poniedziałek, 7 października 2013

Lekcja nr 2

Nie wiem co napisac a wiem, że coś muszę bo mi źle i nie mam z kim o tym porozmawiac. Weekend był jednym z najokropniejszych dni jakie przeżyłam z moim mężem. Dużo złego się stało i nie wiem co z tym teraz zrobic. Staram się zapomniec, ale nie wychodzi. Nie myślcie sobie, że jakaś straszna tragedia się stała. Nikt nikogo nie zabił, rozwodu też nie będzie. Ale zadziało się za dużo jak dla mnie. Za dużo łez jednej nocy, za dużo strachu, złości, smutku wszystkiego, za dużo smrodu który krąży wokoło. Czuję się winna, jest mi wstyd, chociaż nic nie zrobiłam, ale czym dłużej nad tym myślę tym zastanawiam się czy aby na pewno? Bo gdyby mnie tam nie było,sprawy mogłyby się potoczyc całkiem inaczej. Coraz częściej wydaje mi się, że przynoszę pecha moją obecnością. Nie wierzę w pecha ale jak nazwac to że przeze mnie wszystko się psuje? To też kolejna lekcja dla naszego małżeństwa. Już druga. Tą przeszliśmy z wielką pomocą Maryi. Nadal przechodzimy, ale gdyby Bóg nie zainterweniował tak jak zainterweniował mogłoby się skończyc źle. Gdy na mszy powierzyłam Mu tą sytuację, nie spodziewałam się takiego obrotu sytuacji. Nie spodziewałam się, bo w moim sercu był tylko żal, nie chciałam nic z tym zrobic, nie chciałam przebaczyc. I z tym całym zapasem negatywnych emocji przyszłam do kościoła z nadzieją że tylko tam może się coś zmienic. Wychodziłam stamtąd ze łzami, ale już nie ze smutku ale ze wzruszenia. Mąż mnie całkowicie rozwalił tym co zrobił. Trafił dokładnie tam, gdzie ja potrzebowałam jego określenia się. On nie mógł o tym wiedziec. A jednak Pan Bóg zaprowadził nas w takie miejsce gdzie nie zdążyliśmy wybudowac pancerza ochronnego. Teraz wiem, że to co się wydarzyło, już nigdy się nie powtórzy bo pilnuje tego Maryja. Wiem też, że cokolwiek by się nie działo Ona nam pomoże. Sielanka wprawdzie z dnia na dzień nie nastąpiła. Jest ciężko i pewnie jeszcze przez jakiś czas będzie, aż wszystko się nie zagoi a burza całkowicie nie ucichnie. Jeszcze długo będzie mnie kłuło w środku, ale nie mogę zapominac że teraz jestem przede wszystkim żoną i czasem muszę schować mój ból do kieszeni i stanąc po stronie męża, byc dla niego oparciem. To chyba miała na celu ta lekcja. Chociaż naprawdę dużo bym zapłaciła żeby jej nie było.

6 komentarzy:

  1. Oj, biedna jesteś, że wtedy, gdy dzieje się coś ważnego, Ty nie masz z kim o tym porozmawiać - bo przecież ta notka jest jedynie namiastką wygadania się; mawet wygadać się nie możesz, bo musisz wszystko ukrywać za ogólnikami :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, ale czasem tak jest, że niektóre sprawy trzeba zachowac dla siebie, tego też się uczę, żeby o naszych problemach nie paplac całemu światu bo to nie byłoby w porządku w stosunku do mojego męża. W każdym razie już jest dobrze. To czym najbardziej się martwiłam rozwiązało się samo a na to na co nie mam wpływu skutecznie wyparłam z pamięci. Muszę nauczyc się radzic sobie z problemami bo przecież jeszcze kupa życia przede mną i nie jedna taka sytuacja. A tutaj między blogowiczami czuję się jak w rodzinie więc nawet marna namiastka wygadania się pomaga.

      Usuń
  2. Takie lekcje są ciężkie, sami je przerabialiśmy nie raz. Najważniejsze aby jednak zbliżały nas do siebie - czego Wam życzę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze, że chociaz na blogu możesz komuś powierzyć swoje zmartwienia. Każdy człowiek powinien mieć koło siebie przyjaciela,. Tobie musi póki co, wystarczyć blog. Pisz o wszystkim, będzie Ci lżej. Pamiętaj jednak, że od Ciebie zależy Twoje życie i opatrzność może kiedyś nie dać rady. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  4. To jest niesamowite, jak Bóg potrafi interweniować w takich momentach.:)

    OdpowiedzUsuń
  5. miałam kilka takch lekcji nw życiu ( jeszcze nie malzenskim), ze jak sie modliłam o rozwiązanie czegoś to przychodizło ono w najmniej oczekiwany sposb w pierwszej chwili bardzooooooo zły tak mi się wydawało... ale potem było dobrze, jak miało być...

    OdpowiedzUsuń