czwartek, 13 marca 2014

Odkrycie

Jakoś Pan Bóg czuwa nad tym wszystkim. Jeszcze żaden z problemów się nie rozwiązał ale już się nimi nie martwię bo najważniejsze że jesteśmy w tym wszystkim razem. Gdy pisałam poprzednią notkę myślałam że jak mąż wróci z pracy to rozpęta się trzecia wojna światowa, albo co najmniej potłucze się moja ślubna zastawa. W końcu cały dzień zacietrzewiałam się w pretensjach gotowa wylac to wszystko co sobie umyśliłam mężowi na głowę. I nie to żeby biedaczek był jakoś winny, po prostu trzeba było zwalic na kogoś winę a w tym to ja jestem dobra. I wiecie co się stało? Zamiast tego armagedonu który się zapowiadał mieliśmy dzień przepełniony miłością i zrozumieniem. I w takich sytuacjach dziękuję Bogu że jednak stworzył mnie takimi ciepłymi kluchami:) Bo moja złośc i rzucanie pretensjami nic by nie dały. Zupełnie nic a wręcz przeciwnie wszystko popsułyby jeszcze gorzej. A tak? Wszystko wyleczyło się samo, wszystko było tak jak powinno byc. I zrozumiałam że to jest właśnie zadanie dla żony: bycie takimi ciepłymi kluchami w trudnych sytuacjach, gdzie chciałoby się trzaskac drzwiami, obrazac się i strzelac focha z przytupem. Dobra żona powinna byc taką ostoją. Nie gderac i pouczac prowokując tym konflikty ale wspierac cichością, troskliwością i zrozumieniem. Nie mówię że ja taką dobrą żoną jestem, wręcz przeciwnie całkiem przypadkiem mi się to zdarzyło, zobaczyłam że owoce z tego dobre ( ;) dzięki Ada)  i stwierdziłam że takim wielkim odkryciem to trzeba się podzielic. Bycie razem w problemach to wielka broń chociaż sama dobrze wiem jak trudno czasem powstrzymac się od złości i obwiniania drugiej osoby. Kiedyś wyobrażałam sobie że małżeństwo to taka droga z dziurami, można powiedziec. Że jest czas że jest super dobrze a potem jest przerwa ( gdzie są kłótnie, nieporozumienia itd.) I ta przerwa to taki drugi, jakby pozamałżeński świat, który trzeba przejśc żeby wrócic do normalności. Te wszystkie problemy wydawały mi się takie straszne, jak taka czarna dziura którą trzeba przetrwac. Może kiedyś tak będzie ale teraz widzę że to nie prawda. Te jakieś nieporozumienia to w ogóle żaden problem. Już nie traktuję dobrych i gorszych dni jako czegoś równorzędnego co wypełnia moje życie po pół. Teraz moje życie składa się tylko ze szczęśliwego małżeństwa na którym od czasu do czasu wyskoczy jakiś pryszcz, czasem większy, czasem mniejszy, czasem może trądzik cały, ale ogólnie wszystko jest do wyleczenia:)
A teraz uwaga! Specjalnie dla was, żeby wam było wygodnie zagłębiam się w tajniki informatyki i wklejam bajerancki link (jak mi się uda) I niech mi ktoś spróbuje nie kliknąc! Zrobi mi się strasznie przykro:(
Kliknij tutaj!

8 komentarzy:

  1. A jak mówię, że da się normalnie, pokojowo i bez awantur, to mi nikt nie wierzy. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może to zależy od charakteru?

      Usuń
    2. To wtedy nie miałabym szans na święty spokój. :D

      Usuń
    3. No to w takim wypadku musi się dac, tylko to zależy od tego ile pracy w to włożymy:)

      Usuń
  2. No i widzisz, że nie było to takie trudne :) - świetnie sobie poradziłaś! (to już w małżeństwie trudniej, a też sobie poradziłaś :) )

    OdpowiedzUsuń
  3. Małżeństwo, to nieustanne kompromisy, a Ty się dopiero tego uczysz i nieźle Ci idzie. Link wkleiłaś i jest OK. W komentarze również możesz wklejać za pomocą kodu HTML. Czyli piszesz sobie komentarz i w dowolnej chwili wklejasz ten kod, uzupełniając adres strony albo obrazka i tekst do wyświetlenia. To jest zadanie., Możesz wypróbować na moim blogu, zapraszam.

    tekst do wyświetlania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eh ja to podszebuję instrukcji rozłożonej maksymalnie na czynniki pierwsze :D Chyba narazie wystarczy mi link w notce:) Ale dziękuję:)

      Usuń
  4. pracuję z prof.Księżykiem.....moje klimaty....jestem z Wami....pozdrawiam wiosennie

    OdpowiedzUsuń