wtorek, 21 lutego 2017

Wychowanie do życia w wolności

Dzieci śpią, dziwnym trafem rownocześnie wiec pisze, bo tak jakos naszło mnie na dumanie nad życiem, światem... Caly czas sie uczę, szukam swojej drogi i co raz cześciej dochodzę do wniosku ze bardzo mi sie nie podoba to co sie teraz dzieje, jakos mam takie dziwne wrażenie ze na każdym kroku jesteśmy manipulowani, ze nie możemy samodzielnie żyć, myślec, zachowywać sie, dokonywać własnych wyborów, ja wiem taka jest cena życia w społeczeństwie, chociaż nie, zdecydowanie nie, jest tak ponieważ na to pozwalamy, dajemy sobie wmówić ze nasze życie musi tak wyglądać, ze rodzimy sie, mamy jakieś 2 lata beztroskiego dzieciństwa ( i to nie wszyscy) a potem od razu przedszkole, zajęcia dodatkowe bo przecież trzeba sie usamodzielnić, uspołecznić, nauczyć sie tego i tamtego bo potem trzeba pójść do szkoły podstawowej średniej, na studia... Trzeba wyuczyć sie masy niepotrzebnych rzeczy tylko po to zeby ktoś inny był zadowolony, zeby dostać jakaś bezsensowna ocenę która w jakiś sposób nas określa, inni ludzie dyktują nam czego mamy sie uczyć, na jakie pytania odpowiadać, wyznaczają normy, mówią co możemy robić, potem dajemy sobie wmówić ze dorosłe życie to ciagle problemy bo przecież trzeba pójść na etacik, wstawać rano i tyrać do emerytury, lekarze mówią co mamy robić z naszym zdrowiem, na wszystko jest teraz magiczna pigułka, od samego momentu zajścia w ciąże wszyscy za nas decydują, to lekarz prowadzi ciąże, potem jedziemy do szpitala który jest fabryką do wyjmowania dzieci z brzucha potem wiadomo zabiegi, niby wszystko dla dobra matki i dziecka a tak na prawdę często bezsensowne procedury, dlaczego tak myśle? Bo mam porównanie dwóch rożnych krajów. W Polsce utarło sie ze na byle smarknięcie trzeba iść z dzieckiem do lekarza który rzadko kiedy powie ze dziecku nic nie jest tak jakby czuł sie w obowiązku wypisać receptę na cokolwiek a jak juz na prawdę nie ma na co to najwidoczniej trzeba poszerzyć diagnostykę bo jak sie głębiej poszuka to juz na pewno coś sie znajdzie. Wiem trochę przejaskrawiam jak zwykle, bo wiem ze nie wszyscy tacy sa i ogólnie sa rożne sytuacje ale wiecie o co mi chodzi. I tak sie zastanawiam czego ja chce dla moich dzieci bo to przecież ja pokazuje im jak wyglada świat. Czy ja zaszczepie w nich radość do życia, poczucie własnej wartości, poczucie wolności i tego ze to one są panami własnego życia. Zaczęłam sie nad tym zastanawiać po rozmowie ze znajoma na temat szkoły, bo ogólnie jestem strasznie anty temu przybydkowi i w Polsce raczej na pewno Kuby do szkoły bym nie wysłała no i tak sobie dyskutowalismy nad tym bo szkoła przecież uczy dyscypliny, samozaparcia itd itp no właśnie... I znowu pytanie czego ja chce dla mojego dziecka? Czy chce zeby było takie jak ja? Zeby tak jak ja czuło ze cały czas ktoś za niego decyduje, nie, zdecydowanie nie! Bardzo bym chciała wychować moje dzieci do absolutnej wolności, ograniczonej tylko wolnością drugiego człowieka, chce im pokazać ze życie jest dla nich, ze są stworzone do bycia szczęśliwymi, ze tak na prawdę mogą wszystko a trudności sa po prostu wpisane w nasze życie ale go w żaden sposób nie określają i ze mimo wszystko zawsze trzeba patrzeć z optymizmem w przyszłość bo Bóg stworzył nas do szczęścia i do wolności. Nie chce zeby ktoś wmówił moim dzieciom ze muszą to czy tamto, ze muszą uczestniczyć w tym chorym wyścigu szczurów, ze musza słuchać kogoś kogo nie chcą i robić to co inni każą. Nie chce zaszczepić w nich przekonania ze praca to coś przykrego i ze zawsze najważniejszy jest cel. Mam nadzieje ze to mi sie uda!

3 komentarze:

  1. O ja, no to faktycznie Cię naszło. Moim zdanie najlepiej to co najlepsze z obu stron tworząc tym samy swój własny złoty środek.

    OdpowiedzUsuń
  2. Margolciu, wybacz, ale nie podoba mi się ten tekst, bo brakuje w nim spojrzenia na całość. W jednym zdaniu tylko wspomniałaś o Bogu: bo Bóg stworzył nas do szczęścia i do wolności, ale już do tego zdania konieczny jest komentarz. Owszem Bóg stworzył nas do szczęścia, ale z drugiej strony wiemy, że to szczęście znajdziemy dopiero w Nim. A wolność to On nam dał, ale nie jest ona celem samym w sobie - dał nam ją po to, byśmy nauczyli się kochać. Kochać możemy tylko w wolności, ale wolność jest nam tylko do tego potrzebna, a nie dla niej samej. Wzorce kulturowe ułatwiają nam życie, bo ta wolność, którą Pan nam dał, mogłaby nas przytłoczyć (nie jesteśmy w stanie podejmować każdej decyzji tak, jak by była ona najważniejsza na świecie) - masz rację, że wiele rzeczy wybieramy w życiu jedynie i wyłącznie na zasadzie przyjmowania pewnych wzorców - ale w tym jest nasze szczęście, bo nie jesteśmy w stanie wypróbować wszelkich możliwości i zawsze wszystko wybierać w pełni świadomie; te wzorce pozwalają nam ograniczyć świadome i w pełni przemyślane decyzje tylko dla spraw najważniejszych. A więc do tych, które pozwalają nam wzrastać w miłości. Przeciwstawiać się wzorcom trzeba tylko w tych przypadkach, które przeszkadzają w naszym wzrastaniu w miłości. Na to rzeczywiście trzeba zwracać uwagę, bo dzisiejsza kultura błądzi, zagubiła Cel, ale największym dla nas niebezpieczeństwem jest to, że i my zagubimy ten Cel.

    OdpowiedzUsuń
  3. Umm rzeczywiście nie ujęłam tematu całościowo, nie chodziło mi o to ze jeśli Kuba przyjdzie do domu w rozowej sukience i powie ze on jest wolny to krzyknę z radości i mu pobłogosławię 😀 nie bo brak wartości to inna kwestia, chodziło mi o to ze mamy wpojony pewien model z którym sie nie zgadzam, i w tym temacie nie jesteśmy wolni i nie możemy świadomie wybierać np jeśli chodzi o szkole, pojęcie pracy, nasze zdrowie a jeśli chodzi o wartości moralne to nie miałam tego tematu zupełnie na myśli bo to inna kwestia. Mój błąd ze tego nie zaznaczyłam. Jeśli chodzi o Szwecję to kiedyś juz pisałam ze wiele kwestii bardzo mi sie nie podoba, a co do bloga to decyzje podjęłam juz dawno bo w sumie i tak nie mam czasu pisac a jeśli znów zacznę to chyba na innym blogu, typowo rodzicielskim

    OdpowiedzUsuń