sobota, 31 sierpnia 2013

Ciasto i szwedzki kościół

Upiekłam ciasto!! Moje pierwsze ciasto w życiu:D I raczej niezjadliwe, wyglądem przypomina kupkę nieszczęścia. Dosłownie kupkę. Albo może coś na pół z kupką a na pół z deską. Smak może i jakiś ma, ale jest twarde i jakieś takie... Krzysiek zje, jeszcze nie znalazło się danie przyrządzone przeze mnie które by mu rzekomo nie smakowało. Doceniam to, że nie chce mnie urazić, ale na prawdę niektóre "specjały" nadają się tylko do spuszczenia w WC a on zajada z uśmiechem na ustach:) A i pierogi zrobiłam, z grzybami. Wyszły trochę lepiej niż ciasto, ale do oczekiwanego smaku było im daleko, tutaj też ciasto było twarde. Coś ja mam że wszystko wychodzi mi za twarde. Może za dużo mąki? A jak na złość w październiku, Krzysiek zapisał się na przygotowanie poczęstunku po mszy. I ponoć powiedział, że upiekę ciastko (buhahaha...:/) Zwyczaj tutaj mają fajny, że po każdej polskiej mszy, raz w miesiącu, Polacy spotykają się na kawie i ciasteczku (w październiku dostaną herbatniki:/ ) W ogóle zaczynam przyzwyczajać się do chodzenia tutaj do kościoła. Ostatnio byliśmy na szwedzkiej mszy, brzmiała na prawdę bardzo szwedzko, wszyscy śpiewali, korzystali z modlitewników i w ogóle, aby ja z kartką na której była cała msza po polsku i czytania. Usiedliśmy koło jakiegoś małżeństwa które wyglądało na Szwedów. Trochę tak mi głupio było, ale myślę co tam. Ten Pan co siedział obok tłumaczył coś po szwedzku Krzyśkowi na której stronie musi modlitewnik otworzyć, ale patrzę coś tam zerka tak zawzięcie na tą moją kartkę. I jak był znak pokoju, to on do nas po polsku: Pokój Pański, gość przed nami tak samo i nagle okazało się, że połowa kościoła to Polacy. Była też jedna młoda para z dzieckiem. Nie mogłam się na nich napatrzeć. To dziecko było tak grzeczne a może miało ze trzy-cztery latka (nie znam się na wieku dzieci, ale jeszcze było dość małe) większość dzieci w tym wieku jest wulkanem energii i nie wysiedzi spokojnie nawet sekundy, a ono zapatrzone było w księdza jak w obrazek. Do tego, gdy trzeba było klęczało i miało tak słodko złożone rączki:):)
A tak z innej beczki to mamy tutaj piękną jesień, normalnie jak nie w Szwecji, codziennie świeci słońce:) A ja boję się wyjść z domu sama:( Chciałabym tutaj mieć choć jedną koleżankę. Ale jak już się tutaj zamelduję to pójdę do szkoły i może tam kogoś poznam. Na razie nie jest źle:)

6 komentarzy:

  1. Nic się nie martw, moje pierwsze wypieki też nadawały się tylko do kosza (nawet ptaki nie chciały, pies też :P), a dziś (nie, ja się w ogóle nie chwalę) tylko ja w domu piekę i szczerze to uwielbiam :) Praktyka czyni mistrza :)

    Chciałam odwiedzić Holenderski kościół, ale niestety moja gospodyni pała do tej 'organizacji' nieskrywaną nienawiścią i nie powiedziała mi, gdzie go znajdę :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Moja żona była w Szwecji akurat w czasie wizyty JPII w tym kraju. Poza Polakami ta wizyta nie wywoływała żadnego zainteresowania.
    Nie dziwi mnie więc to, że na szwedzkiej mszy większość stanowili Polacy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Głowa do góry! Dasz radę! Jeszcze będziesz piekła suuuper ciacha.A jeśli nie...to zawsze są sklepy.;)Jeśli będziesz chciała mogę podać Tobie przepis na babke i placek, które wychodzą zawsze

    OdpowiedzUsuń
  4. Hehe, u nas podobnie - czasem coś mi ewidentnie nie wyjdzie i próbuję nawet zniechęcać Karola, żeby sobie dał spokój z jedzeniem tego, bo trudno, nie wyszło... A On zajada, zadowolony! "No Kochanie, nie przesadzaj, przecież dobre! Zawsze mnie karmisz pysznościami!" :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Hehe fajnie, mi pierogi też za twarde kiedyś wyszły. Jeszcze nie ogarnęłam tego. A Szwecja hmmm - jakaś taka odległa mentalnie wydaje mi się. Mam nadzieję, że znajdziesz tam koleżankę, bo fajnie jest mieć przyjazną duszę obok siebie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ważne że pierwsza próba za Tobą

    OdpowiedzUsuń