niedziela, 25 października 2015

Postępy:)

Moje dziecię dorasta. Do tej pory myślałam że to taki słodki, nic nierozumiejący bobasek, do którego można sobie gadac i gadac jak do ściany za przeproszeniem. Że ton głosu się liczy, czy z miłością się mówi ale że sensu biedaczyna żadnego nie uchwyci. Aż tu nagle przeżyłam szok. Pokazałam mu jak ma schodzic z łóżka. Że tyłem a nie przodem. I... zrozumiał!!! Grabusi się, grabusi, kładzie się na brzuchu, wykręca się do tyłu i zsuwa na ziemię.:):) Normalnie dumna jestem jak paw. Pokazałam że jak chce się napic sam z butelki to musi ją przechylic. Tutaj jeszcze czasem się zapomina ale to też zrozumiał!! Ja to nie wiem zatrzymałam się na pewnym etapie i jakoś w ciężkim szoku jestem że moje dziecko już dawno z niego wyrosło a ja tak jakoś nie wiem co z tym zrobic żeby go wspierac a nie podcinac skrzydła. Chciałabym jakoś z głową wejśc na tą nową drogę rozumiejącego dziecka. Na razie stawiam na optymistyczne podchodzenie do życia, chociaż i Kuba zaczął sobie na więcej pozwalac i czasem trudno go poskromic. Wczoraj w kościele już nie było jak kiedyś, gdy sadzaliśmy go na podłodze z zabawkami. Wczoraj gdy tak zrobiliśmy to ledwo złapałam go przed ołtarzem, oczywiście popędził tam z majestatycznym "Aaaaaaaaaa!!!" zagapic się byle czym nie pozwolił, chciał wszystko to co niedostępne, najchętniej wypiłby wodę z chrzcielnicy, podarł śpiewniki, powywracał stojaki z głośnikami, a na koniec poczłapał by do księdza i bawiłby się sutanną. A jeszcze próbował się bawic w akuku chowając się za ławki i wyskakując z głośnym śmiechem. Super, szczególnie że przy sobotniej mszy w kościele jest garstka ludzi, jest cichutko i kameralnie a tam co? "Aaaaaaaaa!" W krytycznym momencie trzeba się było ewakułowac bo jednak ktoś może chciałby się na tej mszy skupic. My oprócz szczerych chęci i komunii nie za wiele skorzystaliśmy, ale co zrobic:(
Chodzimy też na spacerki, ostatnio w chuście. Wygląda to tak jakby ulicą toczyła się wielka bryła. Tylko dwie łepetynki wystają. Jesień w Szwecji jest piękna:)
Tak mi się nasunęło ostatnio na myśl że dzieci czasem bają bardzo zabawne ksywki :D Znacie jakieś? U nas jest ich baaardzo dużo począwszy że wołamy na Kubę: Kubuś, Kubusiaczek, Kubusiątko po Jakubiesława. Jest też: Perełeczka, Dyśdadełko, Puciesław, Borsuk, Pciopcia, Kopka, Bogdan, Boguś, Heniek, Czesiątko, Jeszcze coś by się znalazło bo moje słowotwórstwo w przypływie czułości jest nieogarnięte:) Chęcie dowiem się jak jest u was?

7 komentarzy:

  1. Podziwiam to słowotwórstwo :) My z żoną nie byliśmy tacy bogaci.

    OdpowiedzUsuń
  2. ja mówiłam do mojego malutkiego jak się urodził myszorku, ptaszorku, nie wiem skąd mi się to wzięło ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dyśdadełko? Ale jak? Od czego? :D

    OdpowiedzUsuń
  4. ooja to też moje Bąki baaaaardzo różnie nazywam :D czasami te "przezwiska" są tak dziwne, że starszak protestuje : Mamo. no co Ty :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Co chwilę będziesz odkrywać radosne umiejętności dziecka. Daj mu łyżkę i sam będzie jadł. Rozumiem Twoją radość, przeżyliśmy to wszystko z wnuczką. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Co chwilę będziesz odkrywać radosne umiejętności dziecka. Daj mu łyżkę i sam będzie jadł. Rozumiem Twoją radość, przeżyliśmy to wszystko z wnuczką. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Co chwilę będziesz odkrywać radosne umiejętności dziecka. Daj mu łyżkę i sam będzie jadł. Rozumiem Twoją radość, przeżyliśmy to wszystko z wnuczką. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń