wtorek, 10 września 2013

Zakupy

Wczoraj byliśmy z mężem na zakupach (nadal jak używam sformułowania "z mężem" to jakoś nie mogę uwierzyc że to o mnie chodzi i o mojego mężą:D) w każdym razie było fajnie. Pół dnia stresu bo sama musiałam dojechac na miejsce spotkania czyli jakieś 30 km, a ja i samochód to horror, ale jak widac żyję. I w końcu mam zasłony w pokoju!:) Fioletowe, śliczne zasłony. Do tego flakonik z czterema sztucznymi kwiatkami, dwie ramki na zdjęcia i trzy kaktusy w takich małych słodkich zielonych doniczkach. Pokój na prawdę wygląda co raz ładniej, a pamiętam jak się wprowadziliśmy to były tylko gołe ściany, spaliśmy z Krzyśkiem na podłodze przykryci ręcznikami:D A teraz to wręcz królewsko:) W porównaniu do pokoju chłopaków (który ma potencjał, bo jest od południa, ma panele, jest duży i ma kilka fajnych mebelków no ale wiadomo, faceci...) nasz to prawdziwy pałac:D I dobrze mi już tutaj. Bo ten dom z każdym moim pomysłem robi się bardziej mój, pomimo tego, że mąż próbuje przeforsowac wszędzie zielony kolor:) Tak, że myśli przewodniej w tym naszym gniazdku nie ma żadnej, bo przynosimy tutaj zarówno to co podoba się mi jak i to co preferuje mąż, ale i tak jest ślicznie. Poza tym wpadłam na świetny pomysł. Kupiłam wczoraj taki wypaśny zeszyt i robię mężowi niespodziankę. Będę w nim zapisywac każdy dzień naszego małżeństwa i wszystko co owego dnia się wydarzyło a miało związek z nami. Każdą miłą niespodziankę, miłe wydarzenie, jakiś ciekawy fragment naszej rozmowy. Do tego każdego dnia będę zapisywac jakiś fajny cytat o miłości i wszystko ozdobię własnoręcznymi rysunkami. Jak na razie wygląda fajnie. Myślę, że to może byc ciekawa pamiątka. W ogóle jest dobrze. Nie spodziewałam się, że po ślubie tak to wszystko będzie wyglądac, myślałam,  że będzie gorzej, że wylezie ze mnie egoizm i szybko zmęczę się dogadzaniem mężowi a tutaj jest wręcz przeciwnie. Wydaje mi się, że zmieniamy się oboje na lepsze. Za każdym razem gdy wstaję rano razem z nim żeby zrobic mu śniadanie, kanapki i herbatę do termosu i za każdym razem mam myśl, że może dzisiaj sobie odpuszczę, poradzi sobie beze mnie, to jednak wstaję i robię co mam zrobic. Przed ślubem jak byłam w Szwecji też tak robiłam, ale wtedy coś innego mną kierowało, czegoś chciałam w zamian, łatwiej mi było sobie odpuścic pod byle jakim pretekstem, coś siedziało mi w głowie a teraz to coś złego gdzieś wyparowało. Coś innego mnie napędza i motywuje. I to jest takie przyjemne, bo za każdym razem czuję się wygrana. Wiem, że to taka ośla łączka przed tymi latami które na nas czekają, ale cieszę się tym co teraz od Boga dostaję:)

5 komentarzy:

  1. Jak miło czytać takie opowieści:)

    OdpowiedzUsuń
  2. O prosze, chwilę mnie nie było a Ty juz mężatka, po przeprowadzce ;) i jaka szczęśliwa :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Super! Gdy potrafisz ciszyć się małymi rzeczami to i wielkie staja się piękne.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja miałam pisać listy do A. i dać mu je w naszą pierwszą rocznicę, ale... na napisaniu 1 listu się skończyło :) Tobie życzę więcej wytrwałości!
    Mamy za to swój zeszyt, w którym piszemy nasze przemyślenia po wysłuchanych konferencjach o. Szustaka ;) które bardzo Ci polecam!
    Pachnidła <3

    OdpowiedzUsuń
  5. powodzenia z tym zesytem, aby nigdy nie zabrałko siły i weny :)

    OdpowiedzUsuń