piątek, 12 lipca 2013

Obronione

Praca licencjacka obroniona na 4! Przygoda ze studiami zakończona. Wiem, że niedawno pisałam, że mi żal, że to koniec, ale dzisiaj odetchnęłam z ulgą. To cudowne uczucie. Pierwszy raz tak na prawdę nie muszę się uczyć. Bo zawsze do tej pory coś nade mną wisiało, jakaś poprawka, jakiś egzamin, coś do nadrobienia, coś do przygotowania. A teraz po raz pierwszy nic. Skończone. Aż nie mogę w to uwierzyć. Powiecie że przeżywam jakby to było nie wiadomo co, a to tylko licencjat. Może i tak, ale dla mnie było to coś więcej. To był mój pierwszy krok w stronę czegoś nierealnego. Pierwszy raz, wybierając ten kierunek odważyłam się sięgnąć po coś co nie było łatwe, proste i pewne. Wszyscy szli na administrację, ekonomie, finanse a ja tu wystrzelam z taką głupotą. Dwa języki przez trzy lata od podstaw? Sama w to nie wierzyłam. Słowo daje, nie wierzyłam, że to skończę. Dlatego teraz jestem w takim szoku, że aż nie wiem co z tym zrobić. Nie powiem, moje poczucie własnej wartości dzisiaj sięga zenitu, chyba drapię Panu Bogu okna moim zadartym nosem, ale nic nie poradzę. Jestem taka szczęśliwa:) A do tego ślub już prawie za tydzień, czaicie to? Bo ja nie. To akurat nie dociera do mnie w ogóle, w ogóle i jeszcze raz w ogóle. To jest dopiero cyrk na kółkach. Tylko ciągle śni mi się po nocach, że jest ślub a ja czegoś zapomniałam, kupuję balony, race z papierowymi serduszkami, jutro mam panieński ale nie dociera to do mnie, że ślub za tydzień. I co ja mam z tym zrobić? Bo jak się nagle ocknę w kościele to zadrę kiecę i zwieję z przestrachu:/ Ale ogólnie jest fajnie:) Dostaliśmy już piękny zestaw obiadowy od chrzestnej mojego lubego. Nie powiem okropelnie mi się podoba bo to mój pierwszy własny zestaw obiadowy, poza tym było śmiesznie jak Krzysiek wybierał obraz, u niego jest zwyczaj że mama kupuje dziecku obraz jak się żeni/wychodzi za mąż, no więc pojechaliśmy ten obraz wybrać. Wszystko było ok do momentu gdy nie wybraliśmy obrazu przedstawiającego twarz Jezusa (jak z całunu) no i zaczęła się wojna, bo powinien być święty z aureolą najlepiej. Już myślałam, że teściowa na piechotę pobiegnie nam ten obraz wymienić, no ale został i dla bezpieczeństwa zabraliśmy go do mnie do domu. My jesteśmy zadowoleni:) Ja od mojej mamy już dla bezpieczeństwa wybrałam tradycyjną Matkę Boską Karmiącą. Przyda się z moim planem rodziny wielodzietnej:D Moje sielankowe wyobrażenie czasu już po-ślubnego zrujnowało zaproszenie ponowne do bycia chrzestną. Wiadomo dziecku się nie odmawia, tylko że te chrzciny są u mojej kuzynki prawie z drugiego końca Polski, której na dodatek nie widziałam z jakieś 15 lat i gdyby nie wesele to nic by się w tej sprawie nie zmieniło. No i cóż. Po ślubie miałam po raz pierwszy pojechać z Krzyśkiem do Szwecji jako jego prawowita żona, już sobie wyobrażałam jak to będzie fajnie a tu kurcze prawdopodobnie znowu pojedzie sam a ja muszę zostać i zaczekać na te chrzciny i dolecę do niego samolotem. Aż mnie skręca jak o tym myślę:/ No ale co zrobić, uczę się akceptować sytuacje w których nie wszystko układa się po mojej myśli. A tak poza tym to chyba koniec ciekawości. Chyba rozumiecie że przedweselny brak czasu uniemożliwia barwne komentowanie waszych notek, ale niedługo wszystko nadrobię, obiecuję:) A i jeszcze się pochwalę że byłam na stadionie:) Jakby ktoś się pytał to o. Bashobora to nie żaden szaman, magik który wciska kit. Było cudnie:)

11 komentarzy:

  1. Myślę, że Panu Bogu ten Twój wysoko zadarty nos w niczym nie przeszkadza - w końcu, jak każdy ojciec jest dymny ze swojej córki:)
    A z tym chrztem, to przyznam, że jednak bym odmówił - wydaje mi się wręcz niestosowne składanie takich propozycji w stosunku do Ciebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na początku odmówiłam, ale jakoś mi się głupio zrobiło a teraz, pomimo tego, że jest to trudne wydaje mi się że podjęłam dobrą decyzję. Jeśli jest szansa odnowić kontakt jakby nie było z rodziną, to może warto? Poza tym jestem przekonana że to też taka trochę lekcja pokory, żeby przyjmować to co Pan Bóg daje a nie tylko to co ja sobie wybieram, żeby mi było łatwiej i przyjemniej.

      Usuń
    2. A jak Ty będziesz mogła czuwać nad rozwojem wiary tego dziecka? Przecież Tobie jest narzucana rola matki chrzestnej od prezentów - czy jesteś pewna, że Pan chce takiej matki chrzestnej dla tego dziecka?

      Usuń
    3. I tak raczej innej by nie miało, wszyscy jak jeden mąż odmawiali, mam już jednego chrześniaka prawie że pod nosem i na prawdę mam taki wpływ na rozwój jego wiary co kot napłakał. Mój chrzesny raczej też do mojej wiary się nie dokłada, poprosili, więc na tyle na ile będę mogła będę swoje obowiązki wypełniać.

      Usuń
    4. A może Pan przez tę sytuację oczekuje od Ciebie, że Ty zmienisz (a w każdym razie spróbujesz zmienić) podejście rodziców dziecka do tego, czym jest chrzest i jaka jest rola chrzestnych? Nie sądzisz, że to zgoda na fikcję jest wyborem tego, co łatwiejsze?

      Usuń
    5. No właśnie nie, łatwiejsze by było dla mnie odmówienie i pojechanie sobie do Szwecji, z resztą nie ma już co płakać nad rozlanym mlekiem, zgodziłam się i wydaje mi się że po prostu tak miało być. Pan Bóg zna mnie lepiej, na pewno wiedział, że podejmę taką decyzję, skoro tyle osób wcześniej odmówiło to może jest jednak jakiś sens w tym żebym to ja była chrzestną. Nawet gdybym odmówiła to moja kuzynka znalazłaby inną fikcyjną chrzestną, bo teraz rola chrzestnych sprowadza się tylko i wyłącznie do kupowania prezentów (nie mówię, że ja mam takie podejście) zamiast uciekać od odpowiedzialności, mam zamiar jakoś sobie z tym poradzić:)

      Usuń
    6. No to życzę Ci, by wszystko się udało:)

      Usuń
  2. Super! Brawo i gratulacje! Jeszcze tylko tydzień? No proszę jak zleciało... Odnośnie chrzcin jakoś zgadzam się z Leszkiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No u mnie w domu jest tak, że nie wolno odmówić bycia chrzestną, z jednej strony nie chciałam, ale jak wszyscy na mnie wsiedli że mam być to zmiękłam, jakoś nie potrafię odmawiać

      Usuń
    2. kurcze, a ja chyba w takiej sytuacji bym się nie zgodziła też... już nie mówię o wpływaniu na rodziców i wychowaniu duchowym i o tym, że będziesz daleko ( bo pzrecież nie częstść spotkań się liczy, ale ich prawdziwość) ale o tym, że jako świeżo poslubiona żona bym nie chciała być zdala od męża... choć mimo wszystko z drugiej strony podziwiam Twoją decyzję, może rzeczywiście wyda dobre owoce :) fajnie, ze byłaś na stadionie :) i najlepszego na nowej drodze życia :) ( już prawie?) :)

      Usuń
  3. Kochana, gratuluję Ci serdecznie. Jak szybko zleciały te trzy lata, pamiętam jak zaczynałaś. A teraz masz przed sobą zupełnie inne problemy, bo życie się zmienia. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń