piątek, 22 listopada 2013

Relacje z naukowego frontu:)

Jak na razie trzy dni planowej nauki za mną (niestety czwartek mi odpadł z przyczyn wyższych, chociaż jeden rozdział z gramatyki udało mi się zrobic) I muszę przyznac jestem mocno zadowolona. Oczywiście plan przeszedł drobne modyfikacje, bo w praniu okazało się, że potrzebuję np zwrócic uwagę na jakiś problem o którym nie wiedziałam, że muszę coś powtórzyc, albo zmienic formę cwiczen. Trzymam się za to czasu. Tak samo, zrezygnowałam z ostatniej godziny, która jednak jest w rezerwie. Zaczynam zawsze od 8.00 co trochę mnie zdyscyplinowało bo nie śpię już do 8.30 :D Na zewnątrz jeszcze ciemno a ja zaczynam gramatykę. Z minutnikiem ustawionym w telefonie dziobie równe 45 minut. Potem 45 minut wypisywania słówek i słuchania płyty i 45 minut uczenia się tych słówek które wypisałam. Z tych trzech 45-minutowych lekcji nie rezygnuję. Potem w planie mam jeszcze konwersację z szafką nad zlewem. Z uwagi na to, że mój rozmówca nie jest zbytnio wylewny czas lekcji sobie skracam gdy uznam że już wszystko co chciałam powiedziałam. I na tym zazwyczaj kończę. Czasem jak Krzysiek wróci i siedzi przed kompem to coś tam sobie powtarzam. Tak przynajmniej wygląda szwedzki. Dzisiaj miałam za to portugalski i tutaj wyglądało to troszkę inaczej bo jakby nie było jakiś tam poziom już mam więc i planowanie jest trochę bardziej skomplikowane. Ale to był ostatni moment na wznowienie nauki. Jeszcze trochę a moje 3 lata nie powiem co by trafiło. Nie powiem wymaga to trochę samozaparcia, za każdym razem jak wyprawię Krzyśka do pracy pojawia się myśl, "może sobie dzisiaj odpuszczę... tak bym sobie jeszcze pospała.." ale trzymam się. Mam nadzieję że jak najdłużej bo to na prawdę dużo mi daje, szczególnie teraz gdy jest tak strasznie buro za oknem i prawie cały czas trzeba świecic światło w domu. Trochę jeszcze męczy mnie myśl, że za mało, że można więcej, ale może jak się rozkręcę to sobie coś dołożę. Na pewno nie marnuję aż tyle czasu co wcześniej. A i pochwalę się, wczoraj zrobiłam karpatkę. Co prawda z pudełka ale to i tak dużo:D Teraz kończę, ale jak mi się nie odwidzi to niedługo kolejny post:)

10 komentarzy:

  1. Margolciu, powiedz mi, skąd Ty bierzesz motywację do tego wszystkiego?
    Ja jestem takim leniem, zaplanuję sobie wszystko, cud, miód malina, a jak przyjdzie co do czego, to cały dzień zmarnuję!
    Zdradź swój cudowny sposób. :) Ja powinnam przyłożyć się do rosyjskiego i wreszcie ogarnąć angielski, który jest u mnie tragiczny, wstyd! O moich nieszczęsnych studiach nie wspomnę...
    Także ogromne gratulacje i brawa dla Ciebie, za naukę i za na pewno pyszną karpatkę! :)

    PS
    Kurs nowe życie, to coś takiego jak Kurs Filip? Na tym drugim byłam i jakoś się zniechęciłam do tego typu rekolekcji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak dawny Filip, mi akurat bardzo pomógł, ale skoro byłaś i Tobie nic to spoksik:) Na każdego działa inaczej. Mnie kopnęło i lecę do tej pory :D A co do nauki? Mi pomaga właśnie odmierzanie czasu. Z momentem nastawienia minutnika zaczyna się nauka, jak sobie nie nastawię to nawet jakbym nie wiadomo co zaplanowała to mi nie wyjdzie. Ale to nie tak że mi za raz wszystko wychodzi. codziennie np obiecuję sobie że będę się uczyc wieczorem jak mąż będzie grał, ale zamiast tego wolę leżec plackiem na łóżku :D albo teraz miałam się uczyc a grałam w simsy. Nie ma ideałów:)

      Usuń
    2. Wiesz, może akurat nie trafiłam na dobrze przeprowadzony kurs, bo było trochę niedociągnięć. Np. to, że kapłan był u nas tylko raz, na Mszy świętej, a całość prowadzili świeccy, łącznie z modlitwą wstawienniczą... Jakoś trochę się zraziłam.
      Ale w swoim życiu najeździłam się na rekolekcje. ;D i na takim religijnym haju byłam przez rok. ;) I przez ten rok praktycznie codziennie byłam na Mszy Świętej. Potem drugi rok jeszcze jakoś się trzymałam, moje życie wyglądało zupełnie inaczej, bo Pana Boga zastąpiły imprezy, ale nadal mi Go bardzo brakowało, strasznie tęskniłam.
      A teraz, teraz hmmm, przyzwyczaiłam się do tego stanu. Ale może pomyślę o jakimś wyjeździe. :)

      Naukę ze stoperem wypróbuję w ten weekend :D Zobaczymy, co z tego wyjdzie. :)

      Usuń
    3. No ja przed kursem bywałam tylko na rekolekcjach parafialnych, więc taki kurs był dla mnie czymś zupełnie innym i na pewno coś zmienił w moim życiu, potem zapisałam się do wspólnoty, ale teraz, tak z perspektywy czasu i gdy już nie jestem we wspólnocie chyba wolę nauczyc się szukac Boga w takiej zwykłej codzienności. Rekolekcje są fajne i ten stan uniesienia, ale przecież najwięksi święci byli świętymi bez tego typu "akcji". Tak samo spotkałam się z czymś takim że dużo osób prawie że uzależniło się od wspólnoty, kursów, mszy o uzdrowienie. Pewnie wiesz o czym mówię bo na pewno też to widziałaś. Jakby bez tego wszystkiego nie potrafili wierzyc. Dlatego ja też mam mieszane uczucia, może nie tyle do kursu co do właśnie takiego długoterminowego haju. Na pewno wielu osobom pomógł w czymś, i na pewno dobrze że się go organizuje, z resztą Pan Bóg każdego inną drogą prowadzi:) A co do nauki to jeszcze proponuję za nim zaczniesz spisac sobie na kartce czego dokładnie chcesz się nauczyc przez ten czas co go będziesz odmierzac, tylko w takiej wersji, żebyś na koniec mogła to sprawdzic i jak faktycznie się nauczysz to majestatycznie wykreślic:) Ja osobiście uwielbiam ten moment. Np. robię sobie listę: do wykucia: czasowniki (np. z jednego rozdziału w książce) pod koniec robię sobie ich listę ale tylko po polsku. Idę po herbatę, albo gdziekolwiek indziej i gdy wracam to dopisuję wersję w innym języku. W ten sposób wiem czy się nauczyłam czy nie. Jak umiem to mogę odfajczyc i wziąśc się za następną porcję:)

      Usuń
  2. Przeszkadza Ci, że Twój rozmówca nie jest zbyt wylewny, ale sama mówisz, że to szafka nad zlewem. Może więc wybierz rozmówcę nieco niżej - w końcu tam jest też WYLEWKA.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha ha ha :D no tak, najwidoczniej za wysoko mierzyłam :D :D

      Usuń
  3. Podziwiam Twoje samozaparcie, serio. Ja siedzę w domu od środy i jedyne, co zrobiłam to przerzuciłam foty slajdów z telefonu na komputer i wytrzymałam godzinę na korkach z angielskiego (jakie to szczęście, że babka przyjeżdża do mnie). Pozostałe sprawy leżą i kwiczą już kolejny tydzień - brr...

    OdpowiedzUsuń
  4. A u mnie klapa:(
    włoski leży, bo się najeżył i mnie kole [zniechęca] za trudny. Nie daję rady; potrzebny mi ktoś do mobilizacji. Tępa jestem; nic nie wchodzi do tego zakutego łba; zazdroszczę Ci tego samozaparcia; pozdrawiam aisaB

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo ładnie, że starasz się dotrzymywać postanowień. Ja nie jestem taka konsekwentna. Wieczorem planuję, z rano zmieniam plany na wygodniejsze. Pozdrawiam serdecznie, życzę sukcesów.

    OdpowiedzUsuń