poniedziałek, 23 listopada 2015

Pierwsze poważne przeziębienie

Wspominałam coś ostatnio że pod górkę? Że pech? No mówiłam sobie wtedy "Dobrze że przynajmniej Kuba zdrowy" Otóż i w tej materii nas nie ominęło. Mamy za sobą pierwsze poważne przeziębienie. Poważne bo pierwszy raz Kuba miał gorączkę ponad 40 stopni. Trudny to był czas ale dzieli się on na dwa etapy. Pierwszy gdy miałam ochotę pozabijac szwedzkich lekarzy za brak pomocy. Byliśmy w ośrodku dwa razy, mówiłam, że dziecko ma wysoką gorączkę, cały czas płącze, nie je, nie pije, boli go przy przełykaniu, że nie ma żadnej poprawy. Kuba całe dnie był półprzytomny, spał i jęczał, jęczał i spał. A co w ośrodku powiedzieli? Że to normalne, żeby przyjśc jak dziecko będzie miało drgawki, będzie sztywne od gorączki, przestanie siusiac. Gdy za drugim razem nic mu nie przepisali, poszłam do apteki sama, pytam się czy mają coś na przeziębienie dla rocznego dziecka, coś od gardła, od kataru. Z bólem znalazła mi nasivin. Na gardło nie ma nic. No i panadolin. Tutaj to lek na wszystko. Myślałam że z bezsilności i wściekłości rozszarpię na strzępy. Ale cóż mogłam zrobic. Tego samego dnia wieczorem, gorączka zmierzona w uchu: najpierw 40,1, potem, 41,5, potem 41, 6. Oczywiście już po podaniu leku, robiłam okłady no i zaraz spadła ale ten stres długo zapamiętam. W Polsce gdybym poszła z takim dzieckiem do ośrodka to od razy wylądowałabym w szpitalu z silnym antybiotykiem. A z apteki wyszłabym z dwoma siatami leków. Tak, ale to był pierwszy etap. Teraz mamy drugi etap w którym... jestem wdzięczna tym lekarzom. Oni jednak wiedzieli co robią. Przebadali Kubę w ośrodku dwa razy i faktycznie lepsze dla niego było przechorowanie tej choroby. Jeszcze dwa dni temu dziecko było pół żywe a dzisiaj po chorobie nie ma praktycznie śladu. Nawet katar prawie minął. Nawet wydaje mi się że jest z nim jakoś tak lepiej niż przed chorobą. Może i antybiotyk szybko by pomógł al to jak z łataniem dziur w Polsce. Zaklei się byle czym no i faktycznie szybko i prosto dziury się pozbyli, ale zaraz potem cała droga to jedna wielka dziura. Wbrew pozorom jestem wdzięczna bo wszystkim nam wyszło to na dobre. Kuba nabierze odporności, ja już nie będę tak panikowac. Jestem teraz dużo silniejsza a i nasz związek przeszedł malutką próbę. I muszę powiedziec że obroniliśmy się. Świetnie współpracowaliśmy pomimo zmęczenia, stresu, nerwów, strachu. Na mojego męża zawsze mogę liczyc:) Także tutaj na plus w ogólnym rozrachunku:)

11 komentarzy:

  1. A mogę zapytać jak przebadali Kubusia? Tylko osłuchali?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za pierwszym razem osłuchali, sprawdzili brzuch, nóżki mu pomacała, próbowała sprawdzic gardło ale Kuba zacisnął zęby i nie pozwolił więc nie próbowala dalej i to mnie głównie martwiło bo jak wróciliśmy miał problemy z przełykaniem. I jeszcze coś mu do palca przyczepiła i mówiła że sprawdza czy jest dotleniony. Mieliśmy tłumacza przez telefon. Za drugim razem znowu osłuchany, tym razem sprawdzone i gardło i uszy miałam wrażenie że trochę na odwal się no ale cóż, stwierdzili że to normalne, że jest ok

      Usuń
    2. No to powiem Ci że całkiem nieźle. W Polsce nie spotkałam się jeszcze żeby jakiś lekarz badał dotlenienie (ale sam czujnik znam bardzo dobrze z oddziału noworodkowego i OIOMu i z moich własnych operacji:) ) Chociaż szkoda że nie badali krwi i moczu, bo to chyba najwięcej mówi o chorobie.
      Ja sama się boję gorączki. Sama ją źle znoszę dlatego zbijam od razu jak przekracza 38 a czasem i wcześniej, i kiedy coś mnie niepokoi od razu jadę na pogotowie/ do szpitala.

      Usuń
    3. No właśnie ja też zbyt szybko panikuję. Dlatego jednak z wielkim bólem muszę przyznac że tutaj podejście jest lepsze niż w Polsce. W Polsce gdyby Kuba był w takim stanie podałabym wszystko co lekarz by zalecił. I niekoniecznie wyszłoby to na zdrowie. Może oni tutaj w ten sposób oszczędzają? Dużo osób się skarży na to podejście ale ja jednak uważam że jest słuszne. Kuba został przebadany gdyby coś było nie tak to na pewno by zareagowali. Karetka też tu szybko przyjeżdża. Ale nie ma też co porównywac mojego podejścia a Twojego, bo to całkiem inna kategoria. Ogólnie coraz bardziej podoba mi się szwedzkie podejście do niektórych spraw ale to na osobną notkę. Co do gorączki to dawaliśmy momentami radę zbijac naturalnie, ciało do ciała ale tak na pierwszy raz bałam się chojraczyc i wybrałam metodę złotego środka. Czyli lekarstewko tak ze dwa razy na dobę, gdy już było źle i żeby Kuba trochę odpoczął. Gorączka jest potrzebna ale nie ma też co przeginac gdy dziecko się męczy. W każdym razie teraz jestem dużo mądrzejsza i bogatsza o nowe doświadczenia:)

      Usuń
    4. Ja nie uważam że panikuję:) Robię to, co uważam za słuszne i dobre. Nie wybaczyłabym sobie nigdy, gdyby przez moje mądrowanie miała by się stać jakakolwiek krzywda mojemu dziecku. U Was w ogóle lekarze inaczej Was prowadzą, a ja bym musiała na własną rękę zmieniać zalecenia;)

      Usuń
    5. Dlatego napisałam że nie ma co porównywac mnie do Ciebie:)

      Usuń
  2. Jestem pełna podziwu dla Was. Musiało Wam być ciężko, całej trójce, ale na pocieszenie to Andreas Moritz pisał, że gorączka/wirus/bakterie to nie są nasi wrogowie, przeciwnie - kiedy organizm nie radzi sobie już rady z nadmiarem toksyn (jedzenie, powietrze itd.) to gorączka go oczyszcza. Dokładnie opisał ten mechanizm, do mnie przemawia.

    Tymczasem... Lekarze apelują: nie leczcie gorączki u dzieci paracetamolem i ibuprofenem
    Oczywiście rozumiem panikę przy takiej temperaturze, nie wiem jak ja bym się zachowała, choć znam wiele doświadczonych, mądrych mam, które i takiej temperatury nie zbijają (w 40 stopniach ginie polio np.), pod warunkiem, że nie rośnie zbyt gwałtownie. Wiadomo, przy niespełna rocznym dziecku to ciężka sprawa.

    Cieszę się, że Kubuś wreszcie zdrowy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja ten nurofen bardziej podawałam jako lek przeciwbólowy niż przeciwgorączkowy, nie mogłam patrzec jak sie męczy, ale to i zęby szły

      Usuń
    2. Tak, tak wiem właśnie. Ja podałam raz paracetamol w czopku, jak Lu pół dnia płakała przez zęby... Pierwszy i mam nadzieję ostatni raz. Nie miała wtedy gorączki, a ja poczytałam skutki uboczne i się za głowę złapałam.

      Ja Ci już pisałam: nurofen najbezpieczniejszy, także linki tak bardziej informacyjnie.

      Usuń
  3. Przyznam, że ja czytałem początek, to się we mnie gotowało - no i kompletnie nie spodziewałem się takiej pointy. No ale Szwedzi to chłopski naród zaprawiony w zmaganiu się ze skrajnymi warunkami - myślę, że tylko z takim rodowodem stać lekarzy na taką postawę. A akurat dziś w wiadomościach był felieton o tym, jak wszędzie przesadzaliśmy z antybiotykami (nie tylko w leczeniu, ale także w hodowli zwierząt) i dziś nie brakuje takich szczepów bakterii, które są kompletnie odporne na antybiotyki.

    OdpowiedzUsuń