piątek, 9 maja 2014

Jak to jest z tym wychowywaniem?

Najpierw były ciągłe rozważania na temat małżeństwa a teraz będą o dzieciach. Kto by pomyślał...  Na pewno nie ja. Wyznaję zasadę że dopóki dziecko nie chodzi głodne, pobite lub w jakikolwiek inny sposób nieszczęśliwe nie należy matce owego dziecka udzielać złotych rad lub opinii na temat wychowywania. No chyba że sama poprosi lub sama zainicjuje dyskusję na ten temat. W innych sytuacjach dla mnie to niedopuszczalne i oby nikt mi z takimi komentarzami nie wyskoczył bo będzie wojna. No ale blog to jest idealne miejsce do wyrażania własnych poglądów. Szczególnie, że ciekawi mnie ile zdołam z tego wprowadzić w życie. Czy faktycznie uda mi się być taką mamą jaką chciałabym być. Ostatnio słyszałam kilka ciekawych zdań lub byłam świadkiem sytuacji z którymi właśnie mocno się nie zgadzam
1) Dziecku nie wolno zabierać- czyli jak chce szczoteczkę do zębów- trzeba dać szczoteczkę. Chce do lusterka, trzeba do lusterka, tym samym tokiem rozumowania: chce nóż- trzeba dać nóż. Najwyżej wytłumaczyć że nie wolno, że to niebezpieczne itd.
Oj strasznie mnie denerwuje jak się dziecku daje wszystko to co chce. Wiem, łatwo mówić gdy szkrab drze się rykiem stada bizonów przez dwie godziny. Oj wiem i tego się boję, że będę za miękka... a matka dla mnie nie może być za miękka. Bo miłość to nie uległość, dla dobra dziecka trzeba być stanowczym i konsekwentnym. Oj boję się tej miękkości i to bardzo. I boję się żeby nie przegiąć w drugą stronę bo wychowywanie to nie wojsko i nie musztra. Tutaj jest potrzebna mądrość żeby nie przekroczyć granicy ani w jedną, ani w drugą stronę.
2) Sytuacja: dziecko nazwijmy Frania a osobę zajmującą się Nianią.
Niania: Chodź Franiu się ubrać
(Frania wydaje się nie słyszeć)
N: No chodź to pójdziemy do pieska...
(Frania ma to głęboko w czterech literach)
Akcja trwa jakiąś godzinę, może półtorej.
Nie rozumiem tej sytuacji gdyż Frania jest tutaj królową Elżbietą a Niania uniżonym giermkiem. Podobna sytuacja gdy Frania nie chce wyjść z mokrej trawy w rowie. Niania prosi. Mnie coś trafia idę, biorę na ręce i wynoszę pomimo płaczu (po uprzednim ostrzeżeniu że jak nie wyjdzie to po nią pójdę) Tyle że to nie moje dziecko i nie zamierzam dźwigać tylu kilogramów w moim obecnym stanie. Tyle że ja w takich sytuacjach do cierpliwych nie należę. I to też może być wada, ale coś czuję że szybko nauczę się cierpliwości. Ale do czego zmierzam: Brak konsekwencji. Dziecko robi co chce bo wie że i tak żadnej kary za to nie poniesie, więc słucha tylko tego czego samo chce. Zaznaczę że Niania nie jest mamą.
3) Rodzice boją się własnego dziecka: bo zapłacze, bo się zdenerwuje, bo nie zje, bo...
Wnioski: Dziecko to nie malutki słodziak, któremu da się wszystko wytłumaczyć, które ze wszystkiego wyrośnie i z wiekiem stanie się grzeczne jak aniołek. Może się mylę ale jak dla mnie dzieci są bardziej przebiegłe i podstępne niż my. Nie dlatego że są małymi złymi potworkami ale dlatego, że gdy się rodzą nie mają pojęcia że coś jest dobre a coś jest złe. Rodzic musi być konsekwentny i pokazywać że każda decyzja = konsekwencja. Ile dzieci na świecie widziałam u każdego do tej pory jest tak samo. Bezradny rodzić- sfrustrowane dziecko. Bo dziecko potrzebuje zasad, stabilizacji, autorytetu inaczej jest zagubione i nerwowe bo stawia się go na równi z dorosłym a wiadomo że ono nie da rady temu sprostać.
Właśnie taką mamą chciałabym być: konsekwentną, z zasadami, odważną ale żeby nad tym wszystkim górowała mądra matczyna miłość. Ideał prawda? No ale jakiś wzór trzeba mieć:) Czekam na wasze opinie na ten temat:)

17 komentarzy:

  1. Wiesz, jeśli chodzi o nianie, to sprawa jest nieco bardziej skomplikowana. To, że niania nie jest mamą to wiadomo i może prezentować nieco inne podejście. Ale na jej postawę składa się całe mnóstwo czynników - na czele z samą relacją niania-dziecko i niania-rodzice. Czasem nie warto się narażać zbyt zdecydowaną i stanowczą postawą, bo może być ona różnie odebrana. Nieraz jest tak, że na placu zabaw niania jest obserwowana przez znajomych rodziców dziecka, choć nie ma o tym pojęcia i później "życzliwi" lubią przy okazji opowiadać o tym, że widzieli małego z nianią, a zachowywała się tak i tak - a historię bywają ubarwiane lub zwyczajnie odebrane inaczej niż była to było w zamiarze niani...
    Wierz mi, to jest trudna sprawa. Pracowałam jako niania przez trzy lata i napatrzyłam się wielu różnych rzeczy, sama przeżywałam różne dylematy, czy zachować się tak, jak uważam, czy tak, jak woleliby rodzice... Ale zdarzyło mi się, że obce osoby na placu zabaw mówiły mi z uznaniem, jaka jestem stanowcza i konsekwentna, aż mi się miło robiło. ;D
    Ale w gruncie rzeczy to jest grząski teren i chyba nie ma co porównywać niani z rodzicami, bo to naprawdę zupełnie inna sytuacja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale niania to nie niania tylko tak nazwałam, to członek rodziny:) a dziecko podrzucone niczym kukułcze jajo

      Usuń
  2. Dziś wychowanie wygląda zupełnie inaczej niż kiedyś i to mnie czasem a nawet często przeraża dziś nawet małe dziecko nie czuje jakiegoś respektu czy nawet szacunku a rodzice stosują się do tego co jest im wciskane w poradnikach i tym podobnym a potem na starość jesteśmy zdani na łaskę domów opieki czy domów starości

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, teraz też zauważyłam, że jak ktoś ma małe dziecko to po prostu trudno ogarnąć żeby coś innego zrobić. Kiedyś małe dzieci normalnie brało się w pole, sadzało na kocu, lub w wersji ekstremalnej przywiązywało się za nogę gdzieś pod drzewem i jakoś było. Teraz za takie coś to do więzienia by pozamykali. Sama pamiętam jak musiałam sobie wynajdować jakieś zabawy gdy rodzice zbierali len albo kopali ziemniaki. Jakoś kiedyś dzieci bardziej rozumiały że nie są pępkiem świata, że są obowiązki. Teraz ani szacunku ani niczego w tym stylu. Smutne to takie.

      Usuń
  3. Pracując z dzieciakami nauczyłam się, że nie ważne, jak postępują rodzice i czego od nas oczekują. Mając pod opieką całą grupę nie mogę dla nikogo robić wyjątków ponieważ zapanowałby chaos.
    Ale zajmując się córeczką siostry w pewnym momencie miałam ochotę udusić obie. Takiego uzależnienia dziecka od matki (w ogóle czyjejś obecności), żeby spokojnie nie można było iść do toalety to jeszcze nie widziałam...

    OdpowiedzUsuń
  4. Jest taka książka "NIE z miłości" myślę, że wpisuje się w to, o czym piszesz ;)
    Ja sama jestem na etapie czytania 'Dziecka z bliska" Agnieszki Stein i zastanawiania się nad sobą i polecanymi przez nią metodami (granice, konsekwencje tak, kary i nagrody już nie... troszkę trudno mi to pojąć, ale widzę też w tym sporo racji).
    A i nie zgodzę się, że dzieci manipulują czy cwaniakują (kiedyś myślałam podobnie, ale praca w przedszkolu i bycie nianią plus rozmowy z wieloma rodzicami wyprowadziły mnie z błędu), one tylko naśladują rodziców lub powtarzają zachowania, których ich nauczymy.

    Mogę prosić o jakiś namiar do Ciebie? albo skrobnij proszę na 23048.8w@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżeli "granice i konsekwencje tak", to co za przekroczenie granic?

      Usuń
    2. Może ja mam za mało przykładów, ale z tego co do tej pory widziałam to jednak nadal uważam że dzieci manipulują. Bo doskonale wiedzą co zrobić i jak zrobić żeby dostać to, czego chcą. Ale masz rację że są takie dlatego że rodzice tego ich nauczyli. Dziecko na pewno nie wie że jest małym manipulatorem, tylko po prostu ma instynkt przetrwania. Uczy się zdobywać to co jest dla niego ważne i unikać tego czego nie lubi. Jak rodzice mądrze tym nie pokierują to mają potem małego histeryka. A co do nagród i kar. To też delikatna kwestia. Jak za bardzo postawimy na nagrody to z dziecka zrobimy materialistę, jak będziemy szastać karami na lewo i prawo to kara straci sens jakikolwiek. Jednak jak dla mnie kara za łamanie granic musi być, ale nie jakieś klęczenie na grochu :D bardziej coś w rodzaju konsekwencji popełnionych czynów np. "za złe zachowanie w piaskownicy wracamy prosto do domu." ale to tylko płytki przykład podany tylko po to żeby zobrazować mój punkt widzenia. Ale to tylko moje zdanie. Zobaczymy jak to mi zafunkcjonuje w praktyce :)
      A i jeszcze jest teraz modne rodzicielstwo bliskości. Przekonałam się do niego ale do pewnego momentu. Takiemu malutkiemu bobasowi ta bliskość jest niezbędna i nie ma co go ćwiczyć w wypłakiwaniu się itd. Niech ma tej bliskości ile dusza zapragnie ale z wiekiem uważam że trzeba powolutku przesuwać granice, wprowadzać zasady, tłumaczyć może jedno drugiego nie wyklucza, nie wiem. Bo co jeśli dziecko w wieku trzech lat albo czterech chce spać z rodzicami? Ok. potrzebuje bliskości ale w tym wieku tą potrzebę bliskości trzeba jakoś "ociosać" żeby dało się żyć :D Oczywiście mówię tak bardzo ogólnie. To jest temat baaaardzo złożony i podanie kilku przykładów może wywołać więcej nieporozumień niż cokolwiek wyjaśnić. A podsumowanie jest takie: plany można mieć i bardzo dobrze, ale jak przyjdzie co do czego to każdy i tak orze jak może :)

      Usuń
    3. Z tym RB (m się bardzo podoba) jest ten problem, że jak ktoś nie zgłębi tematu to wychowuje "bezstresowo" i rozpuszcza dziecko, a potem mówi, że to RB i zniechęca innych...
      A jest dokładnie tak, jak napisałaś z tą piaskownicą :)
      Wydaje mi się, że w wychowaniu najważniejsze jest, żeby zacząć od początku, a nie jak dziecko ma 3 lata i łobuzuje... Wtedy to już trochę za późno.

      Co do wspólnego spania do 5 roku życia to istnieje mnóstwo pokojowych sposobów na to, żeby dziecko chciało spać samo ;)

      I jako ciekawostka: Searsowie, którzy są jakby rodzicami idei RB to katolicy i warto na RB patrzeć z tej perspektywy :)

      Usuń
    4. No wiesz ja aż tak nie zgłębiałam tej metody, wręcz może tak jak napisałaś, mylę ją z bezstresowym wychowywaniem, dlatego mi nie do końca "podchodzi" Ale podpisuję się pod tym, że trzeba od początku, bo potem nagle wychodzą takie przypadki że nadają się tylko do superniani. (swoją drogą lubię wersję amerykańską tego programu i wiele metod wychowawczych mi się w niej podoba) Jeszcze na pewno poczytam jakieś książki, bo miłość miłością, wiedza wiedzą a rozsądek rozsądkiem. Brak któregoś i klapa :)

      Usuń
  5. Chyba każdy musi znaleźć własny sposób na wychowanie dziecka... bo dużo też zależy od charakteru dzieciatka... tak żeby go nie stłamsić, ale wydobyć z niego to, co najlepsze... Ja na dość dużo młodemu pozwalam, pod warunkiem oczywiście, że to nie jest zagrożenie dla jego zdrowia lub życia;) No i wiadomo że inne zasady panują u nas w domu, a inne jak idziemy do kogoś w odwiedziny. Bo na przykład mogę pozwolić dzieciakowi żeby wywalał garnki z szafki u mnie w kuchni, ale u kogoś już nie. Ja doszłam do wniosku, że w naszej sytuacji, kiedy Antek jest tak bardzo żywotny, ciekawy wszystkiego i w ogóle, przesadne tłumienie tego nie przyniesie żadnej korzyści. Staram się raczej wykorzystywać pozytywnie to jego zainteresowanie światem, np jak lubi przenosić różne rzeczy w inne miejsca, to pomaga mi w ładowaniu pralki, rozładowywaniu zakupów, noszeniu naczyń itd- wiadomo, coś tam co jakiś czas się wydarzy,coś potłucze, coś pogubi itd, ale myślę, że przez to uczy się dużo więcej niż przez zostaw, nie rusz, nie dotykaj. Sczoteczką do zębów też sie bawił;) nawet moją elektroniczną, końcówkę zawsze można wyparzyć przed użyciem, a myślę, że on przez to też poznaje świat i się uczy. Oczywiście bez przesady, żeby nią podłogi nie szorował;) Natomiast absolutnie nie toleruję wymuszania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do tego cwaniakowania:) To masz rację, dziecko nie rozróżnia jeszcze co jest dobre, a co zle, nawet nie rozróżnia tego, co jest zwyczajnie niebezpieczne, niestety... Ale też nie jest takie aż przebiegłe;) Działa nadzwyczaj prosto, chciałoby coś mieć, to próbuje to zdobyć, obserwuje reakcje rodziców i na tej podstawie się uczy;) Niestety, ja to czasem się też modlę, żeby ten mój szkrab był dzisiaj grzeczny, żeby się nie zdenerwował itd... Swoje grzeszki też pod tym względem mam;) nie ma rodziców idealnych.

      Usuń
    2. Bardzo mądrze napisane. Co dziecko, to różnica. Masz rację że jak znowu będzie się co krok krzyczeń "nie rusz, nie dotykaj" to więcej szkody niż pożytku bo wyrośnie nam dziecko co się będzie wszystkiego bało, albo przestanie reagować na te krzyki i zacznie robić i tak co chce. A ten przykład ze szczoteczką dlatego podałam bo szczoteczka szczoteczce nierówna. Co innego Twoja, jesteś w końcu mamą a co innego jakaś nie wiadomo czyja, którą nie wiadomo kto, nie wiadomo co robił:D Jest jeszcze sprawa tego, że ja obserwuje cudze dzieci, których nie kocham, których nie znam, i z którymi nie mam styczności. Chodzi mi o to że np jakbym zobaczyła Antosia i wcześniej nie czytała Twojego bloga i nie wiedziała jaki ma charakter oceniłabym wszystko z całkiem innej strony niż ta prawdziwa. Dlatego teraz dla mnie to wszystko to tylko teoretyzowanie bo nie mam pojęcia co akurat będzie funkcjonować w przypadku mojego dziecka, ale taka dyskusja pokazuje strasznie dużo różnych punktów widzenia i to jest bardzo fajne bo nie wiadomo co się kiedyś przyda:)

      Usuń
    3. Ano to oczywiste:D Dlatego napisałam, że w domu kogoś innego panują inne zasady, i z rzeczami innych osób tak samo;) Np. Antoś może bawić się moją komórką, bo mam pancernego samsunga którego nie jest łatwo wysłać na tamten świat, a poza tym, jest mój, ale broń Boże telefony innyh osób...
      Mi bardzo podchodzi wychowanie klasyczne- tzn postawienie przede wszystkim na formowanie charakteru, tak samo jak w starożytnej Grecji w pierwszej kolejności uczono cnót, sztuki, formowano człłowieka jako osobę, a dopiero w następnym kroku uczono wiedzy- w dzisiejszym świecie jest odwrotnie, kładzie się nacisk tylko na wiedzę, naukę, szkołę, a kto formuje charakter, jak dziecko jest cały dzień z niańką albo późńiej w szkole? :) O edukacji klasycznej jeszcze ubogaconej o wiarę mówi ten blog: http://www.edukacja-klasyczna.pl/
      A o rodzicielstwie bliskości tutaj: http://dziecisawazne.pl/7-zasad-rodzicielstwa-bliskosci/ Ale myślę, że z tego wszystkiego najważniejsze jest to co akurat tam jest podkreślone, że to są TYLKO narzędzia, nie trzeba ich ślepo stosować, można dopasowywać do siebie, tak, by czuć się z tym dobrze, bo wychowanie jest sprawą bardzo indywidualną, i naprawdę tragedia się nie stanie, jeśli ktoś nie będzie chciał spać z dzieckiem albo nosić je w chuście. Ja to dążenie do bliskości z dzieckiem polecam:) Ale nie na siłę i nie za wszelką cenę.

      Usuń
    4. Co do nagród i kar, to zgadzam się, że najlepsza jest taka będąca konsekwencją, ale czasem trudno coś takiego wymyślić. Przykład już trochę starszego dziecka: Dzieciak maże Ci flamastrem po ścianie, mówisz: za karę będziesz musiał to zmyć i jest ok, związek przyczynowo skutkowy. Ale problem zaczyna się, jak dzieciak Ci powie, że on tego nie zmyje, bo to ładne, bo on to narysował, bo nie... Co wtedy za karę? Za karę będziesz miał brudne ściany? Ładna kara, jak jemu się te mazaje bardzo podobają... I no właśnie... Możesz wprawdzie zabrać mazaki, ale on i tak zadowolony będzie, bo ścianę już pomalował, a na drugi raz nauczy się, że jak chce mieć fioletowa podłogę w pokoju, no to może pomalować farbkami, tylko tak żeby mama nie widziała, farb już wprawdzie nie dostanie, ale swojego dopnie, podłoga fioletowa będzie...

      Usuń
    5. Ha ha:) Masz rację trudno wymyśleć sensowną karę, ja nawet nad tym moim naiwnym przykładem długo myślałam:D A co do zachowania w domu a w gościach to masz bardzo dobre podejście bo np mój brat jak przyjeżdża z synkiem to niestety ma daleko pojęcie mojej własności. To ja mam się dostosować, posprzątać wszystkie cenne rzeczy a po wizycie siedzieć cały dzień i sprzątać:/

      Usuń
  6. dziecko to przede wszystkim człowiek a nie zabawka, taka refleksja po przeczytaniu

    OdpowiedzUsuń