodzi. Chcę ten mój brak miłości dzielić właśnie z nim. Jeśli się mylę, jeśli moja sielanka zakończy się za parę lat to trudno, będę się wtedy tym martwić. Nie mam już kurtyny na oczach, wiem co jest dobre a co złe. Gdy nie ma go przy mnie przez miesiąc przez dwa, mam czas żeby się nad tym zastanawiać, może to miesza mi tak w głowie. Ale już tylko 157 dni. Ze spraw organizacyjnych: mamy już świeckie nauki, dostałam śliczny zielony zeszycik, będę się uczyć naturalnego planowania rodziny:D Coś czuję że załapię dopiero przy szóstym dziecku ( żart:D) muszę jeszcze wybrać zaproszenia no i w końcu wybrać sukienkę. Jakoś nie mogę się za to zabrać, nigdy nie ma czasu. No i niedługo będzie "Już mi niosą suknię z welonem..."

4 komentarze:

  1. Ja tą naukę już przerabiałam, w dodatku kilka razy :D A teraz będę miała z tego osobny przedmiot na studiach. Poczekaj jeszcze trochę to ja Cię nauczę :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Niech Ci niosą. Widocznie on jest Ci przeznaczony. Może po ślubie przestaniesz wątpić. Nie spotkałam do tej pory osoby, która Więcej od Ciebie miałaby wątpliwości.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń