czwartek, 1 sierpnia 2013

Był sobie ślub, było sobie wesele

No i jestem mężatką. Jak o tym myślę i patrzę na obrączkę na palcu to nie mogę w to uwierzyć. To takie dziwne uczucie, przecież niedawno jeszcze bawiłam się lalkami a tu nagle mam męża. Przed ślubem tak czekałam, było tyle przygotowań a tu nagle już jestem po :D Ślub jednak coś zmienia. Coś się zmieniło i to na pewno nie jest poślubna euforia. To coś w środku nas. I nawet jak nie jest za fajnie to jest cudnie. Jest na prawdę cudnie. A sam dzień ślubu? Szczerze? Bardzo chciałam żeby to był nasz dzień, żeby był najpiękniejszy w życiu. Ale jak to mówią, wesele robi się dla gości. I niestety tak było. Było fajnie, ale niestety niektórzy skutecznie psuli nam humor. Wiadomo chcieliśmy przecież dla wszystkich jak najlepiej, ale szlachcie niestety nie dogodzi:( A to nocleg (przez nas opłacony) nie pasował, bo domek pod lasem kilka kroków od sali weselnej ma za niski standard, a to stół stoi w dziurze i szlachta tam siedzieć nie będzie, a to coś jeszcze innego. Atmosferę nerwówki najbardziej podkręcała teściowa. Nie szczędziła komentarzy w stylu "wesele jest niedopilnowane", "To źle, tamto źle" Zaczęło się od samego przyjazdu pod dom, mieliśmy z Krzyśkiem wszystko omówione ale niestety osoba trzecia musiała się wtrącić i wszystko zepsuła. I jeszcze zwala to na mnie, że ja źle zrobiłam. Jak zorganizowaliśmy to wesele tak zorganizowaliśmy, i wszystko byłoby dobrze gdyby właśnie nie wścibiano nam każdy swoje trzy grosze ( a teściowa najbardziej) Gości trzeba było niańczyć jak małe dzieci i takim to sposobem z mojego wesela pamiętam jakieś pół godziny tańców, oczepiny i sesję zdjęciową. Nawet najeść się nie było kiedy. Ale mimo tego niczego nie żałuję. Lepiej się nie dało tego zrobić i nikt mi nie wmówi że jest inaczej. Co prawda mogłam stanąć na głowie i starać się dogodzić każdemu ale świadomie chciałam uszczknąć coś z tego czasu dla nas i nie żałuję. Chociaż nerwa jeszcze mam. Bardzo nerwowo wszystko się zaczęło. Mieliśmy poślizg z czasem, zgubiłam pończochy, nie mogłam założyć sukienki a najlepsze było to (czytać uważnie bo historia jak z filmów) gdy Krzysiek już przyjechał pod dom, przyszliśmy na błogosławieństwo okazało się że zapomniał obrączek. Zostały w samochodzie pod salą. A sala była jakieś 40 km od kościoła. Domyślacie się pewnie że w sekundzie prawie zemdlałam, o Krzyśku nie wspomnę. Ale rodzice wysłali zaraz po nie brata. Msza zaczęła się bez obrączek. Ksiądz wiedział i świadomie przedłużał wstęp i kazanie a my siedzieliśmy jak na szpilkach cały czas się gapiąc na zakrystię, no ale dojechały:) dopiero potem dowiedziałam się że kościelny miał przygotowane jakieś złote różańce na palec w razie gdyby brat nie zdążył:D No a potem wiadomo, weselicho, muszę przyznać że moje przyjaciółki z uczelni i świadkowa ( też z iberystycznego grona) były genialne. To cudowne że im na prawdę zależało żeby to był mój dzień. Nie przeszkadzało im że musiały spać u mojej koleżanki, w ogóle nic im nie przeszkadzało, przyszły żeby świętować ten dzień ze mną a nie po to żeby się tylko nażreć. Potem poprawiny i klin we wtorek, którego nie pamiętam :D No a teraz przygotowania przed wyjazdem, zakupy z pieniążków z czepca i świetne małżeńskie dni:) Jeśli ktoś chciałby zobaczyć jakieś zdjęcie z przyjemnością wyślę mailem, bo niestety nie zamieszczam zdjęć na blogu. Pozdrawiam, pierwszy raz jako mężatka:)

8 komentarzy:

  1. Przyznaję, że ja na swoim weselu całkowicie się wykpiłem - ślub był w kościele oddalonym od mojego domu o kilka metrów (do mieszkania około 50 m). Wykorzystałem to w ten sposób, że wszyscy z rodziny mojej i rodziny mojej żony, którzy przyszli na ślub, od razu po ślubie byli zaproszeni na toast do domu. Wesele, jako takie, było w tym samym mieszkaniu jedynie dla kilkunastu najbliższych znajomych (i niczym się nie różniło od zwykłej prywatki (jak to się w moich czasach mówiło)). Dodatkową atrakcją wesela była interwencja milicji - obowiązywała wówczas godzina policyjna, a jedna z dziewczyn wyszła na podwórko, by się przespać na ławce (ale wszystko zakończyło się bezboleśnie).
    Na weselu nie było ani jednych, ani drugich rodziców, więc żadna teściowa nie miała okazji do tego, by cokolwiek krytykować...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ależ ja czekałam na tego posta!
    Cóż, jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkim dogodził.
    Smutne to jest, bo to był WASZ dzień, nie gości, nie teściowej i mogliby to uszanować, ale cóż.
    Bardzo ładnie proszę o chociaż jedno zdjątko :)
    elaw93@wp.pl

    OdpowiedzUsuń
  3. GraTuLaCje! To jest to, że na weselu jesteśmy także dla Gości. My chcielibyśmy jeszcze raz bez bagażu obowiązków przeżyć takie nasze wesele :)

    Z przyjemnością na Was popatrzę:)

    ku-rodzinie-szczesliwej@wp.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, tylko że są goście i goście. Być na weselu dla tych prawdziwych to sama przyjemność bo dla niektórych to czułam się jak służąca w domu szlachetnego państwa:(

      Usuń
  4. Ja też chcę zdjęcia, Margolciu, ja też! miliani@wp.pl
    Weselnymi problemami się nie przejmujcie. To był jeden dzień. A przed Wami teraz całe życie, tylko Wasze życie, żadna teściowa nie będzie miała już nic do gadania. Gratulacje! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie wydaje mi się że na razie myśli że ma dużo do powiedzenia w kwestii naszego życia:/

      Usuń
    2. Ale teraz to już Wasza decyzja, czy będziecie jej słuchać. Bardzo dużo zależy tu od Twojego męża. Głowa do góry Margolciu:) Jesteście odrębną rodziną, macie prawo żyć po swojemu i podejmować decyzje bez udziału teściowej, niezależnie od tego, czy jej się to podoba, czy nie.

      Usuń
  5. Kochana, życzę Ci słonecznych dni i niech Wasz związek trwa w szczęściu wiele lat. Niech Bóg da Wam siłę do wszelkich przeciwności, a droga jaką wybraliście niech będzie usłana kwiatami, niech uśmiech towarzyszy Wam w każdej chwili życia. Bądźcie szczęśliwi!!! Z teściową ślubu nie brałaś a najlepiej jak najdalej od rodziny, która potrafi zatruć związek, wiem coś o tym. Bądźcie samodzielni, tego Wam życzę i całusy serdeczne przekazuję.

    OdpowiedzUsuń