środa, 25 listopada 2015

Szwedzkie wychowanie

Nawiązując do poprzedniej notki chciałabym opisac tutaj jak w ogóle Szwedzi podchodzą do wychowywania dzieci i do zdrowia. Nie będzie to pełny obraz, nie będzie to nawet połowiczny obraz bo opiera się on tylko na tym co ja widzę i na tym jak JA to interpretuję. Nie wszystko mi się podoba, ale uważam że dużo można by było od Szwedów skopiowac. Zacznijmy od początku. Pierwszy lepszy dzień w otwartym przedszkolu. Wchodzę z Kubą w chuście. Chusty chyba nikt tutaj nie używa. Na początku budziło to lekkie zdziwienie i zainteresowanie. Dziwi mnie to trochę bo górzyste tereny są idealne do chustonoszenia, nie trzeba nadrabiac kilometrów:D Rozbieram Kubę i puszczam na podłogę. Sama siadam na kanapie. Przychodzi pani która tam pracuje, wita się z Kubą, przynosi mu pudło z zabawkami. Zazwyczaj jestem pierwsza, potem przychodzą kolejne mamuśki. Półroczny Alex (no teraz już chyba nieco starszy) mama kładzie go na podłodze sama siada na kanapie z koleżanką (mamą Alice, w tym samym wieku co Kuba) Alex turla się po całej podłodze, po wszystkich częściach przedszkola. Starsze dzieci kraczają przez niego z wielką ostrożnością. Gdy Alex doturla się do jakiejś zabawki łapie ją, podnosi, komicznie to wygląda gdy trzyma nad głową wielki wóz strażacki, potem poturla się pod stół, między krzesła. Alice w wieku 10 miesięcy wchodzi na zjeżdżalnie i z niej zjeżdża, mama krzyczy tylko do niej żeby położyła się na brzuchu. Przychodzi też kobieta z Somalii ze starszą córką i malutką, zaraz po urodzeniu. Ona to się w ogóle nie przejmuje. Maleństwo leży albo zapapulone w nosidełku (w sumie w Afryce gorąco) albo na macie na podłodze. Gdy płacze, dostaje cyca. I jeszcze jedna mamuśka w ciąży z trójką dzieci. Podczas zabawy najmłodsze wpada za kanapę i ma z tego świetny ubaw. Kobiecina z brzuchem pod sam nos, odsuwa tą kanapę i dziecia wyciąga, potem czyta całej gromadzie bajki, obsiadły ją jak kurczęta kwokę, siadają jej na tym brzuchu, kokoszą się, wiercą. Jest pora lunchu, dziei lądują w fotelikach, dostają wafla albo kanapkę i jedzą same. Rzadko kiedy karmi się je łyżeczką, Chyba że mają jogurt albo słoiczek do jedzenia. Czasem jest pieczone ciasto, czasem są kruche ciasteczka, czasem jabłuszko. Mamy piją sobie kawę i również jedzą. Starsze dzieci dostają ekologiczne mleko do picia. We wtorki są spotkania bardziej dla rodziców z malutkimi dziecmi, do roku czasu. Raz byłam na takim spotkaniu w bibliotece. Co mnie pozytywnie zaskoczyło? Podejście do karmienia piersią. Do pół roku karmienie piersią jest naturalne, jak chodzenie do toalety.
Tutaj Szwedzi nie roztrząsają się tak nad dziecmi, nie pilnują każdego ich kroku, stawiają na minimalizm. Stwarzają dziecku bezpieczne otoczenie i niech sobie radzi. Nabije sobie guza? Trudno, czasem te dzieci wyglądają jak po przemocy domowej. To co mi się nie podoba to to że bardzo wcześnie oddaje się je do przedszkola albo do żłobka. Nie wiem jak tam jest, i nie zamierzam sprawdzac w najbliższym czasie. Jak wyglądają kontrole? Po drugiej stronie przedszkola jest tak jakby ośrodek zdrowia dla dzieci. Chodzi się tam na bilanse i szczepienia. My z Kubą idziemy jutro. Nikt nie robił mi problemów z powodu nieszczepienia. Książeczka zdrowia to karteczka wielkości notesu, szara i brzydka. Gdy pielęgniarka zobaczyła naszą wielgachną polską to nie mogła się napatrzec. I kolejna różnica: Gdy kuba łapał katar zostałam z nim w domu. Tutaj nikt się nie przejmuje takimi błahostkami. dzieci się smarkają, kaszlą ale w domu nie siedzą. Jak widac z poprzedniej notki tutaj trzeba byc nie wiadomo jak chorym żeby coś z tym zrobili. W ośrodku co chwila pojawiają się na telewizorku reklamy mówiące o tym że nie wolno leczyc przeziębienia antybiotykiem. W ostatni piątek miesiąca organizowany jest dla dzieci grill w lesie. Jeszcze nie byłam ale oglądałam zdjęcia. Dzieci w kombinezonach puszczone na ziemię, w liście bez żadnego stresu. W Polsce nie jedna babcia na zawał by umarła. Ale to całkiem inna rzeczywistośc. Wydaje mi się że lepsza dla dzieci. Takie podejście bez siania paniki na każdym kroku jest dużo lepsze. Normalnośc jest normalna, nie szuka się wszędzie patologii i możliwych powikłań. Będą powikłania? To się zaradzi. W Polsce często spotykam się z przesadną ostrożnością. "A co jeśli?" "Bo może stac się to i tamto..." No pewnie że może ale takim tokiem rozumowania to trzeba z domu nie wychodzic. Czasem strach niszczy nam życie i naszym dzieciom też. Mi coraz bardziej szwedzkie podejście się podoba ale ważne by robic wszystko w zgodzie z własnymi przekonaniami:) A Wy co sądzicie?

8 komentarzy:

  1. A niby my w Polsce gorzej opiekujemy się dziećmi. Obserwowałam kuzynkę z Geteborga jak wychowywała dzieci, podobnie jak piszesz. U nas panuje nadopiekuńczość. Dlatego szwedzkie dzieci szybko się usamodzielniają. Całusy dla Kubusia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wyprzedziłaś moje pytanie bo w zasadzie chciałam Cię o to zapytać, czy w Szwecji wychodzi się z dziećmi przeziębionymi i zagrypionymi:)
    Ja skupię się na tych przeziębieniach nieszczęsnych, u mnie w domu zawsze musiałam być naprawdę mocno chora żeby zostać w domu. Moi rodzice również chodzili do pracy poprzeziębiani, z katarem, kaszlem. Leciało mi z nosa tak że miałam plecak pelen chusteczek, ale chodziłam do szkoły.
    I teraz tego żałuję. Bo trzeba było ten czas spokojnie przeczekać, wyleżeć i PORZĄDNIE się wyleczyć. A nie męczyć w szkole. I mój ojciec też teraz żałuje, bo prawdopodobne przez źle wyleczoną grypę ma przewlekłe zapalenie mięśnia sercowego. I mówi wprost że głupi był, bo do końca życia musi teraz brać leki.
    Więc chyba najzdrowszy jest zdrowy rozsądek we wszystkim. Antek dzisiaj zakatarzony poszedł do przedszkola, ale z takim mocniejszym przeziębieniem bym go już nie puściła. I dlatego też mam podejście do leków i leczenia takie a nie inne:)
    Ale pozostałe rzeczy które piszesz, to na plus. Mi też nie przeszkadzają takie rzeczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj ja to samo miałam, pamiętam, chora, ledwo żywa ale do szkoły musiałam iśc, nie uważam że to mi zaszkodziło jeśli chodzi o zdrowie ale uważam że to było niepotrzebne, jeśli Kuba będzie chory to będzie siedział w domu bo pożytku z pójścia do szkoły żadnego nie ma jeśli się tylko siedzi i smarka. Z takimi małymi dziecmi to co innego, jeśli czują się świetnie i chcą się bawic to super, nie ma co ich trzymac w domu ale ciągnąc takie ledwo żywe dla zasady to bez sensu.

      Usuń
    2. Oj, niepotrzebne na pewno. Męczyłam się tylko... Za to frekwencję miałam 100%:)
      Ja właśnie jakoś inaczej tak patrzę na te kwestie zdrowotne, kiedy przyglądam się moim rodzicom. Mój ojciec ma 55 lat, a właściwie się sypie... To kręgosłup, to zapalenie mięśnia sercowego, prawdopodobnie borelioza... I to niestety nie są rzeczy nowe, tylko tysiąc zaniedbanych dolegliwości wcześniej, bóli kręgosłupa, ugryzienia kleszcza, przeziębień, pracy w ciężkich warunkach itp... Zawsze mnie to skłania do refleksji, że mam dla kogo żyć i dla kogo o siebie dbać:)

      Usuń
  3. Mój stosunek do przedszkola znasz, do chuchania i dmuchania też, także tego... Czasem się zastanawiam jak to możliwe, żebyśmy były do siebie tak podobne ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. na razie super :) ale trzeba też uważać na "postęp po szwedzku" ale to na pewno wiesz :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Te krzesełka to mnie jednak przeraziły (a raczej dzieci pozostawiane w nich bez opieki) i słoiczki też nie wiem po co... To tak z wrażeń po "na żywo" ;)

    OdpowiedzUsuń