środa, 27 sierpnia 2014

Polska

No i stało się. Jesteśmy już z Migdałkiem w Polsce u mamusi i tatusia. Wczoraj wracałam od teściów, obładowana torbiszczami jak wielbłąd. Złaziłam się po mieście jak głupia, przemokłam, zmarzłam i wnerwiłam się na maksa gdy będąc zaraz przy ul. Radziwiłowskiej tłukłam się przez pół miasta na ul. koncertową bo tam miałam miec usg i wszędzie pisało że na tej ulicy a nie na innej by tam o godz. 17.00 dowiedziec się że pani doktor tego dnia przyjmuje na Radziwiłowskiej. A ja mam pół godziny żeby tam dojechac. Bo jak nie to wolne miejsce dopiero na 18.50 a ja jeszcze do domu mam 60 km busikiem. Super. Dobiegłam na przystanek bo właśnie odjeżdzał mi miejski któremu mogłam pocałowac tylną rejestrację usiadłam i stwierdziłam że nic innego jak rozpłakac się nad moją niedolą nie zostaje. W końcu pojechałam jakimś innym i zachrzaniałam na piechotkę próbując znaleśc tą głupią ulicę od drugiej strony. Spóźniłam się 9 minut ale przynajmniej tam mi nikt problemów nie robił i prawie od razu weszłam cała zziajana jak pies. Pani doktor pyta się gdzie mam tragarza na te toboły. A no nie ma ;( I radź sobie człowieku. Dowiedziałam się poza tym że szyjka 2,1 cm. Czyli o połowę krótsza prawie. Znowu kazała mi leżec i brac nospę codziennie. Za to Migdałek waży 1275:):) I w 100% chłopak, wcale nie wstydził się swoją męskością. Torbiele zniknęły. Tylko że ja już nie wierzę że dotrwam do terminu. Nie ma szans. Tyle spraw muszę pozałatwiac. W poniedziałek znowu muszę się tłuc do miasta na wizytę. Rodzice widac że chcą pomóc ale sami są zarobieni na maksa a ja nie chcę byc dla nich dodatkowym ciężarem. Chciałam im pomóc z malinami a tu dupa. Cięzkie to wszystko. Dzisiaj cały dzień leżę, wszystko mnie boli. Kiepsko:/

3 komentarze: