piątek, 27 września 2013

Wylewanie żalów

Miałam ostatnio dużo tematów do poruszenia na blogu a jak teraz usiadłam do komputera to wszystko zapomniałam:/ Mąż pojechał na dwa dni na południe Szwecji, pierwszy raz zostałam sama w domu i tak sobie myślę o różnych rzeczach, o tym że moje koleżanki zaczynają niedługo studia a mnie to już nie dotyczy. Szkoda mi trochę, chociaż wiem że to była świadoma decyzja i nie mogło byc inaczej a jednak coś mnie w sercu kłuje. Mam wrażenie że z mojego wcześniejszego życia zostałam wykopana a do nowego jeszcze nie weszłam i tak w sumie to czuje się jakbym nie miała swojego miejsca, swojego domu. Tęsknię za Polską, ale nie mogę wrócic bo wystarczy że męża nie ma dwa dni a mi już źle. Nie wiem jak my dawaliśmy radę widując się 4 razy do roku. Na samą myśl, tego co było aż mnie skręca, ale na magisterkę bym poszła, na portugalskim mają taki fajny plan, ale jak pomyślę o pisaniu pracy to też zbiera mi się na wymioty i weź tu dogódź kobiecie:/ Tęskni mi się za przyjaciółkami, wydaje mi się, że wszyscy o mnie zapomnieli, że wybierając wyjazd za granicę przekreśliłam wszystko co miałam. Chciałabym tak zwyczajnie pójśc na piwo, albo połazic po mieście gdzie wszystko jest mi znane, gdzie bez problemu mogę się ze wszystkimi dogadac, chciałaby żeby ktoś mnie czasem odwiedził, wypił ze mną kawę. Jak na razie to jedynymi moimi przyjaciółmi jesteście wy i dziękuję wam za to bo bez blogowego świata jeszcze trochę a zaczęłabym gadac do ścian. Niedługo jedziemy na tydzień do Polski, już się nie mogę doczekac, tak się za wszystkim stęskniłam, za rodziną, za Polską ale to tylko tydzień i masa spraw do załatwienia, dwie rodziny do ogarnięcia. Krzysiek tęskni za swoimi a ja za swoimi i co tu zrobic? A potem znowu Szwecja w której będzie ciemno i zimno cały czas:/ Jedynie wizja szkoły w listopadzie trochę mnie ratuje. Z tego wszystkiego zaczęłam myślec o dziecku i tu też jest problem bo ja się chyba do tego nie nadaję, w ogóle sobie nie wyobrażam, że miałabym urodzic a co gorsza byc potem sam na sam z takim małym bobasem, jak o tym myślę to mdleję ze strachu. Trochę pomagają mi blogi mam, bo jak widzę wszystkie przechodzą to samo i tragedia się nie dzieje, najgorsze jest to, że boję się utraty wolności, wygody... wydaje mi się że z momentem narodzin dziecka kobieta przestaje byc kobietą a zostaje matką, która nie śpi, cały czas się martwi i cały czas jest zmęczona. Nie musicie mi mówic że jestem egoistką, bo to już wiem od dawna. Boże myślenie to też nie jest, w ogóle z Bogiem też mi ostatnio nie po drodze. I tak się wszystko papra. A tak z innej beczki to widziałam dzisiaj reklamę w telewizji która zachęca aby sześciolatki szły do szkoły, ponoc 90% rodziców jest zadowolonych i to żadna tragedia. Skwituję to tak jakby przy reklamie chipsów pani uparcie twierdziła, że są one zdrowe i niezbędne do prawidłowego rozwoju, bogate w witaminy a ludzie o tym nie wiedzą bo żyją w ciemnogrodzie. Tyle.

10 komentarzy:

  1. Na pewno jest Ci trudno w obcym kraju tym bardziej że jeszcze nie znasz dobrze języka Co do dziecka to poważna decyzja i jeśli nie czujesz się jeszcze na siłach lepiej poczekać

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz, ja też byłam przerażona, jak to ja, sama w domu z noworodkiem?:) W szpitalu jak okazało się, że musimy troszkę dłużej z małym zostać, to byłam przeszczęśliwa, że nie będę sama w domu z takim bobasem:) Dziewczyny płakały po kątach bo już chciały do domu wyjść, a ja zadowolona:) Ale w końcu nadszedł ten dzień, że trzeba było wrócić... Daliśmy radę:) Teraz to nawet nie pamiętam, jak było bez tego małego urwisa co mi się wiecznie pod nogami kręci:)
    Co do studiów to tak bardzo Cię rozumiem... Mój rocznik teraz się broni, nasze forum kierunku już zniknęło, ostatnio miałam okazję odwiedzić politechnikę to tak coś w sercu zakuło... No, ale taką decyzję podjęłam, trudno, rozdział (póki co) zamknięty. Choć oficjalnie studentką dalej jestem, mostów za sobą jeszcze nie spaliłam:)
    A ja bym bardzo chętnie Szwecję zobaczyła jeszcze raz:) Taki spokój... Te urocze wysepki... naprawdę się zakochałam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze usłyszec że ktoś czuje tak jak ja:) Przynajmniej wiem że wszystko ze mną w porządku. Na razie kompletuję wiedzę, powoli oswajam się z myślą o dziecku, i chyba jak na razie zaryzykuję z jakimś zwierzakiem, z chomikiem może albo ze świnką morską. Jak mi nie zdechnie to będzie pierwszy pozytywny krok do przodu. Kwiatki jak na razie dają radę, tylko pietruszka na oknie coś przysycha:D Myślę że taka kolejnośc będzie odpowiednia: kwiatki, zwierzę, dziecko:D

      Usuń
  3. Na studiach miałem mądrą panią od socjologii, która zwracała uwagę m.in. na fakt bardzo typowego błędu - bardzo często ludzie odkładają ślub na moment ukończenia studiów. Efekt tego jest taki, że ludzie uczą się dwóch całkiem nowych ról społecznych naraz - i bycia mężem/żoną, i bycia pracownikiem. Oczywiście można dać sobie z tym radę, ale rozsądniej jest rozdzielić w czasie te dwa wydarzenia.
    Obawiam się, że w Twojej sytuacji wchodzenie w rolę mamy, nie byłoby rozsądne - najpierw musisz nauczyć się funkcjonować jako osoba dorosła w nowym kraju; dziś, nade wszystko ze względów językowych, tak nie jest - za wcześnie więc na przyjmowanie roli mamy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie dlatego nie czekałam na całkowity koniec studiów bo to by była całkowita porażka, teraz mamy właśnie taki plan jak mówisz. Przyjechałam tutaj choc wszyscy skrycie twierdzą że powinnam siedziec w Polsce jak wszystkie kobiety których mężowie pracują za granicą a nie tak bezczelnie nic nie robic. Rodzic też powinnam w Polsce a tatuś by pieniądze tylko przysyłał. Taki panuje u mnie światopogląd. Ja wybrałam inaczej. Przez ten rok staram się zaklimatyzowac, nauczyc języka, dowiedziec się jak tu dokładnie wygląda opieka lekarska, wszystkie świadczenia. Mąż porządkuje sytuację "prawną" (nie wiem czy to dobre słowo, chodzi mi o to żeby Krzysiek został już na poważnie zameldowany jako hmm rezydent (też nie jestem pewna tego słowa) ja dostała szwedzki pesel, żeby wszystko było całkowicie na legalu a nie tak jak jest teraz, trochę tu, trochę tam a w sumie to nigdzie)) Taki był plan, i wierzę że jest dobry bo tak jak mówisz skacząc od razu na głęboką wodę może i nauczę się pływac, ale ciekawe jakim kosztem. Tylko, że jak tak siedzę sama cały dzień to szkoda mi tego czasu, który gdzieś mi umyka przez palce, bo i tak nic nie mam do roboty, to jak to moja prababcia mówi dziecko by się podchowało przez ten czas:D

      Usuń
    2. Podchować, by się podchowało. Ale przecież Twoim głównym zadaniem (zaraz po tym, by nauczyć je kochać, co jest zadaniem najważniejszym), jest to, by nauczyć je odważnie kroczyć przez życie. Jak byś miała je tego nauczyć, skro w Tobie samej ze względu na barierę językową jest mnóstwo lęków?

      Usuń
    3. Nawet i bez bariery językowej ja to jestem jednym wielkim lękiem:D ale w tej dziedzinie liczę na męża

      Usuń
  4. znam to jak trudne są takie przeprowadzki, mimo, ze my tylko o 250 kilometrów...

    OdpowiedzUsuń
  5. Nawet nie wiesz jak bardzo Cię rozumiem. Kiedy w wieku 11 lat przyjechaliśmy do Polski, to tak bardzo tęskniłam do miejsca gdzie się wychowałam, że płakałam po nocach, aby mama nie widziała, że tak przeżywam rozstanie ze środowiskiem , w którym rosłam. Z dzieckiem poczekaj trochę, bo samej będzie Ci ciężko, chyba że mama przyjedzie pomóc. Dasz radę, zżyjesz się ze wszystkim i przyzwyczaisz do nowego środowiska. Pozdrawiam,życze spokojnych dni i nocy.

    OdpowiedzUsuń
  6. Podobnie czułam się w Holandii, a byłam tam tylko dwa tygodnie. Ale zobaczysz, z czasem będzie coraz lepiej :)

    OdpowiedzUsuń