czwartek, 29 stycznia 2015

Jest dobrze:)

Żyjemy, mamy się całkiem dobrze, tylko czasu na pisanie nie ma, a i do napisania byłoby tyle że nie wiadomo od czego zacząć i na czym skończyć. Może na początek garść informacji. Kubuś ma już 2 miesiące i 4 dni:) waży 6940:) i ma wszystkie wymiary czteromiesięcznego dziecka:) A ja biedna jego matka czasami nie wyrabiam jak go trzeba dłużej ponosić, jak na razie jest Krzysiek i to on pełni funkcję tragarza ale już w następny czwartek wyjeżdżamy do Szwecji i sielanka się skończy. Dobrze nam było tak dzielić się obowiązkami po połowie. Razem zmienialiśmy pieluchy, razem przebieraliśmy, ja karmiłam Krzysiek nosił, a teraz nagle wszystko zostanie na mojej głowie. Na jedno źle a na drugie dobrze bo przynajmniej nikt nie będzie się wtrącał i zaglądał przez ramię. Poza tym jestem zafascynowana macierzyństwem i tym co ono wyprawia z człowiekiem. Kiedyś nie rozumiałam po co ludzie robią tyle zdjęć swoim dzieciom, wszystkie przecież były identyczne. Żadne nigdy mnie nie rozczuliło, nie rozumiałam tego matczynego zachwytu a teraz? Wszystko rozumiem doskonale. W każdej sekundzie moje dziecko mnie zachwyca, rozczula i rozmiękcza całkowicie, zdjęcia mogłabym mu robić na okrągło bo przecież każda minka jest inna. I teoretycznie wiem że inni myślą o tym dokładnie to samo co ja wcześniej a jednak dałam się uwieść temu Maleństwu do żywej głębi:) Poza tym jestem pszeszczęśliwa że wybrałam właśnie taką drogę w wychowywaniu Kubusia jaką wybrałam, czyli karmienie piersią, spanie z dzieckiem i ogólnie w miarę naturalne podejście. Tak sobie myślę że ludzie sami sobie utrudniają życie. Na siłę chce się ulepszyć matkę naturę a w ogólnym rozrachunku wychodzi gorzej niż było. I potem się słyszy jak to się trzeba namęczyć wychowując dziecko, jak to źle na początku i trudno, ile zmartwień i trosk, ile nie przespanych nocy. Oczywiście istnieją przypadki kiedy jest ciężko bo dziecko dziecku nie równe i niektóre są chorowite nie z winy rodziców, wymagają więcej i ogólnie nie da się żyć tak jakby się wymarzyło, ale jak napisałam wcześniej, większość rodziców sama rzuca sobie kłody pod nogi. Biegają z tymi butelkami, wyparzają, mieszają, zmieniają mieszanki bo co raz któraś uczula, w nocy trzeba to bełtać, wstawać, czekać aż dziecko skonsumuję przyszykowaną "daweczkę". A wszystko dlatego że im ciotka albo matka powiedziały że mleko mają bezwartościowe, że się nie najada, że za rzadkie mleko i trzeba zagęszczać. A pierś? Jaki to genialny wynalazek:) Lekarstwo w tym na wszystko, zawsze na miejscu, zawsze gotowe. W nocy sobie śpię a mój jedyny wysiłek polega na trafieniu z jedzonkiem w buzię Kubusia przy obopólnej współpracy. Żyć nie umierać. Zaczęłam też w końcu wierzyć swojemu instynktowi bo on w przeciwieństwie do "złotych rad" nigdy mnie nie zawiódł i tak sobie szczęśliwie żyjemy i czuję że jest dobrze:)

7 komentarzy:

  1. Super, że u Was wszystko tak świetnie się układa! :)
    Uściski!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak dobrze to czytać, że u Was ta sielankowo :) Byle tak dalej :D Pozdrowienia ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie byłabym sobą, gdybym nie napisała, że dla części matek to, co dla Ciebie jest prostsze, było właśnie tą trudniejszą drogą- czasem nawet zbyt trudną;P Wszystko zależy od sytuacji, więc z tym rzucaniem sobie kłód pod nogi z własnej woli bym była ostrożna. Na pisanie o zmianach mlek bo uczula ja sama mam uczulenie, po przebojach z nietolerancjami Antosiowymi i Adasiowymi, niestety nie tylko mm może być alergenem. Karmienie czasem jest drogą bardziej wymagającą niż wygotowywanie butelek. Ale;) Musiałam to napisać, bo nie znoszę uogólnień, znasz mnie;P a poza tym to cieszę się, że Wam sie tak ładnie układa:) Trzymajcie się cieplutko:*

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniałe wieści! Wszystkiego dobrego!:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Cieszę się razem z Wami :)

    OdpowiedzUsuń