niedziela, 18 maja 2014

67 mm:)

Obwieszczam że nasza Kruszynka ma już 67 mm:) Pierwszy raz wszystko dokładnie widziałam na usg. Bez pośpiechu, bez strachu, leżałam sobie i patrzyłam na miniaturkę człowieczka, na takiego nieboraczka, z główką brzuszkiem i nóżkami. Słyszałam i widziałam łopoczące serduszko... normalnie coś niesamowitego. To nic że od 5 rano wymiotowałam co 5 minut, że już myślałam że to jakieś zatrucie i że trzeba do szpitala. Zamiast podróży autobusem, musiał zawieść mnie tata ale jak zobaczyłam to maleństwo wszystkie mdłości ustały. Chyba tego dnia wyrobiłam normę za cały miesiąc bo dzisiaj nawet w kościele czułam się zadziwiająco dobrze, co raczej się nie zdarza. Szkoda że mężuś nie mógł tego zobaczyć:( ale wszystko nadrobimy. Jakie to dobre uczucie gdy widzę że ktoś dokładnie sprawdza czy z Migdałkiem wszystko w porządku, bez pośpiechu wszystko jest mierzone, zapisywane, doglądane a nie tylko rach ciach i już stoję za drzwiami gabinetu w sumie to wiedząc więcej z internetu niż od lekarza. Tak. Teraz jestem zadowolona. I już za niecały miesiąc, jak wszystko dobrze pójdzie będziemy we trójkę, jak Bozia przykazała. Znowu zaczęłam myśleć nad naszym gniazdkiem, myślałam że plan powoli zarysował się w naszych głowach ale teraz znowu przyszły chwile zwątpienia. Bo to decyzja na całe życie i jeśli do końca życia mamy się z nią męczyć to chyba troche kiepsko. Szczególnie że ja nienawidzę jak ktoś mi się wtrąca, komentuje, albo wie lepiej co powinnam zrobić i jak. Nie ma wtedy u mnie żadnych pokładów miłosierdzia, zaczyna się wojna. Może dlatego że moi rodzice po wyrażeniu swojego zdania, jeśli akurat dziwnym trafem mieli odmienne niż moje zawsze powtarzali żebym robiła jak uważam i nigdy nie krytykowali, nawet jeśli ja sama byłam niezadowolona z wyboru. Jeśli ktoś był wychowany inaczej to nic dziwnego że mu inna forma wyrażania własnego zdania nie będzie przeszkadzać. Znowu pojawił się temat chrzcin, do naszych jeszcze daleko, wiem, że moja mama ma inne zdanie niż ja, ale nie zaszczuła mnie nim. Powiedziała i nie ma tematu, pewnie wróci, ale i tak wiem, że zrobię po swojemu, może nawet po mojemu będzie tak samo jakby chciała mama. Bo mam święty spokój i powoli sobie o tym myślę. Ale z czym spotkałam się ostatnio? Małżeństwo X wybiera chrzestnych dla swojego dziecka. Miała być siostra Pana X. ale owa siostra nie za bardzo się nadaje, nie interesuje się i w ogóle, a poza tym nie wiadomo czy będzie mogła dojechać na chrzciny, tak że rodzice woleliby wybrać na chrzestną swoją dobrą przyjaciółkę która jest żywo zainteresowana losem dziecka i do tego jest na miejscu. Wydaje mi się że wybór chrzestnych to decyzja TYLKO rodziców dziecka a nie jego dziadków/rodziców/teściów. Bo co zrobić jeśli właśnie ktoś dzwoni i terroryzuje że chrzestną ma być owa siostra bo to rodzina. I to nie jest tylko wypowiedzenie swojego zdania. To czysta próba wymuszenia. Mi na takie coś nóż w kieszenie się otwiera i ja w takich sytuacjach robię zwyczajnie na złość. Sprawa jest na tyle skomplikowana że jak się będzie cały czas robić po swojemu to i tak będzie wojna a robić jak ktoś sobie życzy to też źle... a na dłuższą metę tak nie da się żyć.

3 komentarze:

  1. Bycie rodzicem chrzestnym to jedna z odpowiedzialniejszych ról i na pewno nie wybrałabym kogoś, bo tak chcą moi rodzice. Z resztą mam bardzo podobny charakter do Twojego - nienawidzę, kiedy ktoś mi się w...trąca w moje decyzje i próbuje coś na mnie wymusić.

    Ale Migdałek już duży :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratuluję wzrostu Twojej kruszynce. Rób tak jak każe Ci sumienie i niech się do Was nikt nie wtrąca i nie wybiera Wam chrzestnych. Decydujcie sami i uświadomcie rodzinie, że to Wasza sprawa. Musisz być zdecydowana , powiedz o tym głośno , wtedy nóż w kieszeni będzie leżał spokojnie. Moja córka informowała nas o wszystkim, bo o wszystkim sobie mówimy ale nie wybierałam jej chrzestnych dla Księżniczki. Jesteście dorośli, macie swój rozum i Wasza to jest rodzina. Życzę Tobie dobrego samopoczucia, przeczytaj maleństwu bajeczkę od ciotki Lotki.

    OdpowiedzUsuń
  3. U nas pewnie też będą awantury, bo nie zamierzamy brać nikogo z rodziny. Ale dla mnie to musi być ktoś bliski i wierzący, przede wszystkim.

    OdpowiedzUsuń